Michał Mieszko Gogol: Nie jesteśmy mocni mentalnie, więc popełniamy błędy

W 16. kolejce PlusLigi Asseco Resovia Rzeszów przegrała z PGE Skrą Bełchatów 2:3. Ten mecz dla rzeszowian mógł się jednak zakończyć znacznie gorzej. - Nie jesteśmy mocni mentalnie - mówi Michał Mieszko Gogol, scoutman mistrzów Polski.

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart

WP SportoweFakty: Kibiców cieszy, że udało się wam podnieść po dwóch pierwszych setach, ale martwi, że przewaga Skry w tabeli wzrosła.

Michał Gogol: Nie było tragedii, ale było bardzo blisko tragedii.

Taką byłaby przegrana za trzy punkty?

- Tak. Największą przyczyną naszej porażki były błędy. W pierwszym secie popełniliśmy ich pięć w ataku, a przeciwnik zero. To były takie sytuacje jak przejście linii po dobrze wykonanym ataku lub nieporozumienie Fabiana Drzyzgi z Dimą Paszyckim na środku. Potem Jaeschke atakował w aut, Achrem tak samo. Pierwszy set to były pomyłki w ataku. W drugiej partii tragicznie rozegraliśmy końcówkę. Popełniliśmy pięć błędów na zagrywce po dwudziestym punkcie. Kiedy spojrzy się na same pomyłki na zagrywce, to wydaje się, że wszystko było OK, bo ich liczba była porównywalna. Ale my popełnialiśmy te błędy w fatalnych momentach. Nie możemy psuć aż pięciu zagrywek po dwudziestym punkcie. I to czasami łatwych float'ów. Myślę, że głowa wzięła górę. Mentalnie nie udźwignęliśmy tej końcówki drugiego seta i być może mentalnie nie udźwignęliśmy całego meczu. Nie mamy takiej pewności siebie, jaką mieliśmy rok temu. Cały czas jej szukamy. To jest przyczyną tego, że aż tyle końcówek przegrywamy w tym sezonie. Rok wcześniej, szczególnie we własnej hali, wygrywaliśmy je.

Zawodzą głowy?

- Wydaje mi się, że tak. Jeśli na przykład obserwuję na treningach naszą grę, to czasami wykonujemy niesamowite zagrywki, a wymiany są na ogromnie wysokim poziomie. Na treningu gramy tak dobrze w obronie i tak dobrze przechodzimy do kontry jak ZAKSA. Ten zespół potrafi to zrobić dynamicznie. U nas jest tak samo, tylko że na treningach. Trudno jest nam to przełożyć na mecz. To jest nasza bolączka - nie potrafimy sprzedać tych umiejętności, które mają zawodnicy i tego, co potrafią zagrać w danym momencie. Jest też tak, że kiedy gramy z nożem na gardle i wielokrotnie pękaliśmy w końcówkach, z tyłu głowy pojawia się myśl, która zawodnikom nie pomaga. Druga myśl jest taka, że każdy set jest ważny - ta myśl być może sprawia, że jesteśmy tak nerwowi w końcówkach.

Upraszczając grę Resovii, sprowadza się ona wyłącznie do Bartosza Kurka.

- Mogło być tak, że nie gralibyśmy tie-breaka, a wygralibyśmy to spotkanie. Z drugiej strony mogło być tak, że byśmy przegrali bez piątej partii. To był mecz, który miał kilka scenariuszy. Bardzo szkoda dwóch pierwszych setów. Nie jednego, tylko dwóch. Oczywiście, wszyscy mówią, że w drugim prowadziliśmy wysoko, ale równie bardzo szkoda pierwszej partii. Prowadziliśmy w niej dobrą grę, mając jeden lub dwa punkty przewagi, ale nagle popełniliśmy trzy bardzo proste błędy. Kiedy tylko nasza gra zaskakuje, pojawiają się proste mankamenty i nie jesteśmy w stanie tego wyeliminować. Mecze, które gramy bezbłędnie, wygrywamy naprawdę bardzo gładko. Niestety, jest ich bardzo mało. Moim zdaniem to przez głowę. Nie mamy pewności siebie i musimy nad tym pracować i jakoś się odblokować. Być może przyjdzie jakiś jeden mecz z dobrym przeciwnikiem - teraz mamy akurat mecze z samą górą - który nas przełamie.

Na pozycji przyjmującego brakuje stabilizacji. Odbiór zagrywki to największy problem?

- Rzeczywiście, z elementem przyjęcia zagrywki mamy duże problemy. Szczególnie, kiedy przeciwnik na nas naciska, tak jak było w meczu ze Skrą czy podczas Pucharu Polski. Na dobrą sprawę, gdy mieliśmy przyjęcie - a tak było w pierwszym secie meczu ze Skrą we Wrocławiu - to graliśmy super. To na pewno jest nasza bolączka. Jeśli chodzi o samych zawodników - Alek wraca po ciężkiej kontuzji i ma problem z tymi piłkami, które lecą przed niego i gasną w locie. To jest jego minus. Mimo tego, wychodzimy z założenia, żeby takie mecze jak ten ze Skrą zaczynać z Alkiem po to, żeby była ofensywa, mocna zagrywka i uderzenie na wysokiej piłce. Wiedzieliśmy, że Skra także będzie kopać serwisem, więc musieliśmy kimś atakować na wysokich piłkach. Po to Alek był nam potrzebny. Natomiast wiedzieliśmy, że jeśli pojawi się kłopot w przyjęciu, to mamy zawodników, którzy potrafią dać w tym elemencie spokój, na czele z Penczewem. Stało się tak, jak przewidywaliśmy. Zmiana z Lyneelem to było "na dwoje babka wróżyła". Mogło to pójść w jedną, ale też w drugą stronę. Celem była stabilizacja przyjęcia za Jaeschke'go, któremu piłki wpadały w środek parkietu. Bardzo wiele piłek wpadało nam między strefy boiska. Julien wchodził właśnie po to, aby zacieśniać linię przyjęcia.
- Kiedy tylko nasza gra zaskakuje, pojawiają się proste mankamenty i nie jesteśmy w stanie tego wyeliminować - mówi Michał Mieszko Gogol - Kiedy tylko nasza gra zaskakuje, pojawiają się proste mankamenty i nie jesteśmy w stanie tego wyeliminować - mówi Michał Mieszko Gogol
Ale zgodzi się pan, że to rzadki obrazek, aby Lyneel wchodził na poprawę przyjęcia. 

- Ok, w ważnym momencie popełnił błąd, przyjął na taśmę, ale nie była to łatwa zagrywka na pierwsze przyjęcie, gdzie trwa czwarty set, a on jest zimny i wchodzi z kwadratu. Moim zdaniem nie był to łatwy serwis, a on potrzebował czasu, aby wejść w mecz. Tak naprawdę mówimy jednak o detalach. Na ten mecz można patrzeć dużo bardziej globalnie. Zadecydowały własne pomyłki, co jest pokłosiem tego, że nie jesteśmy mocni mentalnie. To się składa na nasze błędy.

Często mówi pan, że Penczew ma problem z wyborem sposobu przyjęcia. W końcówce drugiego seta wybrał sposób dolny i nie odebrał prostego float'a.

- To jest jego technika indywidualna i jego ocena. Nie musimy mu w tej kwestii podpowiadać, dlatego że to jest jego czucie w danej chwili. U niego przyjęcie jest na najwyższym poziomie. Każdy może się pomylić. Zawsze piłka - szczególnie przy float'ach Mikasą - może gdzieś tam zgasnąć. Moim zdaniem w meczu ze Skrą wzięliśmy bardzo dużo autów na zagrywce. Szczególnie przy Uriarte i Lisinacu.

W końcówkach też? 

- Też. Była taka jedna piłka w tie-breaku, która była autowa, ale ją przyjęliśmy. Konsultowaliśmy to między sobą. Kiedy zawodnik zagrywa w linii wyskoku - mówimy o Uriarte i Lisinacu, którzy w większości zagrywają z pierwszej do piątej strefy - i jeśli wiemy, że oni nie zagrywają skrótów jak Conte czy Marechal, powinniśmy stanąć trochę dalej i oceniać, czy piłka leci w boisko czy w aut. A my - właśnie przez brak pewności - braliśmy tak naprawdę wszystkie zagrywki, czy były dobre, czy złe. Kilka piłek było autowych, a przyjmowaliśmy je powyżej linii barku. A oni szukali najkrótszej linii strzału, czyli ze strefy pierwszej do piątej.

Dmytro Paszycki ma problem mentalny? Gra bardzo dobrze, ale w kluczowych momentach jest zawodnikiem nie do poznania.

- W rozmowach z Dimą on mówi nam, że Resovia jest dla niego pierwszym tak profesjonalnym klubem na wysokim poziomie. On zawsze powtarza, że daje z siebie wszystko, ale widać po nim, że sam na siebie nakłada bardzo dużą presję. Oczywiście wszyscy staramy się mu pomóc i zdjąć ją z niego, aby grało mu się łatwiej. Jest jedna ważna kwestia - i to ma wielu środkowych, nie tylko Dima - jeśli zawodnik jest w grze, dostaje dużo piłek i kończy jedną, drugą i trzecią akcję, to on czuje się nakręcony i jest pewniejszy. Na zagrywce, w wyborach na siatce, śmielej porusza się w bloku i nie boi się skoczyć w opcji. Tak było z Dimą. Wcześniej bardzo często zdarzało się to Piotrkowi Nowakowskiemu, który musiał czuć grę, czyli dostać kilka piłek. Niestety, wejście Dimy w mecz nie było najlepsze. On z Fabianem nie mogli się spotkać i mieli kilka ratunkowych kiwek. Trudno potem nadrabiać to innymi elementami. Holmes też nie mógł dobrze wejść w mecz, ale potem skończył kilka akcji i zaczął kapitalnie grać w bloku i dokładać dobre zagrywki. Dla środkowych ważne jest to, aby czuć boisko. Niektórzy zawodnicy na tej pozycji tego nie potrzebują, ale Dima musi to mieć.

Fabianowi Drzyzdze można zarzucić niedokładności w rozegraniu, ale jego wybory chyba były słuszne.

- Miał bardzo dobre wybory. W tie-breaku w kontrataku wystawił do Lyneela i przeciwnik się tego nie spodziewał, ale piłka rzeczywiście była wąska i został zablokowany. Julien chciał ją szybko domknąć. Liczył, że blok nie zdąży i trafi w dziurę. Jeśli chodzi o jego wybory - były dobre, ciekawe i urozmaicone. Często gubił blok, i to nawet w rozegraniach do Kurka, gdzie wiadomo, że jest to nasza pierwsza strzelba. To jest kwestia zgrania i dokładności. Te pierwsze mecze po turnieju w Berlinie graliśmy z Tichackiem. Można doszukiwać się braku dokładności po Berlinie. Jeszcze nie jest zgrany ze wszystkimi zawodnikami po tej przerwie, tak jak był wcześniej. Musi minąć trochę czasu i powinno być dobrze. Ale sam pomysł na grę był bardzo dobry. Mieliśmy skuteczność, ale też - w jakimś stopniu - element zaskoczenia.

Rozmawiał Mateusz Lampart

Zobacz wideo: Dawid Kubacki: Za dużo energii, za mało techniki
Źródło: TVP S.A.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×