Marcin Górczyński: Lampka ostrzegawcza we Wrocławiu. Wszystkie siły na jeden front (komentarz)

Największą niespodzianką spotkań ćwierćfinałowych Pucharu Polski siatkarek była porażka Impela Wrocław z Polskim Cukrem Muszynianką Enea Muszyna. Sezon wrocławiankom może uratować już tylko medal Orlen Ligi.

Marcin Górczyński
Marcin Górczyński
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski

Do Wrocławia ściągnięto przed sezonem gwiazdy siatkówki, zatem oczekiwano wyników na miarę transferów. Wydawało się, że idealnie dobrano proporcje w zespole. Rozgrywająca o uznanej marce, solidne, a nawet bardzo solidne przyjmujące i liderka w osobie Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty. Do tego czołowe polskie środkowe, na pozycji libero reprezentantki Niemiec i Polski. Z pozoru istny samograj.

Impelki boleśnie zderzyły się z rzeczywistością. W niewytłumaczalnych okolicznościach straciły awans z grupy Ligi Mistrzyń. Porażka na własnym parkiecie z outsiderem rozgrywek, Telekomem Baku, brzmiała jak gorzki żart. Gwiazdozbiór ze stolicy Dolnego Śląska dostał jednak drugie życie. Marzenia o Pucharze CEV z głów wrocławianek ostatecznie wybiły siatkarki Galatasaray Stambuł.

Zespół Jacka Grabowskiego dopiero w marcu wkroczył na właściwe tory. Pod koniec rundy zasadniczej Orlen Ligi Impelki pokazały, że nie zapomniały podstaw siatkówki. Zespół ze stolicy Dolnego Śląska zasygnalizował wzrost formy, wygrywając pewnie z Budowlanymi Łódź i BKS-em Aluprofem Profi Credit Bielsko-Biała. Zimny prysznic przyszedł jednak dużo szybciej niż chociażby w walce o medale Orlen Ligi.

Oczywiście Polski Cukier Muszynianka Enea Muszyna to nie ligowy słabeusz, ale oprócz fanów klubu z Małopolski niewielu spodziewało się niespodzianki w rywalizacji z rozpędzonymi Impelkami. Zwłaszcza, że półtora miesiąca wcześniej Mineralne w Hali Orbita zostały rozbite w pył. O ile do Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty czy Caroliny Costagrande nie można mieć pretensji, to już cierpkie słowa za występ w Muszynie należą się Kristin Hildebrand i Andrei Kossanjowej. Obie siatkarki były hamulcowymi zespołu i wyglądały bardzo słabo na tle Natalii Kurnikowskiej czy Anny Grejman.

Porażka z Mineralnymi to jeszcze nie powód do publicznego linczu. Zawodniczki Bogdana Serwińskiego zagrały bowiem jeden z najlepszych pojedynków od czasu zeszłorocznych spotkań o brązowy medal ligi. Z tak dysponowanymi Mają Savić i Adelą Helić problem miałyby nawet mistrzynie Polski z Polic. Martwi za to co innego. Gdy Impelki poczują oddech rywalek na plecach, to zaczynają popełniać błędy. Być może wiąże się to z presją wyniku, która we Wrocławiu jest spora. Zresztą nie powinno to dziwić. Nie po to podpisywano kontrakty z uznanymi siatkarkami, by odpadać w ćwierćfinale Pucharu Polski czy fazie grupowej Ligi Mistrzyń.

Z drugiej strony brak awansu do Final Four Pucharu Polski może wyjść wrocławiankom na dobre. W przeciwieństwie do półfinałowego rywala w Orlen Lidze, PGE Atomu Trefla Sopot, Impelki będą miały ponad dwa tygodnie na przygotowanie się do drugiego spotkania z sopociankami. Miedzy Bogiem a prawdą Puchar Polski to tylko przystawka przed najważniejszymi spotkaniami sezonu. Jeżeli zawodniczki Jacka Grabowskiego awansują do ligowego finału, to tegoroczne wpadki pójdą w niepamięć. Zespół budowano z myślą o detronizacji Chemika Police, jednak przy kłopotach ze stabilizacją formy ogromnym sukcesem byłaby już sama możliwość gry o złoto. Zatem wszystkie ręce na pokład - biorąc pod uwagę środki wpompowane w drużynę, brak medalu Impela byłby katastrofą.

Marcin Górczyński

Zobacz inne teksty autora --> 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×