Spokojnie jak na wojnę - relacja z meczu ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Tytan AZS Częstochowa

Spotkanie ZAKSY Kędzierzyn-Koźle z Tytanem AZS Częstochowa nie zawiodło oczekiwań sympatyków siatkówki. Mecz, który zapowiadano jako wielką wojnę w istocie okazał się widowiskiem godnym tej rangi. Do połowy meczu obie ekipy na przemian dominowały. W drugiej części spotkania, kiedy rozpoczęła się gra o wszystko żadna z ekip nie odpuściła dzięki czemu na parkiecie można było obserwować prawdziwą wymianę ciosów.

Jacek Pawłowski
Jacek Pawłowski

Spotkanie ZAKSY Kędzierzyn-Koźle z Tytanem AZS Częstochowa w ostatnich dniach wzbudzało olbrzymie emocje zwłaszcza wśród kibiców obu ekip. O wiele bardziej spokojnie podchodzili do niego szkoleniowcy drużyn, które w minionym tygodniu reprezentowali Polskę w walce o europejskie puchary. - To będzie ciężki mecz bo częstochowianie należą do grupy potentatów. Pokazali, że będą bić się o czołowe cele, ale szanse są równe. Kto będzie prezentował się bardziej równo ten powinien wyjść z niego zwycięsko - mówił przed meczem trener Krzysztof Stelmach. Wtórował mu Marek Kardoš przyznając, że o zwycięstwo będzie bardzo trudno tym bardziej, że w obu zespołach może brakować świeżości ze względu na wyjazdowe mecze rozegrane w środku tygodnia. - Będzie bardzo ciężko, bo jesteśmy obok siebie w tabeli. Każdy chce wywalczyć miejsce w pierwszej czwórce. Poza tym oba zespoły są po meczach wyjazdowych w europejskich pucharach, więc napewno może brakować trochę świeżości - mówił szkoleniowiec AZS Tytan Częstochowa.

Mecz, który wielu określało tytułem Świętej Wojny rozpoczęło się po myśli kędzierzynian. Gospodarze od początku zbudowali sobie dwupunktową przewagę. Podopieczni Marka Kardoša mimo niewielkiego dystansu dzielącego ich od rywali starali się grać spokojnie, jednak błędy popełnione tuż przed pierwszą przerwą techniczna sprawiły, że ZAKSA zeszła z parkietu prowadząc 8:4. Chwila odpoczynku dla obu ekip, punkt zdobyty przez miejscowych i kolejne kilkadziesiąt sekund na naradę ze sztabem szkoleniowym. Tym razem na żądanie słowackiego trenera. Dłuższa rozmowa wyraźnie dobrze wpłynęła na częstochowian, którzy powoli zaczęli niwelować dystans. Co raz bardziej nerwowo zaczęło robić się natomiast w obozie gospodarzy, którzy mając piłkę w górze często kończyli akcję autowym zbiciem. Mimo to trener , który przy stanie 12:10 zdecydował się wziąć czas po drugiej przerwie technicznej mógł spokojnie obserwować grę swoich podopiecznych. Bardzo dobra postawa Jakuba Jarosza w ataku sprawiła, że od wyniku 16:14 miejscowi błyskawicznie odskoczyli na pięć oczek. Sytuację próbował ratować jeszcze Marek Kardoš wpuszczając na parkiet Miłosza Hebdę i Jakuba Oczko, jednak widząc nie najlepszą dyspozycję swoich rezerwowych szybko dokonał zmiany powrotnej. Roszad w składzie mimo wysokiej przewagi nie zdecydował się dokonać trener Stelmach, którego podopieczni w końcówce nabrali impetu i ostatecznie zwyciężyli 25:16.

Drugi set rozpoczął się znacznie lepiej dla częstochowian, którzy wyciągnęli wnioski z poprzedniej partii i narzucili swoje warunki rywalom. Siatkarze ZAKSY natomiast popełniając kilka błędów własnych dodatkowo ułatwili zadanie zespołowi spod Jasnej Góry, który po asie serwisowym Patryka Czarnowskiego zszedł na przerwę techniczną z prowadzeniem 8:4. Po powrocie na parkiet dwa kolejne punkty zdobyli kędzierzynianie i wydawało się, że od tego momentu gra powinna się wyrównać, jednak przyjezdni błyskawicznie odbudowali czteropunktowy dystans i po atakach Dawida Murka, oraz Michała Ruciaka na tablicy pojawił się rezultat 13:8. W tym momencie o przerwę poprosił trener Stelmach, który starał się nieco uspokoić swoich podopiecznych. Obserwując bowiem grę gospodarzy nie można było oprzeć się wrażeniu, że w szeregach drużyny z Kędzierzyna-Koźla brakuje koncentracji i stąd liczne błędy w ataku. Bardziej właściwym byłoby jednak stwierdzeniem, że w porównaniu z końcówką pierwszej partii obie drużyny zamieniły się rolami. Tym razem w roli egzekutora wystąpili siatkarze Tytana AZS Częstochowa. Jedynym wydarzeniem godnym odnotowania w końcówce seta był debiut w drużynie ZAKSY Tomislava Šmuca, który zaledwie kilka dni wcześniej dołączył do zespołu.

W trzeciej odsłonie bardzo szybko trzypunktowe prowadzenie objęli kędzierzynianie i wydawało się, że na boisku można będzie zaobserwować powtórkę z pierwszej odsłony. Tymczasem częstochowianie grając z dużym spokojem konsekwentnie niwelowali dystans pogłębiając frustrację gospodarzy, którzy na przerwie technicznej przegrywali 7:8 mimo, że chwilę wcześniej prowadzili 5:2. Mimo niekorzystnego przebiegu wydarzeń boiskowych Krzysztof Stelmach zachowywał spokój to samo zalecając swoim podopiecznym. Do tego kilka instrukcji co do sposobu zakończenia ataku i na boisku pojawił się zupełnie nowy zespół gospodarzy. Efekt był taki, że po kilku kolejnych akcjach na tablicy pojawił się rezultat 12:9 dla kędzierzynian. W tym momencie o czas poprosił Marek Kardoš. Chwila przerwy z pewnością była potrzebna jego podopiecznym, którzy podchodząc do ławki rezerwowych głośno krytykowali postawę arbitrów tego spotkania. Po rozmowie ze szkoleniowcem zespół AZS nadal prezentował niemoc znaną obserwatorom tego meczu z inauguracyjnej partii. Kolegów do walki poderwał jednak Krzysztof Gierczyński. Uczynił to na tyle skutecznie, że przyjezdni zdołali powrócić do gry. Końcówka seta była już widowiskiem, na jakie kibice oczekiwali początku tego meczu. Kluczowym momentem okazało się sytuacja przy wyniku 23:22 dla ZAKSY, kiedy to arbitrzy odgwizdali Piotrowi Nowakowskiemu błąd piłki niesionej. Chwilę później w aut zaatakowali goście i ze zwycięstwa mogli cieszyć się miejscowi.

Kolejny set dla częstochowian, którzy przed meczem myśleli o zdobyciu minimum dwóch punktów był ostatnią szansą na pozostaniu w grze. Podopieczni trenera Kardoša znakomicie zdawali sobie sprawę ze swojego nie najlepszego położenia i od początku z pełną koncentracją rozgrywali kolejne akcje. To pozwoliło przyjezdnym dotrwać do pierwszej przerwy technicznej z minimalnym prowadzeniem 8:7. Grających o pełną pulę kędzierzynian z pewnością nie interesowało rozegranie piątej partii, dlatego obserwujący to spotkanie sympatycy siatkówki mogli być spokojni o wielkie widowisko. Obie drużyny z pewnością nie zawiodły, ale przed drugą przerwą techniczną to sympatycy siatkarzy spod Jasnej Góry byli w lepszych humorach. Ciężar gry na swoje barki wziął bowiem Dawid Murek i to dzięki jego znakomitej postawie przyjezdni odskoczyli na pięć oczek (18:13). Po krótkim przestoju ZAKSA zaczęła odrabiać straty i przy rezultacie 20:17 trener Kardoš zdecydował się na wzięcie czasu. Po powrocie na plac gry autową zagrywką popisał się Jurij Gladyr, asem odpowiedzieli goście i już wiadome było, że wielka bitwa rozstrzygnie się w kolejnej partii.

Prawdziwie wielka bitwa miała miejsce w tiebreaku. Obie ekipy od początku postawiły na szali wszystkie swoje siły, aby nie pozwolić rywalowi nawet na chwilę zbudować przewagi. Tak było do stanu 4:4 bowiem wówczas chwilowy przestój kosztował siatkarzy ZAKSY utratę trzech kolejnych punktów. Dystans trzech oczek utrzymał się do pierwszej przerwy technicznej, a po niej dodatkowo się powiększył. Siła spokoju siatkarzy Tytana Częstochowa, którą podopieczni trenera Kardoša imponowali przez całe spotkanie okazała się kluczem do sukcesu. Podobnie jak obecność na parkiecie Krzysztofa Gierczyńskiego. Przyjmujący w trudnym momencie gry wziął ciężar walki na swoje barki.

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Tytan AZS Częstochowa 2:3 (25:16, 18:25, 25:22, 19:25, 11:15)

ZAKSA: Zagumny, Jarosz, Gladyr, Czarnowski, Urnaut, Ruciak, Gacek (libero) oraz Smuc, Witczak, Kaźmierczak, Wójtowicz

Tytan: Drzyzga, Janeczek, Murek, Gierczyński, Nowakowski, Wiśniewski, Dębiec (libero) oraz Hebda, Oczko, Gradowski

MVP: Piotr Nowakowski (Tytan AZS Częstochowa)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×