Andrzej Kowal: Nie zgadzam się z określeniem kryzys

Asseco Resovia Rzeszów przegrała czwarty mecz z rzędu i zajmuje piąte miejsce w tabeli PlusLigi. Ma siedem punktów straty do lidera, ale szkoleniowiec mistrza Polski nie uważa sytuacji za kryzysową.

Ola Piskorska
Ola Piskorska

Ola Piskorska: Przed tym meczem mówił pan w wywiadzie, że nie ma kryzysu w Resovii. Czy po porażce z Czarnymi możemy uznać, że jednak jest?

Andrzej Kowal: A co to jest kryzys? Kryzys to jest wtedy, kiedy zespół gra bardzo słabo. A my nie gramy słabo, nie przegrywamy bez walki. To jest nasz czwarty mecz przegrany w piątym secie i wszystkie były bardzo wyrównane. Decydowały końcówki i jeżeli mamy jakikolwiek kryzys, to tylko w aspekcie końcówek setów. Mamy sety bardzo dobre i mamy sety słabsze, nasza gra jest bardzo nierówna, ale nie zgadzam się z określeniem kryzys. Na pewno brakuje nam zwycięstw.

Jak na aktualnego mistrza Polski i zespół o wysokim budżecie i równie wysokich aspiracjach, pięć porażek i cztery wygrane to jednak brzmi jak kryzys.

- Proszę porównać nasz zespół z ubiegłego sezonu i z tego. O jakim mistrzu Polski my mówimy? Ilu zostało zawodników, którzy grali rok temu i zdobyli mistrzostwo kraju? Teraz mamy praktycznie nowy zespół, poza Fabianem Drzyzgą i Nikim Penczewem. Zaczął się nowy sezon, startujemy od zera i jesteśmy w tej samej sytuacji, co Radom czy inni. A nawet gorszej, bo inne zespoły plusligowe mają mniej reprezentantów i dzięki temu miały więcej czasu na przygotowanie się do rozgrywek. I oni grają na innym poziomie, a my startujemy z marszu.

Oprócz tego przyczyną waszej słabszej gry są też kontuzje?

- Nie możemy zwalać wszystkiego na kontuzje. Jasne, bez nich mielibyśmy większy potencjał jako drużyna, ale mamy w klubie zawodników, którzy mogą zastąpić tych kontuzjowanych i zagrać na wysokim poziomie.

Jak się patrzy na statystyki pomeczowe Resovii, to zawodzi najbardziej lewe skrzydło. Z czego to wynika?

- Ja patrzę globalnie na całą grę całego zespołu, a nie na poszczególne fragmenty. Czasem zawodzi lewe skrzydło, czasem prawe i tak samo czasem mamy problem z pierwszym tempem. Ogólnie gramy bardzo nierówno i wszyscy mają takie momenty, że zawodzą. Brakuje nam pewności, szczególnie w końcówkach. Na lewym skrzydle nie mamy już takich siatkarzy jak w zeszłym roku, jak Rafał Buszek czy Marko Ivovic, tylko takich o zupełnie innych parametrach i dlatego dystrybucja ataku musi się teraz rozkładać zupełnie inaczej.

Mówił pan wcześniej również, że te porażki w decydujących momentach meczu wynikają ze słabości psychicznej. Skąd ta słabość?

- Jeżeli zawodnik gra dobrze cały mecz. Jeżeli mu nie idzie, to brakuje mu odporności psychicznej w kluczowych momentach.

Ale to są doświadczeni i ograni zawodnicy, którzy w swoich reprezentacjach grają bardzo często w szóstkach i wykazują odporność psychiczną. To co się z nimi teraz dzieje?

- A to nie jest pytanie do mnie, tylko do zawodników.

Jednak częściowo też do pana, skoro pan jest ich szkoleniowcem i odpowiada za wyniki.

- Ja mogę odpowiadać na pytania ogólne o zespół, ale o dyspozycje psychiczną poszczególnych siatkarzy musi pani pytać ich. Poza tym nie mówiłem nigdy o słabości psychicznej pojedynczych zawodników tylko o tym, że w kluczowych momentach zawodzimy jako całość, jako drużyna. W meczu w Radomiu w czwartym secie mieliśmy przewagę, a mimo to przegraliśmy.

Resovia zawsze miała słabą jesień, ale w nowym systemie to jest bardziej niebezpieczne. Nie ma pan obaw, że wypadniecie poza pierwszą dwójkę i zostanie tylko walka o brąz?

- Resovia nie miała słabych jesieni, nigdy bym tego tak nie nazwał. Owszem, najwięcej porażek ponosiliśmy w początkach rozgrywek, ale ostatecznie pierwszą rundę kończyliśmy bardzo wysoko, zwykle na pierwszym lub drugim miejscu. Ale rzeczywiście, z racji dużej liczby kadrowiczów rozpędzaliśmy się zwykle powoli na początku rozgrywek. Taką samą sytuację mamy co roku - spore rotacje i zawodnicy przyjeżdżający na ostatnią chwilę do klubu. Oczywiście, przy tym systemie rozgrywek jest to niebezpieczniejsze, bo już nie ma szans nadrobienia niczego w play off, tak jak rok czy dwa temu. Ale ja bym nie chciał o tym teraz myśleć ani żeby zawodnicy o tym myśleli, bo teraz powinniśmy się koncentrować tylko na następnym meczu. Wygrać następne spotkanie - to jest nasze zadanie.

Pan tak spokojnie o tym wszystkim mówi, ale nie wierzę, że pan tego nie przeżywa. Cztery porażki na własnej hali, więcej przegranych niż zwycięstw...

- Za długo jestem trenerem, żebym się przejmował. Na meczach reaguję spontanicznie, nie mam poczucia, że jakoś bardziej nerwowo niż zwykle. Mam swój wiek, doświadczenie i myślę, że jestem spokojny tak samo jak zwykle.

Na koniec chciałam jeszcze zapytać o poprzedni mecz, z AZS Politechniką Warszawską. Olek Śliwka, były zawodnik Politechniki, nie pojawił się na boisku ani przez chwilę. Dlaczego?

- Ostatnie kilka meczów Olek zaczynał na ławce, co wynika z tego, że staram się ustabilizować skład wyjściowy. Tamten mecz, tak samo jak ten w Radomiu, też przegraliśmy w końcówkach setów, a większość spotkania była bardzo wyrównana. W trakcie meczu nie widziałem potrzeby, żeby wprowadzać Olka do gry. Zresztą, różnie bywa z tym graniem przeciwko byłemu klubowi, widziałem wiele razy, jak zawodnicy nie unieśli tej presji i grali gorzej niż zwykle. Ja wybierając siatkarzy na mecz kieruję się tym, co prezentują na treningach i swoją własną koncepcją gry.

Rozmawiała Ola Piskorska

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×