Kamila Ganszczyk: Jeśli nie awansujemy, będę zawiedziona

Kapitan kobiecej kadry B nie kryła rozgoryczenia po bolesnej porażce w pierwszym spotkaniu z reprezentacją Węgier. - Jest mi przykro, bo nie wyciągamy wniosków - mówiła po meczu w Zawierciu.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Miało nie być powtórki z Kalisza, a skończyło się na sporym rozczarowaniu i niesmaku jeszcze większym niż po spotkaniach z Greczynkami. Reprezentacja Polski kobiet przegrała w pierwszym spotkaniu z kadrą Węgier w zaledwie 80 minut i z tego powodu trudno być optymistą przed sobotnim rewanżem w zawierciańskiej hali OSiR. - Być może za bardzo chciałyśmy, wiadomo, że te spotkania są dla nas kluczowe, jeżeli chodzi o dalsze losy w turnieju. I prawdopodobnie to nas przerosło - głośno zastanawiała się tuż po meczu Kamila Ganszczyk, kapitan Biało-Czerwonych.
Scenariusz każdego z trzech setów nierównego starcia wyglądał tak samo: szybko uzyskana przewaga siatkarek Jana de Brandta przed pierwszą przerwą techniczną, liczne błędy i zawahania po polskiej stronie, następnie moment lepszej postawy gospodyń po drugiej przerwie technicznej i w końcu wrzucenie piątego biegu przez Węgierki, bezlitośnie wykorzystujące błędy przeciwniczek w końcówkach partii. - Nie potrafimy wejść dobrze w spotkanie. Cały czas musimy gonić wynik, nigdy nie jesteśmy na prowadzeniu, a każdego seta zaczynamy od straty kilku punktów. To jest kolejny mecz, w którym taki scenariusz się powtarza i to jest szczególnie przykre, bo w takim razie nie wyciągamy wniosków. Nie potrafimy zaradzić takim sytuacjom, właściwie nie wiemy, co się wtedy z nami dzieje. Po początkowym okresie paniki zebrałyśmy się do walki, ale dopiero w trzecim secie, a to jednak trochę za późno. Gdy przeciwnik wyczuwa naszą słabość, czujemy na sobie presję, której nie potrafimy pokonać - tłumaczyła, nie kryjąc emocji, środkowa naszej reprezentacji.
Ganszczyk robiła, co mogła, ale tym razem rywal okazał się o wiele silniejszy Ganszczyk robiła, co mogła, ale tym razem rywal okazał się o wiele silniejszy
- To był dopiero wstęp do tego, co powinnyśmy zrobić w kolejnym meczu. Gdyby teraz udało nam się wygrać, byłybyśmy spokojniejsze, a tak pozostaje nam po prostu walka o wszystko. Jeżeli nam się nie uda także jutro, będę bardzo zawiedziona, bo moim zdaniem zasługujemy na pierwszą czwórkę tej edycji Ligi Europejskiej i nie po to zostałyśmy powołane do tej drużyny, by w takim stylu kończyć turniej - wyjaśniała zawodniczka, która w piątek czterokrotnie zatrzymywała pewne swojej siły rywalki z Węgier.

Środkowej dąbrowskiego MKS-u gorycz porażki osłodzić mogła wiadomość o powołaniu do szerokiej kadry pierwszej reprezentacji Polski na zbliżające się mistrzostwa Europy. - Dowiedziałam się o tym dzięki koleżankom z drużyny... Jestem bardzo mile zaskoczona i niezmiernie cieszę się, że trener dał mi szansę. Udało mi się wybić z kadry B, ale myślami pozostaje wciąż przy tej drużynie i przy kolejnym meczu z Węgierkami. Po prostu musimy dalej walczyć i wygrać, bo stać nas na miejsce w turnieju finałowym i medal - przekonywała Ganszczyk.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×