Fenerbahce kontra CEV, czyli dzika kłótnia o dziką kartę

Mało kto spodziewał się, że najlepszy klub minionej edycji Ligi Mistrzyń nie otrzyma szansy na obronę tytułu. Kibice brązowego medalisty Superligi oskarżają CEV o celowe działania na szkodę klubu i zemstę za wydarzenia związane z ostatnimi meczami LM.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk

W przyszłorocznej Lidze Mistrzyń wystąpią aż 24 zespoły, jednak w tym gronie nie znalazł się najlepszy zespół zeszłorocznej edycji tych rozgrywek, Fenerbahce Universal Stambuł. Siatkarki prowadzone do niedawna przez Ze Roberto co prawda triumfowały w Europie, jednak w krajowej lidze zajęły dopiero trzecią lokatę, która nie uprawniała ich do gry w kolejnym sezonie Ligi Mistrzyń. Po zakończeniu rozgrywek działacze tureckiego potentanta niecierpliwie czekali na tzw. dziką kartę od CEV, wychodząc z założenia, że tak bogaty, uznany i zasłużony dla tureckiej siatkówki klub jak Fenerbahce po prostu musi zostać w gronie najlepszych zespołów Europy.

Ostateczna decyzja władz europejskiej siatkówki zaskoczyła chyba wszystkich: na swojej stronie internetowej Konfederacja zamieściła oświadczenie, w którym kategorycznie odmówiła tureckiego zespołowi miejsca w Lidze Mistrzyń 2012/13.
- CEV chce podkreślić, że odmowa przyjęcia wniosku złożonego przez Fenerbahce Universal Stambuł jest związana z nieodpowiednim zachowaniem wyżej wymienionego klubu podczas całego zeszłego sezonu, a zwłaszcza podczas turnieju Final Four Ligi Mistrzyń rozgrywanego w dniach 24-25 maja w Baku. Doceniając poziom sportowy zespołu w ciągu całego sezonu, CEV odbiera to zachowanie jako wyraz braku szacunku dla władz europejskiej konfederacji piłki siatkowej oraz jej partnerów - czytamy w oświadczeniu.

O jakim "nieodpowiednim zachowaniu" jest w tym tekście mowa? Nawet tureckie media nie są do końca zgodne w tej kwestii, ale zwykle podaje się dwa wydarzenia,która stały się zarzewiem konfliktu pomiędzy zespołem z Turcji a związkowymi władzami. Pierwszym z nich była odmowa zakwaterowania się zespołu w hotelu wyznaczonym przez organizatora turnieju, Rabitę Baku. Turcy tłumaczyli swoją decyzję złymi doświadczeniami z azerskiej ziemi: w pierwszym meczu obu drużyn w LM (zespoły Fenerbahce i Rabity grały w grupie B) grający na wyjeździe turecki klub został ulokowany w hotelu znajdującym się zbyt daleko od hali, co zaburzyło przygotowania zespołu do meczu i miało przyczynić się do jego jedynej porażki w rozgrywkach. Opór władz klubu podobno wywołał spore zamieszanie w gronie oficjeli CEV-u, a dalsze wydarzenia to pokłosie tego konfliktu: przed półfinałowym spotkaniem siatkarki ze stolicy Turcji nie zgodziły się na zmianę koszulek, którą chcieli wymusić na nich europejscy działacze, zaś manager Fenerbahce długo nie zgadzał się na pojednawczą rozmowę z Andre Meyerem, szefem CEV. Według niektórych źródeł, właśnie te spięcia sprawiły, że stosunki między najlepszym klubem Europy a władzami związku są, mówiąc delikatnie, chłodne.

Fani zespołu utrzymują, że wszelkie "grzechy" ich drużyny są tylko pretekstem do dawno podjętej decyzji CEV-u o wyeliminowanie Fenerbahce z walki o powtórzenie sukcesu w europejskich pucharach, zaś za ten stan rzeczy, godny najlepszych spiskowych teorii, ma odpowiadać... prezes tureckiego związku siatkarskiego, Erol Ünal Karabiyik. Człowiek, który wdrożył regułę "2+1" (liczba obcokrajowców w składzie meczowym) w tamtejszej Superlidze i niespodziewanie zmieniał regulaminfazy play-off ligi podczas jej rozgrywania, jest ponoć nieprzychylnie nastawiony do stołecznego klubu i to za sprawą jego sugestii prezes CEV zdecydował się na "ukaranie" Fenerbahce za lekceważenie związku i jego decyzji. Tak twierdzą pokrzywdzeni kibice, natomiast sam Karabiyik, jak i szefostwo Konfederacji nabierają wody w usta i powstrzymują się od komentarzy. Nie brakuje głosów kibiców pozostałych zespołów Superligi, dla których oświadczenia głównego rywala to objaw manii prześladowczej i postawy roszczeniowej typowej dla hegemona tureckiej siatkówki.

Jak niemal zawsze w tego typu sprawach, niejasności jest dużo więcej niż znanych faktów, a żadna ze stron konfliktu nie zrezygnuje ze zmiany swojego stanowiska. Tym, którzy wciąż ubolewają nad brakiem Żółtych Aniołów (jak są nazywane siatkarki Fenerbahce) w kolejnej edycji Ligi Mistrzyń, pozostaje kibicowanie swoim ulubienicom w mniej prestiżowym Pucharze CEV i wiara w to, że następnym razem ich drużyna nie będzie zdana na łaską i niełaskę Meyera oraz jego doradców.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×