Wicemistrzowie Polski tworzą historię - awans stał się faktem (relacja)

Siatkarze Domex Tytan AZS Częstochowa złotymi głoskami zapisali się w historii klubu. "Akademicy" nie zmarnowali szansy i dzięki pewnemu zwycięstwu 3:0 nad Fenerbahce Istambuł po raz pierwszy w historii awansowali do kolejnej rundy Ligi Mistrzów. Podopieczni Radosława Panasa rzutem na taśmę zagwarantowali sobie drugie miejsce w grupie "A" i tym samym już w czwartek poznają kolejnego rywala.

Adrian Heluszka
Adrian Heluszka

Domex Tytan AZS Częstochowa – Fenerbahce Istambuł 3:0 (25:21, 25:23, 25:19)

AZS Częstochowa: Stelmach, Nowakowski, Bartman, Wrona, Gradowski, Mljakow, Zatorski (libero) oraz Gunia, Drzyzga, Wierzbowski.

Fenerbahce Istambuł: Eksi, Hamaz, Grbić, Ulusoy, Cosković, Billings, Serkan (libero) oraz Batur, Yavuz.

Mecz ze zdobywcą podwójnej "korony" ligi tureckiej miał dla podopiecznych Radosława Panasa ogromne znaczenie i w przypadku zwycięstwa, to właśnie wicemistrzowie Polski kosztem ekipy znad Bosforu znaleźliby się w kolejnej fazie rozgrywek. Turcy również zwietrzyli swoją szansę i nie zamierzali dawać za wygraną i już od pierwszego seta na parkiecie rozgorzała niezwykle zacięta walka. Początkowo zarysowała się lekka przewaga przyjezdnych, jednak z biegiem czasu kontrolę przejmowali częstochowianie. Receptą na ekipę trenera Gyorgyja Demetera okazało się zatrzymanie Brooka Billingsa, który w pierwszym secie był cieniem zawodnika, którego ataki jeszcze do niedawna rozgrzewały częstochowskich kibiców do czerwoności. Amerykanin nie miał zbyt wiele do powiedzenia na niezwykle szczelnym częstochowskim bloku i w pierwszych dwóch partiach jego udane akcje można było policzyć praktycznie na palcach jednej ręki. W ataku Amerykanina dzielnie zastępowali jednak Tomislav Cosković oraz legendarny, Vladimir Grbić, który kilkukrotnie pokazał próbkę swoich umiejętności i potwierdził, że wciąż jest klasą samą w sobie. Najwięcej szkody częstochowianom wyrządził jednak Chorwat, który nie dość, że znakomicie radził sobie w ataku, to dodatkowo również jego piekielnie mocny serwis siał postrach w szeregach podopiecznych Radosława Panasa. Zacięta walka w pierwszym secie trwała jednak do wyniku 20:18 dla wicemistrzów Polski. Od tego momentu "biało- zieloni" włączyli "drugi bieg", z kolei z mistrzów Turcji zupełnie uszło powietrze. Najpierw przy wyniku 21:19 w ataku nie pomylił się Smilen Mljakow, po chwili na blok Wojciecha Gradowskiego nadział się Brook Billings, a w kolejnej akcji z zimną krwią Piotr Nowakowski wykorzystał przechodzącą piłkę. Seta nieudanym serwisem zakończył Cosković.

Druga odsłona długo układała się bardzo podobnie do pierwszego seta. Od samego początku kilkupunktową zaliczkę wypracowali sobie Turcy, w czym największa zasługa Coskovicia i Grbicia, który nawet z największych opresji dzięki swemu wielkiemu doświadczeniu potrafił wychodzić obronną ręką. Ekipa ze Stambułu długo dyktowała warunki gry, jednak w końcówce, to częstochowianie znów przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W najodpowiedniejszym momencie zaskoczyła największa broń "Akademików", a więc zagrywka, a tradycyjnie w roli głównej wystąpił Zbigniew Bartman. Ogromne znaczenie miał także blok, którego przy wyniku 23:23 nie potrafił sforsować sam Vladimir Grbić. Po chwili "Akademicy" skutecznie zagrali w obronie, a kontrę na punkt zamienił Smilen Mljakow, który już od dłuższego czasu znajduje się w wybornej dyspozycji.

Częstochowianie poszli za ciosem i w trzecim secie przypieczętowali swoją wygraną. Podobnie, jednak jak w dwóch poprzednich odsłonach, gracze Fenerbahce nie ułatwiali im tego zadania i praktycznie do połowy seta dotrzymywali kroku rywalom i co chwilę odgryzali się udanymi akcjami. Podopieczni Radosława Panasa silny opór tureckiej ekipy przełamali dopiero przy wyniku 17:15, kiedy to w kontrze najpierw nie pomylił się Zbigniew Bartman, a po chwili kolejny punkt z serwisu dołożył Wojciech Gradowski, co okazało się gwoździem do trumny Fenerbahce. Turcy zupełnie opadli z sił i w końcówce na parkiecie dzielili i rządzili już tylko "Akademicy". Końcówka seta była już w zasadzie teatrem jednego aktora, a mianowicie Zbigniewa Bartmana, który udanymi atakami zakończył egzekucję mistrzów Turcji i tym samym zapewnił swojej drużynie prawo gry w kolejnej rundzie tych elitarnych rozgrywek.

Tym samym, częstochowianie po raz pierwszy w długoletniej i pełnej obfitych sukcesów historii, wywalczyli sobie miejsce wśród najlepszej "szesnastki" drużyn na Starym Kontynencie. Sukces tym bardziej cenny, że przed sezonem ze świecą można było szukać osób, które stawiały na awans częstochowian do kolejnej rundy. Podopieczni Radosława Panasa utarli jednak nosa wszystkim krytykom i po zwycięstwach z CSKA Sofia i Fenerbahce Stambuł, awans stał się faktem. - Nie orientuje się ile razy AZS Częstochowa miał okazję grać w Lidze Mistrzów, jednak wiem, że kilka razy zespół grał w tych rozgrywkach. Nam takim składem, jaki mamy do dyspozycji udało się wyjść z grupy. Myślę, że jest to zasługa ciężkiej pracy trenera i całego zespołu na treningach, bo naprawdę bardzo się skoncentrowaliśmy w ostatnim czasie. Bardzo zależało nam na tym, by udowodnić osobom, które w nas lekko nie wierzyły i spisywały na pożarcie i blamaż w Lidze Mistrzów, że potrafimy walczyć z dobrymi zespołami - mówił po spotkaniu libero, Paweł Zatorski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×