Grzegorz Szymański: Media już obwołały nas mistrzem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Na pięciu meczach bez porażki zakończyła się imponująca passa warszawskiej Politechniki. - Zimny prysznic się nam przyda - twierdzi jednak atakujący stołecznej drużyny, Grzegorz Szymański.

Jeszcze przed kilkoma miesiącami wynik, jakim zakończyło się spotkanie z Lotosem Gdańsk, podopieczni trenera Jakuba Bednaruka przyjęliby raczej jako utraconą szansę na zwycięstwo. W obecnej sytuacji i w obliczu niespodziewanej serii zwycięstw, rezultat ten jest rozpatrywany zdecydowanie w kategoriach bolesnej porażki. Jeden z najbardziej doświadczonych graczy w ekipie Inżynierów - Grzegorz Szymański - był, co oczywiste, zawiedziony przegraną, ale dopatrywał się w niej również pozytywów. - Z jednej strony szkoda, a z drugiej strony może i dobrze się stało, bo pomoże nam to zejść na ziemię, gdyż ostatnio zbyt dużo bujaliśmy w obłokach - przyznał szczerze.

Pytanie tylko, jak powstrzymać się przed takim entuzjazmem, skoro Politechnika miała szansę na objęcie fotelu lidera, gdyby zwyciężyła z Lotosem za 3 punkty. - Dla mnie jest to jakaś masakra, ktoś wymyślił taki slogan i wszyscy to podchwycili. Media nakręciły atmosferę, sugerując, że idziemy na mistrza i teraz nikt nie jest się nam w stanie przeciwstawić - powiedział wyraźnie zirytowany zawodnik. - Zabrakło nam dziś chłodnej głowy, nastąpił lekki paraliż. To zdecydowanie nie było to, co pokazywaliśmy na boisku wcześniej - dodał.

W pięciosetowym pojedynku w Arenie Ursynów nie zabrakło emocji dla licznie zgromadzonej na trybunach publiczności, jednak poziom spotkania został mocno zaniżony przez zatrważającą liczbę własnych błędów po obu stronach siatki. - Rzeczywiście, jeżeli liczba nieudanych zagrań oscylowała w okolicach sześćdziesięciu, to nie możemy mówić o dobrym meczu - komentował Szymański. - My oddaliśmy przez te błędy pierwszego i piątego seta. Przeciwnik grał swoje, a my dodatkowo sprawialiśmy mu prezenty. Cóż, może dzięki temu zejdziemy troszkę na ziemię i otrząśniemy się - stwierdził zawodnik.

Spotkanie od początku układało się nie po myśli gospodarzy. To zmusiło trenera Bednaruka do dokonania roszad w składzie. Na boisku pojawili się: Paweł Adamajtis, który zmienił samego Grzegorza Szymańskiego, a także środkowy Dawid Dryja i przyjmujący Paweł Siezieniewski. Wszyscy wnieśli do gry Inżynierów spore ożywienie, a Adamajtis zdobył dla swojej drużyny aż 17 punktów (16 atakiem i 1 zagrywką), grając nieco ponad dwa sety i utrzymując 53-procentową skuteczność w ataku. - Ci zawodnicy już nie raz udowodnili, że są bardzo wartościowi dla zespołu. Z groźniejszymi przeciwnikami pokazywali się z dobrej strony, a dziś tylko to potwierdzili. Niestety, mimo tego, zabrakło czegoś do zwycięstwa. Nie zawsze jest tak że, gdy wejdzie jeden czy dwóch kolegów z ławki, to nagle wszystko się odmieni. Dziś potrzebowaliśmy więcej - powiedział Szymański.

Grzegorz Szymański zdobył dla Politechniki w meczu z Lotosem 7 punktów i od czwartego seta oglądał mecz z kwadratu dla rezerwowych
Grzegorz Szymański zdobył dla Politechniki w meczu z Lotosem 7 punktów i od czwartego seta oglądał mecz z kwadratu dla rezerwowych

Gorycz porażki to coś, czego stołeczna drużyna już dawno nie zasmakowała. Czy ciężko będzie ją przełknąć? - Nie załamujemy rąk. Teraz tym bardziej musimy się skupić, przed nami przeciwnicy, z którymi trzeba będzie walczyć nie na 100, ale na 150% albo i więcej. I może właśnie dlatego ta porażka wyjdzie nam na dobre, wyzwoli więcej motywacji i chęci do pracy na treningach i do tego, by nie wychodzić z taką rozmarzoną głową na boisko, tylko bardziej skoncentrowanym - powiedział atakujący Politechniki.

Teraz na rozkładzie warszawiaków nie byle kto, bo mistrz i wicemistrz Polski. Może jednak uda się urwać punkty potencjalnym faworytom? - Nie wybiegamy tak daleko w przyszłość. Koncentrowaliśmy się na piątkowym przeciwniku, a teraz, już po meczu z Lotosem, będziemy przygotowywać się do potyczki z Resovią - zapewniał zawodnik.

Pierwsza porażka przed własną publicznością na pewno nie była dobrą wiadomością dla licznej publiczności na trybunach ursynowskiej hali. Kibice w Warszawie dopisują, na mecz ze Skrą Bełchatów (28 listopada, hala Torwar) pozostały już tylko bilety w narożnych sektorach boiska. - Cieszymy się, że kibice są z nami, także na wyjazdach, gdzie zawsze możemy zobaczyć liczną ich grupę. Walczymy też dla nich, więc ich obecność tutaj jest motywująca - zakończył Szymański.

- Nie zawsze jest niedziela - powiedział po meczu wyraźnie smutny Maciej Zajder, środkowy AZS-u Politechniki. Rzeczywiście, niezbyt udanie rozpoczęli ten weekend Inżynierowie, ale przecież nikt nie powiedział, że nie będzie już okazji do świętowania. Za tydzień pierwsza szansa.

Źródło artykułu:
Komentarze (2)
avatar
Eroll
17.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie mogę już słuchać bzdur w stylu "ludzie obwołali nas mistrzami". To samo mówili nasi po Olimpiadzie. To zawodnicy mają 15 lat, że są podatni na głos ludu? Idiotyczna wymówka. To ma być profe Czytaj całość
mcaga
17.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Na mistrza? No bez przesady. Dobrze im szło, ale maja przed soba jeszcze mecze z mistrzem i wicemistrzem. Plus cala runde rewanzowa. Poza tym szansa na lidera bylaby, ale tylko chwilowego, do z Czytaj całość