Dalej w czołówce, ale niedosyt pozostał - podsumowanie sezonu 2015/16 w wykonaniu Lotosu Trefla Gdańsk

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Aleksander Koźmiński /
PAP / Aleksander Koźmiński /
zdjęcie autora artykułu

Drugi sezon pracy Andrei Anastasiego w Lotosie Treflu Gdańsk nie obył się bez kryzysowych momentów. Gdańszczanie zdołali jednak spełnić przedsezonowe zapowiedzi i ponownie znaleźli się w ligowej czołówce.

W tym artykule dowiesz się o:

Pozostać w ligowej czołówce

Po wielu latach zawodów i rozczarowań kibice gdańskiej siatkówki doczekali się wymarzonego sezonu 2014/2015 okraszonego wywalczeniem krajowego pucharu oraz wicemistrzostwa Polski. Żółto-czarni zaskakująco szybko pod wodzą Andrei Anastasiego wspięli się po szczeblach plusligowej drabinki i przed startem kolejnych rozgrywek w gdańskim klubie dokładnie zdawano sobie sprawę, iż utrzymanie tak wysokiego poziomu będzie niezwykle trudnym zadaniem. - Drużynom takim jak my będzie piekielnie ciężko przejść przez fazę zasadniczą bez żadnej wpadki, co w efekcie wyklucza z walki o złoto. W poprzednich rozgrywkach pomimo kilku porażek i zajęcia trzeciego miejsca w tabeli zdołaliśmy wywalczyć wicemistrzostwo kraju. Jeśli pod koniec rozgrywek znajdziemy się w najlepszej czwórce to będę najszczęśliwszym trenerem na świecie - zapowiadał przed startem sezonu Anastasi.

Poza występami w rodzimych halach, ekipa znad morza musiała również szlifować formę do nowego wyzwania, czyli Ligi Mistrzów. Start w elitarnych rozgrywkach to ogromny prestiż, ale również test dla przygotowania fizycznego drużyny. Nie da się ukryć, że każdy mecz rozegrany więcej, każdy kolejny kilometr spędzony w podróży odczuwalny jest w nogach zawodników.

Utrzymanie srebrnego składu ponad wszystko

Po najlepszym w historii występie na parkietach PlusLigi wiadomym było, że o rewolucji w składzie Lotosu Trefla nie może być mowy. Klub zgodnie z oczekiwaniami priorytetowo potraktował utrzymanie składu, który wywalczył srebro. Najdłuższe rozmowy trwały z Sebastianem Schwarzem, który ostateczną decyzję podjął w połowie lipca. Nowy kontrakt Niemca oznaczał sukces włodarzy, bowiem w Gdańsku pozostała cała "żelazna" siódemka.

Biorąc pod uwagę grę w europejskich pucharach oraz zmiany w rozgrywkach PlusLigi można było oczekiwać od trójmiejskiej drużyny ruchów wzmacniających ławkę rezerwową. Jednak klub zdecydował się na kupno jedynie Miłosza Hebdy, który nie miał za sobą zbyt udanych występów w barwach MKS-u Będzin. Uzupełnieniem składu wicemistrzów kraju zostali Kamil Dębski oraz Karol Behrendt, wyłowieni przez Andreę Anastasiego z drużyn juniorskich Lotosu Trefla.

Była ochota na więcej

Gdańszczanie miniony sezon zainaugurowali nieco wcześniej niż reszta drużyn. Początek rozgrywek podopieczni Andrei Anastasiego rozpoczęli z wysokiego C wygrywając SuperPuchar z aktualnym wtedy mistrzem Polski - Asseco Resovią Rzeszów, biorąc jednocześnie rewanż za ubiegłoroczny finał PlusLigi. Zacięte spotkanie zakończyło się w pięciu odsłonach, a najlepiej dysponowanym zawodnikiem został Mateusz Mika.

W związku z tegoroczną zmianą zasad rozgrywek, spowodowaną turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich, zawodnicy mieli świadomość, iż każdy punkt w rundzie zasadniczej jest bardzo istotny. Tym samym sześć tie-breaków rozegranych przez Żółto-Czarnych na początku sezonu, z czego aż pięć z zespołami niżej notowanymi, wróżyło iż w drużynie prędzej czy później pojawi się kryzys.

Między meczami PlusLigi zespół prowadzony przez Andreę Anastasiego udał się do Wrocławia bronić Pucharu Polski. Turniej finałowy nie okazał się szczęśliwy. Gdańszczanie po zaciętym meczu z Cerrad Czarnymi Radom, musieli uznać wyższość ZAKSY w zaledwie trzech setach.

Wspomniany wcześniej kryzys przyniósł jednak największe straty podczas trzech marcowych kolejek, w których to lepsi okazali się kolejno: lubinianie, warszawianie i radomianie. Po tak słabej serii Lotos Trefl Gdańsk z pozycji wicelidera tabeli spadł na czwarte miejsce, które finalnie okazało się końcowym rezultatem. Same mecze o brąz PlusLigi także były bardzo jednostronne uwidaczniając mocną przewagę PGE Skry Bełchatów.

Udany debiut na europejskich parkietach

Warto jednak podkreślić, że równocześnie z polską ligą, siatkarze z Trójmiasta rywalizowali z najlepszymi drużynami Europy. To pierwszy tak intensywny sezon gdańszczan. Liga Mistrzów jak najbardziej rozpoczęła się dla nich udanie. Żółto-czarni zakończyli fazę zasadniczą na drugiej pozycji, pokonując także po bardzo zaciętym meczu DHL Modena. W play-offach przyszło im mierzyć się z niedoścignionym Zenitem Kazań. Zespół naszpikowany gwiazdami w dwumeczu pozwolił sobie wyłącznie na stratę jednego seta. Niewątpliwie udział w elitarnej Lidze Mistrzów był dla gdańszczan możliwością pokazania swoich umiejętności szerszej publiczności. Mówi się jednak, że długie podróże, brak regularnych treningów i mecze wyjazdowe w pierwszej połowie sezonu pozbawiły siatkarzy z wybrzeża sił na walkę o lepszą lokatę.

Rezerwowi częściej potrzebni

Marco Falaschi - 3,5 Przemysław Stępień - 3,5

W grze Marco Falaschiego niejednokrotnie brakowało elementu zaskoczenia, czym dał się poznać w pierwszym roku pobytu nad polskim morzem. Na uproszczone schematy rozegrania nieodzowny wpływ miało bez wątpienia słabsze przyjęcie. Największe problemy ze zgraniem uwidaczniały się na linii Falaschi-Mika, co mogło być pokłosiem absencji na treningach reprezentanta Polski spowodowanej kontuzją kolana. W kryzysowych sytuacjach trener Anastasi nie bał się posyłać w bój Przemysława Stępnia, który udowodnił, że gra pod presją nie jest dla niego problemem.

Murphy Troy - 2,5 Damian Schulz - 4

Niestety drugi sezon Murphy'ego Troya w PlusLidze nie okazał się tak samo owocny. Amerykanin był znacznie mniej skuteczny i efektowny, a także nie widać było u niego tej samej pasji i świeżości na boisku. Tym samym Adrea Anastasi dużo częściej zaczął rotować na tej pozycji. Nie raz w rolę pierwszego atakującego wcielał się Damian Schulz, który szczególnie w pierwszej części sezonu okazywał się killerem żółto-czarnych.

Wojciech Grzyb - 5,5 Bartosz Gawryszewski - 3 Artur Ratajczak - 3 Karol Behrendt - grał zbyt krótko, by ocenić

Niezmiennie, Wojciech Grzyb, pomimo wieku, na boisku prezentuje się wyśmienicie. Zarówno atak 35-latka, jak i efektowne bloki oraz kąśliwe zagrywki z wyskoku, dały się we znaki wielu przeciwnikom. Tak znakomita gra skutkowała niezagrożoną pozycją w składzie Lotosu Trefla. O drugie miejsce rywalizowali kapitan drużyny i Artur Ratajczak. Obydwoje prezentowali się przeciętnie, zdecydowanie poniżej swoich możliwości.

Skala ocen: 1 - bardzo słabo, 2 - słabo, 3 - przeciętnie, 4 - dobrze, 5 - bardzo dobrze, 6 - rewelacyjnie.

Przyjęcie rozregulowane kontuzjami

Mateusz Mika - 3,5 Sebastian Schwarz - 4 Miłosz Hebda - 2 Kamil Dębski - grał zbyt krótko, by ocenić

Podstawowa para przyjmujących znakomicie rozpoczęła sezon 2015/2016 tworząc jeden z najlepszych duetów lewoskrzydłowych w lidze. Sytuacja odmieniła się po styczniowych kwalifikacjach do igrzysk olimpijskich. Zarówno Mika jak i Schwarz wrócili do ligowych obowiązków z problemami zdrowotnymi. O ile Niemiec dość szybko powrócił do stabilnej formy to reprezentant Polski do końca sezonu nie odzyskał pełnej sprawności, co było widoczne w meczach o brąz. Miłosz Hebda zanotował kilka "wejść smoka", takich jak przeciwko DHL Modena, jednak na przestrzeni większej liczby spotkań nie był w stanie zagwarantować odpowiedniego poziomu przyjęcia.

Piotr Gacek - 5 Mateusz Czunkiewicz - grał zbyt krótko, by ocenić

Piotr Gacek, podobnie do Wojciecha Grzyba, w minionym sezonie potwierdził swoją wysoką formę. Doświadczony reprezentant Polski nie miał sobie równych jeśli chodzi o precyzję dograń piłek oraz efektowne parady w obronie, co sprawiło że ponownie Mateusz Czunkiewicz nie dostał szans do pokazania się na boisku na swojej nominalnej pozycji.

Andrea Anastasi - 4

W przeciwieństwie do poprzedniego sezonu, opiekun żółto-czarnych w trudnych momentach chętnie powierzał odpowiedzialność rezerwowym, w szczególności Damianowi Schulzowi, który za zaufanie odwdzięczał się dobrą postawą. Bez pomocy zmienników nie byłoby mowy o miejscu w najlepszej "czwórce". Nie można jednak pominąć faktu, iż sztab szkoleniowy nie znalazł recepty na odbudowanie fizyczne coraz bardziej opadającego z sił zespołu, a przecież negatywne objawy pojawiały się już z początkiem marca. Anastasi nie wykrzesał z zawodników resztek utraconej świeżości w walce o brąz, którą gdańszczanie nad wyraz dotkliwie przegrali z PGE Skrą Bełchatów. [b]

Dłuższa niemoc odebrała szansę na medal[/b]

Pomimo zwieszonych głów zawodników Lotosu Trefla Gdańsk po ostatnim meczu ligi, minionego sezonu nie można zaliczyć do nieudanych. Kibice, którzy pamiętają jeszcze niechlubne spotkania o utrzymanie w PlusLidze, teraz mogą cieszyć się z rozgrywek na najwyższym poziomie. Niezaprzeczalnie zdobycie SuperPucharu, awans do top 12 Ligi Mistrzów i obecność wśród czterech najlepszych polskich ekip, spełniło oczekiwania postawione drużynie przed sezonem.

Z pewnością szkoda dłuższego przestoju jaki przydarzył się ekipie z Trójmiasta w środku rozgrywek, uniemożliwiając im powtórzenia sukcesu z zeszłego roku. Trzeci sezon pod wodzą Anastasiego, który chce pozostać na szczycie PlusLigi, z pewnością nie obejdzie się bez większych zmian kadrowych na kluczowych pozycjach.

Opracowały: Karolina Biesik i Marta Kośmicka

Źródło artykułu:
Komentarze (1)
avatar
GreenArrow
7.05.2016
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Największy problem Lotosu - ciułanie jednym składem drugi sezon z rzędu. Przed sezonem pytaniami były: czy utrzymają formę, czy Mika wytrzyma obciążenia, czy Troy powtórzy sezon życia, czy Gac Czytaj całość