Mistrzostwa Europy dały nam odpowiedź. "To odróżnia zespoły dobre od wielkich"

Polki nie zawojowały mistrzostw Europy i choć nawiązały walkę z Turczynkami, ostatecznie nie wygrały nawet seta. - Mieliśmy swoje szanse i to boli, ze ich nie wykorzystaliśmy. Turniej coś pokazał - mówi były siatkarz, Jakub Bednaruk.

Bogumił Burczyk
Bogumił Burczyk
mecz Turcja - Polska PAP/EPA / OLIVIER MATTHYS / Na zdjęciu: mecz Turcja - Polska
Początek wszystkich trzech partii przebiegał pod dyktando Polek. Niestety, prędzej czy później do głosu dochodziły Turczynki i nie zważając na wypracowaną przez Polki przewagę, rozstrzygały końcówki na swoją korzyść.

Rozczarowaniem dla fanów Biało-Czerwonych mogła być przede wszystkim trzecia partia, która nie pozostawiła naszym złudzeń. Rywalki udowodniły na parkiecie, że są lepszą drużyną i pokonały podopieczne Stefano Lavariniego 3:0 (25:23, 25:22, 25:18).

- Z jednej strony może być żal i smutek z powodu niewykorzystania dwóch szans. Mam wrażenie, że bliżej było wtedy, kiedy Polki prowadziły 21:18 i na zagrywkę wyszła Jurczyk, jednak potem ją zepsuła. Choć nie można zapominać również o przebiegu pierwszego seta. Nasze reprezentantki wygrywały wówczas 16:12. To były momenty, w których Polki pokazywały naprawdę dobrą siatkówkę - mówi Jakub Bednaruk, dwukrotny srebrny medalista mistrzostw kraju w piłce siatkowej, w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką - Polska pokonała Ukrainę! Zobacz kulisy meczu ME

Dobra gra chwilami to jedno, ale jest też druga strona medalu. - Nie możemy zapominać, jak wyglądały spotkania z Belgijkami i Węgierkami. Tam też przez dłuższy czas grała była bardzo wyrównana. W decydujących chwilach jednak Polki rozegrały skuteczną kontrę, zdobyły punkt po kąśliwej zagrywce albo zadziałał blok. Z Turczynkami było odwrotnie. Po tym rozpoznaje się zespół lepszy. To wychodzi w sytuacjach, gdy trzeba wznieść się na wyżyny - zauważa nasz rozmówca.

Jeśli nie Turczynki, to trzeba było wcześniej pokonać Serbki

Margines błędu nie był zbyt szeroki. O braku awansu do półfinału zadecydowały dwie porażki. - Chcąc wejść do strefy medalowej, musieliśmy wykonać jedno zadanie. Wygrać któreś z trudniejszych spotkań, czyli z Serbkami albo z Turczynkami. Boli, że w tych pojedynkach Polkom udało się wygrać tylko seta. Tak, trafiliśmy w ćwierćfinale na najsilniejszy obecnie zespół na świecie, napędzany przez najlepszą zawodniczkę globu, Melissę Vargas i mieliśmy swoje szanse. Ból będzie, bo ich nie wykorzystaliśmy - mówi Bednaruk.

Przed walką o panowanie na Starym Kontynencie, wiele mówiło się o potencjale reprezentacji Polski. Nie brakowało opinii, że nasza kadra ociera się o sam szczyt. Niestety rzeczywistość zweryfikowała takie tezy.

- Trudno powiedzieć, na jakim miejscu w światowej hierarchii są w tej chwili Polki. Chyba za wcześnie umiejscawialiśmy je po Lidze Narodów gdzieś w czubie. Widać, że zespoły pokroju Turcji i Serbii przystąpiły do niej z innym nastawieniem, potraktowały tylko jako pewien etap. Z kolei my byliśmy skoncentrowani na zdobywaniu punktów rankingowych. Najlepsze drużyny nie będą patrzyły na ranking, podobnie jak męska reprezentacja Polski, ponieważ i tak uzyska awans na Igrzyska Olimpijskie - zauważa mistrz Włoch z 2008 roku.

"Tak odróżnia się wielkie zespoły od dobrych"

Ile Polkom brakuje do ścisłej czołówki? - W mistrzostwach Europy przekonaliśmy się, że jest pewna różnica pomiędzy nami, nieznaczna, ale taka, która się powtarza. Mogliśmy wygrać trzeciego seta z Serbią w końcówce, ale nie wygraliśmy. Mogliśmy utrzymać przewagę z Turczynkami, lecz również się nie udało. Samo gdybanie to mało - przyznaje Bednaruk.

- To nie tak, że dostaliśmy po głowie, ale rywalki pokazały nam pewną różnicę, która jest wyraźna. Kiedy brakuje jednej, drugiej i trzeciej małej rzeczy, po zsumowaniu powstaje jedna całość. Na jej podstawie odróżnia się zespoły wielkie od dobrych, czyli takich, do którego grona należymy. Tu zabrakło kontry, tam lepszego rozegrania akcji i ostatecznie Turcja schodzi z parkietu, wygrywając 3:0 - dodał ekspert.

Turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich zbliża się wielkimi krokami. Głównymi rywalkami Biało-Czerwonych w walce o awans będą Niemki, Amerykanki i Włoszki. Dwa najlepsze zespoły wystąpią w Paryżu.

- Najlepsza dyspozycja Polek przyszła w trakcie Ligi Narodów. Wprawdzie tam też były drobne rezerwy i myślę, że nasze reprezentantki mogły zagrać jeszcze lepiej. Niemniej w mistrzostwach Europy przekonaliśmy się, że mimo braku swojej najlepszej formy i tak możemy spokojnie wygrywać z rywalkami pokroju Belgijek, Węgierek i pozostałych zespołów tego kalibru, a to już coś - mówi niegdysiejszy rozgrywający Jastrzębskiego Węgla.

Jeśli to nie wypali, zostanie plan B

Jest jeszcze druga furtka. Awans na igrzyska uzyska pięć drużyn z rankingu FIVB. Pierwszeństwo będą miały kontynenty, z których żadna drużyna nie przebrnie przez któryś z trzech turniejów eliminacyjnych. - Liczę na to, że w Łodzi pokażemy dobrą siatkówkę. Jeśli Polki będą miały swój dzień, mogą pokonać Amerykanki, czy Włoszki, choć to bardzo trudne zadanie. Na to muszą idealnie złożyć się wszystkie czynniki. Trzeba skupiać się na tym, by zbierać punkty do rankingu i w ten sposób zagwarantować sobie miejsce na igrzyskach - skwitował nasz rozmówca.

- Stany Zjednoczone i Włochy są na papierze lepszymi drużynami. Jak wspomniałem, będzie trudno je pokonać i wywalczyć bezpośrednią promocję, lecz to nie jest niemożliwe. Są określone drogi do awansu, jasne dla wszystkich i trzeba się do nich dopasować. Wierzę, że Polki skorzystają z którejś z nich i pojadą do Paryża - podsumował Jakub Bednaruk.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Serbia rozpoczęła od spacerku
Sprawdź tabele ME siatkarzy

Czy Polki awansują na igrzyska olimpijskie we Francji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×