Miłosz Majka: Jesteśmy na siebie źli
Asystent Wiesława Popika w reprezentacji Polski B siatkarek mimo wyraźnej porażki Biało-Czerwonych w Zawierciu nie tracił wiary w możliwości i siłę swoich zawodniczek.
Wielu obserwatorów ma spore pretensje do kadrowiczek Wiesława Popika o wyraźną słabość mentalną i niemożność udźwignięcia meczowej presji. Polki stać było na chwile lepszej gry po drugiej przerwie technicznej każdego seta, ale początki kolejnych odsłon meczu należały wyłącznie do rywalek. - Cały czas nad tą sferą pracujemy. Można powiedzieć, że gramy już dziewiąty mecz w tym składzie, ale trafniejsza będzie ocena, że to dopiero dziewiąty mecz na tym poziomie dla naszych dziewczyn. Takich spotkań trzeba rozegrać kilkadziesiąt, żeby być pewnym siebie i od początku wejść w rywalizację. Koncentracji i chęci na pewno nam nie brakuje, ale musimy wciąż nabywać potrzebnego doświadczenia. Płacimy teraz cenę za brak ogrania, ale to wszystko idzie w dobrym kierunku. Zawodniczki wrócą do swoich klubów i będą silniejsze po każdym względem. Póki co widać po nich, z jaką presją wiążą się występy w Biało-Czerwonych barwach - mówił trener.
Biało-Czerwonej kadrze nie udało się skorzystać z porażki Izraela w starciu z Greczynkami i wyprzedzenia tego zespołu w tabeli Ligi Europejskiej. - Jesteśmy źli na siebie, bo otrzymaliśmy prezent, z którego nie skorzystaliśmy. Czasami łatwo się mówi, ale dalej bardzo chcemy i wierzymy mimo już trzeciego przegranego spotkania z rzędu. Trzeba być optymistą, bo praca na treningach wygląda naprawdę dobrze... Oczywiście, teraz trzeba to przenieść na boisko, ale wierzę, że taki moment nadejdzie - asystent Wiesława Popika nie tracił wiary.