Korupcyjny skandal w brazylijskiej siatkówce! "Nadszedł czas wyjaśnień"

Raport brazylijskiego Biura Inspektoratu Generalnego w sprawie działań tamtejszej federacji siatkarskiej potwierdził szokujące doniesienia mediów. Zawodnicy domagają się prawdy.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk

Zaczęło się od serii artykułów "Dossier Volei" publikowanych na łamach brazylijskiego ESPN: w zbieraniu informacji do nich miał pomagać sam Bernardo Rezende, główny reprezentant opozycji wobec środowiska wspierającego Arego Gracę, byłego szefa CBV, a obecnie prezesa światowej federacji FIVB. Do tej pory protesty zaangażowanych w sprawę reprezentantów Brazylii i dziennikarzy były przez samą oskarżoną federację lekceważone. Sam Graca zapewniał w serii oświadczeń, że audyt wykonany w CBV nie stwierdził żadnych nielegalnych działań, a wszystkie umowy z kontrahentami zostały rzetelnie sprawdzone i nie poczuwa się do jakiejkolwiek odpowiedzialności za ewentualne błędy.

Włodarz FIVB wystosował podobny komunikat tuż po opublikowaniu przez Biuro Inspektoratu Generalnego (odpowiednik polskiej Najwyższej Izby Kontroli) raportu dotyczącego nieprawidłowości, do jakich miało dojść w federacji w latach 2010-2013. Część faktów ujawnionych w dokumencie pokrywa się z informacjami z Dossie Volei, ale i tak całość raportu poraża ogromem naruszeń prawa przez siatkarskich działaczy i nieprawidłowości, jakich się dopuszczali dla własnych korzyści. Bank Brazylii już zapowiedział, że nie zamierza przelewać żadnych środków do CBV w ramach dotychczasowej umowy sponsorskiej (opiewającej na 70 milionów reali) i uzależnia dalsze spłaty od naprawy modelu biznesowego partnera.

Nic dziwnego, w końcu mowa o ponad 30 milionach reali (ponad 11 milionów dolarów), które krążyło wśród zaufanych ludzi samego Gracy. W 13 spółkach, które zawarły kontrakty z federacją w ostatnich latach, szefami byli obecni lub byli członkowie zarządu CBV oraz członkowie ich rodzin (mowa choćby o dwóch zięciach szefa FIVB, którzy kierowali nigdy nieistniejącymi spółkami). W większości wspólnikami związku sportowego były firmy-słupy, których adresy pokrywały się z prywatnymi adresami ludzi blisko związanych z federacją. Miały zajmować się one szeroko pojętym doradztwem i wewnętrznym audytem federacji, mowa też o pośrednikach w transakcjach dotyczących umów sponsorskich.

Oburzenie środowiska siatkarskiego jest tym większe, że spora część z tzw. premii za występy, która miała przypaść w udziale zawodnikom i sztabom trenerskim obu reprezentacji siatkarskich, nigdy nie została im wypłacona. Jak ujawnia raport, do siatkarzy i siatkarek kadr Brazylii trafiła nieco ponad połowa z 10 milionów reali, jakie wywalczyli sobie w ostatnich latach na boisku. Reszta kwoty została spożytkowana na rosnące w szalony tempie koszta "administracyjne i marketingowe", jak opisywano to w księgach rachunkowych związku.

Obecny prezes CBV Walter Pitombo Laranjeiras zareagował błyskawicznie na doniesienia miażdżące reputację zarządzanej przez siebie federacji i już zapowiedział "wdrażanie nowych kierunków etycznego rozwoju oraz rozsądnego gospodarowania", co nie zadowala najbardziej aktywnych reprezentantów środowiska siatkarskiego. - Nie obchodzą mnie kolejne oświadczenia! Nadszedł czas, aby wszystko wyjaśnić i pokazać w pełnym świetle! Jest mi przykro z powody tego, co dzieje się ze sportem w Brazylii. A najgorsze jest to, że udaje się, że nic się nie stało! - apelował w mediach społecznościowych Murilo Endres. Popiera go Bruno Rezende, Luiz Felipe Fonteles oraz reszta zawodników skupiona wokół ruchu Unidos pelo Voleibol (Zjednoczeni dla siatkówki), która od lat walczyła z CBV o swoje prawa, między innymi sprawie zniesienia tzw. rankingu w tamtejszych rozgrywkach lub walki z coraz częstszymi przypadkami bankructw klubów Superligi.

Pełny tekst raportu dotyczącego działań CBV w latach 2010-2013 (w języku portugalskim) 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×