Miałem obawy, że mi się nie uda - rozmowa z Andrzejem Wroną, środkowym PGE Skry Bełchatów, cz.1

Z okazji 25-tych urodzin Andrzeja Wrony portal SportoweFakty.pl zaprosił go do długiej rozmowy podsumowującej jego pierwsze ćwierćwiecze, nie tylko o siatkówce.

Ola Piskorska
Ola Piskorska

Ola Piskorska: Jakbyś miał wymienić w życiu trzy przełomowe momenty, dzięki którym jesteś tu, gdzie jesteś, jakie by to były momenty?

Andrzej Wrona: Na pewno pierwszy to zaproszenie w szkole podstawowej na treningi w Metrze. Jak wtedy zacząłem, to do dziś trenuję. Kolejnym momentem było podjęcie decyzji o postawieniu na sport w sensie zawodowstwa i opuszczenie domu rodzinnego. Zawsze wiedziałem, że chcę uprawiać sport, ale musiałem podjąć decyzję, że z tego chcę żyć. W trzeciej klasie liceum, kiedy wszyscy zastanawiali się nad wyborem przedmiotów na maturze i studiami, ja też patrzyłem bardziej pod kątem studiów na AWF-ie. Chciałem się wybrać na fizjoterapię, ale zaczęły pojawiać się głosy, że ktoś tam może będzie mnie gdzieś chciał do PlusLigi. Mogłem zostać w Warszawie, w rodzinnym mieście i dalej mieszkać z rodzicami, bo miałem możliwość pójścia do Politechniki, ale zdecydowałem się pójść do drużyny, w której grali dużo mocniejsi zawodnicy, ludzie, których oglądałem w reprezentacji Polski czy Stanów Zjednoczonych. Było to dla mnie duże wyzwanie i niesamowita nobilitacja, że dostałem propozycję z takiego klubu jak AZS Częstochowa. Ale to była spora zmiana życiowa, bo byłem właściwie jeszcze dzieckiem, licealistą mieszkającym z rodzicami, a nagle musiałem wyprowadzić się z domu do innego miasta i zacząć pracować. Zdecydowałem się i z perspektywy czasu nie żałuję. Trzecim przełomowym momentem było pójście do Bydgoszczy. Kończył mi się kontrakt w Częstochowie, prezesi powiedzieli, że nie mają dla mnie żadnej nowej propozycji. Bydgoszcz była moim jedynym wyjściem. To był jedyny klub, jaki się do mnie zgłosił. Zadzwonił do mnie trener Wspaniały. W ogóle, to zadzwonił do mnie rok wcześniej, kiedy miałem jeszcze kontrakt w Częstochowie i pytał mnie, czy jestem wolny, powiedziałem, że mam jeszcze kontrakt, on powiedział "ok, zadzwonię za rok". I za to bardzo szanuję trenera Wspaniałego, będę mu dozgonnie wdzięczny, że dotrzymał słowa. Po tym roku faktycznie zadzwonił i zapytał "to jak?" i ja powiedziałem "ok". Samo to, że w Bydgoszczy mi zaufali i dali mi szansę, to był chyba przełomowy moment w mojej seniorskiej siatkówce.
Przez trzy sezony grał w Bydgoszczy Przez trzy sezony grał w Bydgoszczy
Przyjrzyjmy się tym przełomowym momentom. Poszedłeś na pierwszy trening i od początku poczułeś, że to jest to?

- Jako dziecko bardzo chętnie oglądałem siatkówkę, Ligę Światową, zawodników, z którymi notabene potem miałem przyjemność być w jednej drużynie. Podobała mi się cała atmosfera meczów reprezentacji. Jak poszedłem na pierwszy trening, to była to miłość od pierwszego wejrzenia. Sposób, w jaki się wtedy trenowało w Metrze dawał możliwość ciągłego rozwoju. Widziało się, że z każdym dniem coraz lepiej pewne rzeczy zaczynają wyglądać. To było fajne, uwielbiam to od tamtej pory, że cały czas można być lepszym. Ciężką pracą można naprawdę wiele zdziałać i nauczyć swój organizm różnych rzeczy, które nie są naturalne.

Chodziłeś do zwykłej szkoły podstawowej i do normalnego liceum, musiałeś to łączyć z wyczynowym uprawianiem sportu, treningami, wyjazdami. Nie masz poczucia, że straciłeś jakąś część swojej młodości przez siatkówkę?

- Na pewno miałbym takie poczucie, gdyby to wszystko nie potoczyło się po mojej myśli, tak jak się potoczyło. Gdyby operacja kolana, którą miałem trzy lata temu się nie powiodła, to może miałbym takie odczucia. Na razie, odpukać, wszystko idzie po mojej myśli, wszystkie wybory, jakich dokonuję w życiu, jeżeli chodzi o siatkówkę, sprawdzają się i na razie jeszcze żadnego z nich nie żałowałem.

Nie miałeś takich obaw, że to się nie uda, że zostaniesz drugoligowym siatkarzem, który nie jest w stanie się z tego utrzymać i nigdy nie uda ci się pójść gdzieś dalej?

- Miałem takie obawy. W Częstochowie byłem trzy lata. Przez pierwszy rok oglądałem mecze zza band. Jedyne, co robiłem, to trenowałem z drużyną. W drugim roku na początku trener Panas postawił na mnie, ale nie sprawdziłem się i nie grałem już praktycznie do końca sezonu. W trzecim roku było podobnie. Zaczynałem sezon grając, a potem już nie grałem, więc miałem takie obawy. Teraz mam ogromną satysfakcję, bo wiem, że wtedy niektórzy eksperci i znawcy siatkówki mnie skreślili. Powiedzieli, że ten poziom, który Wrona prezentował w Częstochowie to jest już jego szczyt, że on wyżej nie podskoczy. Są siatkarze, którzy od razu eksplodują talentem, a są tacy, którzy potrzebują trochę więcej czasu na przejście z juniora do seniora, jak ja. Kiedy wiem, że ci eksperci są w hali, to nie potrzebuję dodatkowej motywacji przed meczem (śmiech).

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Drugi krok milowy to wyjazd 19-latka do Częstochowy i zamieszkanie samemu. Trzeba sobie uprać, wyprasować, ugotować, posprzątać i jeszcze obudzić się na czas, żeby zdążyć na trening. Jak to wyglądało u ciebie?

- Jest to dosyć duży przeskok. Nigdy nie miałem problemu z systematycznością, czy z obudzeniem się do szkoły, czy na trening. Ale raptem się okazuje, ile rzeczy trzeba zrobić, żeby przeżyć i że te koszulki nie będą uprasowane leżały w szafie, jeżeli ja je rzucę brudne w kąt, tylko muszę je wstawić do prania, wyjąć, rozwiesić, wyprasować (śmiech). Ale nie miałem z tym dużego problemu, nie mieszkałem sam, tylko z Krzyśkiem Wierzbowskim, z którym znaliśmy się z Metra. Staraliśmy się dzielić pracami domowymi. Początki są trudne, ale potem jakoś poszło, nauczyliśmy się, że żeby coś było w lodówce, to trzeba najpierw to kupić.
Obecnie jest zawodnikiem Skry Bełchatów Obecnie jest zawodnikiem Skry Bełchatów
Nie kusiło was tak poimprezować we dwóch? - Nie mówię, że nie imprezowaliśmy (śmiech). Oczywiście imprezowaliśmy, tylko trzeba było wiedzieć kiedy. W naszym pierwszym roku w Częstochowie było tak, że dosyć dużo wygrywaliśmy jako drużyna: Puchar Polski, srebrny medal. Więc okazje do świętowania były. Wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba wiedzieć, kiedy jest odpowiedni moment, żeby sobie nie narobić kłopotów.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×