Doświadczony siatkarz przyznaje. Sami są sobie winni niespodziewanego przebiegu meczu
Paweł Zatorski nie ma wątpliwości, że on i koledzy sami są sobie winni bardzo długiego przebiegu meczu w Radomiu. Asseco Resovia pokonała Enea Czarnych, ale dopiero po tie-breaku. A już w środę spotkanie w Lidze Mistrzów z Itasem Trentino.
Poniedziałkowe starcie w hali Radomskiego Centrum Sportu rozpoczęło się po myśli ostatniej drużyny tabeli, która wygrała premierową odsłonę 26:24. - Myślę, że sami sobie trochę jesteśmy winni tego przebiegu meczu, bo "zaprosiliśmy" rywali do grania w pierwszym secie, nie podyktowaliśmy swoich warunków, i w taki sposób to się kończy, przeciwko tym teoretycznie słabszym, niżej notowanym zespołom - przyznał libero Resovii.
- Jeśli dopuścisz do nerwowej końcówki, to indywidualne zagrania mogą rozstrzygnąć daną partię - dodał doświadczony reprezentant kraju, który w Radomiu przyjmował na poziomie 60 procent przyjęcia pozytywnego i 50 procent perfekcyjnego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zrobił to na siedząco. Po prostu magiaRzeszowianie mogli być więc pierwszym zespołem od bardzo długiego czasu, który poległby na terenie Czarnych. - My już przed meczem o tym myśleliśmy i tak pół żartem, pół serio na to patrzyliśmy. Radomianie przez równo dwa lata nie wygrali w swojej hali z żadnym z przeciwników z PlusLigi, więc na pewno nie chcieliśmy być pierwszymi, którzy by tutaj przegrali. To z tyłu głowy gdzieś nam ciążyło, dlatego cieszymy się, że nie pozwoliliśmy radomianom przełamać tej złej dla nich passy - podkreślił Zatorski.
33-latek i koledzy nie mają czasu na odpoczynek, ponieważ już w środę rozegrają kolejny pojedynek. Tym razem przed własną publicznością zmierzą się z Itasem Trentino w ramach Ligi Mistrzów.
Czytaj także:
>> Ten rekord może pozostać długo niepobity. Punkty, bloki, asy 11. kolejki PlusLigi
>> Nowy etap w życiu Marcina Możdżonka. "Darz Bór!"