Mateusz Mika: Nudziłem się, kiedy nie mogłem trenować

Lotos Trefl Gdańsk wyszarpał zwycięstwo Cerrad Czarnym Radom i pozostaje w grze o Puchar Polski. Do gry po blisko miesiącu przerwy powrócił przyjmujący Mateusz Mika.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
Łukasz Laskowski/Pressfocus/Newspixpl Newspix / Łukasz Laskowski/Pressfocus/Newspix.pl

WP SportoweFakty: Jak się pan czuje po pierwszym występie po kontuzji kolana? 

Mateusz Mika: Już jest coraz lepiej, jeśli chodzi o mój uraz. Teraz powoli wracam po tej kontuzji, jeszcze nie jestem w stu procentach zdrowy, ale wszystko idzie w dobrym kierunku, abym przestał odczuwać te dolegliwości, które mnie ostatnio dręczą.

Nie grał pan od powrotu z turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich, czyli przez blisko cztery tygodnie. Odczuwał pan już głód gry?

- Tak, już naprawdę chciałem pograć w siatkówkę. Szczególnie wtedy, kiedy przez krótki okres kilku dni nie mogłem w ogóle trenować. Patrzyłem na kolegów i czułem, że jednak trochę mi się nudzi, stojąc z boku i wykonując ćwiczenia z fizjoterapeutami. Naprawdę chciałem potrenować. W piątek miałem pierwszą okazję do gry i bardzo się z tego cieszę. Był to mile spędzony czas na boisku.

Pojawił się pan na parkiecie w trzeciej partii, kiedy Lotos był w ciężkiej sytuacji. Czy założenie nie było takie, żeby jednak oszczędzić sił w ćwierćfinale?

- Oczywiście, nasz trener nie jest głupi i zdaje sobie sprawę z tego, że po takiej kontuzji i takiej przerwie bez treningów, nie jest praktycznie możliwe, żeby wyjść na boisko i zagrać trzy mecze, dzień po dniu. W piątek chciał sprawdzić, jak drużyna będzie grała beze mnie. Dwa pierwsze sety radziła sobie dobrze, w trzeciej partii zdecydował się, żebym jednak pomógł. Sobota jest kolejnym dniem, zobaczymy jak będzie tego dnia.

Lotos musiał początkowo sobie radzić bez pana, a w drużynie Czarnych nie grał praktycznie w ogóle Wojciech Żaliński. Na parkiecie pojawili się zawodnicy, którzy byli w tym sezonie mniej eksploatowani. Zaskoczyli was czymś?

- Czarni są dobrą drużyną, na początku mieli problemy między innymi z przyjęciem. Kiedy już w trzecim secie zaczęli grać w siatkówkę, to robili to bardzo dobrze. Myślę, że ci zawodnicy, którzy na co dzień nie grali w tej drużynie, po tych dwóch pierwszych setach, które nie były w ich wykonaniu najlepsze, przyzwyczaili się do tempa meczu, do atmosfery. Później rozkręcili się i grali coraz lepiej.

W półfinale czeka was potyczka z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, liderującą aktualnie w PlusLidze. Wydaje się, że to faworyt tych rozgrywek.

- No tak, statystyki mówią wyraźnie, że ZAKSA w tym sezonie przegrała tylko raz. Przegrali jednak z nami, więc może uda nam się pokonać ich po raz drugi?

Podczas pana nieobecności szansę na występy dostał Miłosz Hebda. Czy to było godne zastępstwo? 

- Miłosz grał bardzo dobrze. Z tych obowiązków, które na nim spoczywały, wywiązał się bardzo dobrze. Wyniki mieliśmy dobre, tylko w tym pierwszym meczu przegraliśmy 0:3 w Rzeszowie. W tym spotkaniu jednak też była walka, choć może nie widać tego na tablicy wyników. Zespół od pewnego momentu zaczął grać dobrze.

W tym czasie uzyskaliście też awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów, ale rywal w play-offach raczej do wymarzonych nie należy.

- Na pewno są drużyny, które bardziej by nam pasowały niż Zenit Kazań, ale jest jak jest. Ja osobiście się ich nie boję. Myślę, że my, jako drużyna, też się ich nie boimy. Oczywiście jest to drużyna, która jest faworytem, ale na pewno nie poddamy się przed rozpoczęciem spotkania.

Rozmawiała Dominika Pawlik

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×