Faceci są z innej planety - rozmowa z trenerem Delecty, Piotrem Makowskim

O różnicach pomiędzy żeńską i męską siatkówką, o Stephane Antidze i o tym, kto zdobędzie mistrzostwo Polski. Portal SportoweFakty.pl rozmawiał z trenerem jednej z największych pozytywnych niespodzianek ligi, czyli z Piotrem Makowskim prowadzącym Delektę Bydgoszcz.

Piotr Stosio
Piotr Stosio

Piotr Stosio: Mimo sześciu wygranych z rzędu Delecta przegrała łatwo ze Skrą 0:3. Zespół z Bełchatowa pochodzi z innej planety?

Piotr Makowski:
Dokładnie! Dzień po meczu przeczytałem wypowiedź Bartosza Kurka odnośnie spotkania, w której powiedział, że zawodnicy Skry zaskoczyli sami siebie swoją tak dobrą dyspozycją i łatwym zwycięstwem z Delectą. Bełchatowianie świetnie radzili sobie w zagrywce, zarówno w tej silnej, jak i flotem, którym też narobili nam sporo problemów. Brylowali także w ataku. Co mogę powiedzieć? Skra dzisiaj jest jednym z najlepszych zespołów świata. To drużyna z tej samej półki co Trentino Volley i czołowe zespoły rosyjskie.

Czy dzisiaj możemy już powiedzieć, że Skra znowu będzie mistrzem Polski?

- Spokojnie, wiele może się wydarzyć w fazie play-off, zwłaszcza jeżeli pojawią się kontuzje, a najważniejsi zawodnicy w czołowych ekipach wypadną z gry. Zobaczymy, czy wszyscy w Skrze będą zdrowi. Niemniej zawodnicy Jacka Nawrockiego mają dwa duże atuty w postaci armat na skrzydłach, czyli Kurka i Wlazłego, odpowiednie przyjęcie, o które dbają Zatorski i Winiarski, a także dobre rozegranie Falaski i Woickiego. Zresztą, Bartek Kurek poczynił ogromny postęp w odbieraniu zagrywki rywali. A zawsze kolegów może wspomóc Michał Bąkiewicz. Skra to zespół kompletny.

Czy dzisiaj możemy podzielić tabelę na Skrę, dużą czwórkę, małą czwórkę i Lotos?

- W środę Lotos dobrze się spisał, pokonując na wyjeździe AZS Olsztyn, więc niewykluczone, że za chwilę będziemy mówili o małej piątce. Faza Play-Off rządzi się swoimi prawami, pewnie mecze w niej będą wyglądały inaczej. Mogą powstać różne komplikacje, w zasadzie wszystko może się zmienić.

Pana zespół radzi sobie bardzo dobrze. Jaki był przepis na zwycięstwa Delecty? Bo chyba nie można ich tłumaczyć tylko dobrą formą Stephane’a Antigi?

- Pamiętajmy, że Antiga to znacząca postać, jednak trzy mecze rozegraliśmy bez niego i wszystkie wygraliśmy. Niemniej mogę mówić o nim tylko dobrze. Stephane nie jest żadnym gwiazdorem, raczej skromną osobą, zawsze chętną do pracy. Pokazuje, jak powinno się pracować na treningach. To jeden z najlepszych siatkarzy w historii nie tylko francuskiej, ale i europejskiej i światowej siatkówki. Granie to dla niego pasja.

Co jeszcze miało wpływ na dobre wyniki Delecty?


-
Jesteśmy zespołem ułożonym charakterologicznie, bez gwiazd w składzie. Chociaż należy pamiętać, że też mieliśmy dołek po meczach z najlepszymi drużynami, co przekuło się na słabe spotkanie z AZS Politechniką Warszawską.

W poprzednich latach pracował pan z kobietami. Grzegorz Wagner zapytany kiedyś czym różni się szatnia męska od damskiej, powiedział, że zapachem. Pan również uważa, że to największa różnica?

- Grzesiek miał 100 procent racji! (śmiech) Miałem okazję być w obu szatniach i potwierdzam jego słowa.

Jakie są jeszcze różnice?

- Męska siatkówka jest prostsza pod względem psychologicznym, bo wszystkie problemy zostają w szatni. Zawodniczki prywatnie są matkami, żonami, a ich życie osobiste często przenosi się na boisko. W skrócie można powiedzieć, że faceci są z innej planety, a kobiety z innej.

A kwestia podejścia do zawodników? Mężczyzn traktuje pan chyba inaczej niż kobiety?

- Nie ma wielkich różnic. Zarówno z kobietami, jak i mężczyznami praca polega na wzajemnym szacunku. Nieważne, czy kogoś się lubi czy nie. Trzeba traktować się po partnersku.
W siatkówce męskiej nie rzuca się częściej grubym słowem?

- U kobiet też można. To kwestia poznania się w zespole. Zresztą, siatkarkom również zdarza się przeklinać. Czasem po cichu im się coś wyrwie, a czasem nie. Gdy byłem trenerem Cenrtostalu Bydgoszcz staraliśmy się temperować młode siatkarki. Obecnie tak samo uczymy zaczynających przygodę z volleyem młodych zawodników.

Ile razy musiał pan na początku wstrząsnąć szatnią Delecty, żeby pokazać, że to właśnie pan rządzi?

- Nie chciałbym o tym mówić, bo są to sprawy naszej drużyny. Nie zamierzam grać wielkiego szefa. Poza tym, mam zespół bez gwiazd, przed którą nadal jeszcze długa droga. Zawodnicy, sztab szkoleniowy, działacze, zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby wyniki Delecty były optymalnie.

Ale były takie sytuacje?

- Z pewnością, jak w każdej drużynie. Jednak powtarzam, o sprawach szatni nie rozmawiam.

Widzi pan dla siebie przyszłość w męskiej siatkówce czy jednak nie wyklucza pracy z kobietami?

- Nie chciałbym niczego wykluczyć. Mam swoje cele i marzenia, ale wolę je zachować dla siebie. Pracuję w Delekcie dniem dzisiejszym.

Czy według pana Dawid Konarski jest już zawodnikiem, który powinien znaleźć się na stałe w kadrze?

- Dawida czeka dobra przyszłość, ma odpowiednie cechy charakterologiczne, ale nadal sporo pracy przed nim. Technika, taktyka… ma wiele do poprawienia, jednak z pewnością w obecnym sezonie nie zawodzi. Chociaż potencjał ma znacznie większy. Ze Skrą zagrał na niezłym poziomie.

Kto w zasadzie jest pierwszym rozgrywającym Delecty? Lipiński czy Masny?

- Obaj dobrze ze sobą współpracują i wymieniają się. Mamy więc dwóch podstawowych rozgrywających.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×