Marcin Waliński: Nie wiem czy ktoś by przyjął ostatnią zagrywkę

Brak dwóch ofensywnych zawodników był odczuwalny dla Indykpola AZS Olsztyn. Drużyna z Warmii przegrała w czterech setach z Jastrzębskim Węglem.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
WP SportoweFakty / Asia Błasiak / WP SportoweFakty / Asia Błasiak

Indykpol AZS Olsztyn, pomimo tego, że grał bez dwóch kluczowych zawodników, był bliski doprowadzenia do tie-breaka. Drużyna przegrywała już 0:2, wygrała trzecią partię, a w kolejnej nie wykorzystała piłek setowych.

- Można powiedzieć, że zaczynaliśmy trochę jak diesel. Właśnie od tego trzeciego seta zaczęliśmy grać tak naprawdę, mecz toczył się punkt za punkt i w końcówkach Jastrzębski Węgiel nam uciekał. W trzecim secie mieliśmy przewagę, doprowadziliśmy to wszystko do końca. W czwartym secie też mieliśmy swoje szanse żeby wygrać, ale niestety nie wykorzystaliśmy tego. To się zemściło, wszedł atakujący z Jastrzębia i trafił. Nie wiem czy ktoś by to przyjął, kto by tam stał, ale fakt jest taki, że trafił do linii i set się zakończył - przeanalizował Marcin Waliński.

W starciu z Jastrzębskim Węglem zabrakło ponownie Brama Van den Driesa, a także kontuzjowanego Bartosza Bednorza. - Wydaje mi się, że drużyna jest skomponowana w ten sposób, że jak zabraknie jednego zawodnika, to jest ktoś to wchodzi i potrafi załatać tę dziurę, żeby ta nasza gra wyglądała tak, jak wyglądała. Liczyło się dziś to, że potrafiliśmy się podnieść, jako zespół zaczęliśmy grać. Byliśmy troszkę spięci. Widać było na boisku, że zaczynaliśmy się cieszyć z wygranej akcji, to nas napędzało na kolejne - zapewnił przyjmujący.

Olsztynianie w najbliższą niedzielę we własnej hali ugoszczą Cuprum Lubin.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×