Kaja Grobelna: Jestem jeszcze młoda. Nie chcę szarżować

Choć urodziła się w Radomiu, gra dla reprezentacji Belgii. Mogła zostać modelką, ale jednak wybrała siatkówkę. Nowa atakująca Budowlanych Łódź, Kaja Grobelna, ma wprawdzie dopiero 21 lat, lecz zaznała już siatkówki na światowym poziomie.

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki
Materiały prasowe / CEV

Kaja jest córką Dariusza Grobelnego, byłego reprezentanta Polski. To dwukrotna mistrzyni Belgii (2014, 2015) z Asterixem Kieldrecht. Poprzedni sezon rozegrała w lidze niemieckiej, gdzie w barwach Allianzu MTV Stuttgart sięgnęła po wicemistrzostwo kraju. Na koniec sezonu wyróżniono ją nagrodą MVP Bundesligi. Zaliczyła również debiut w Lidze Mistrzyń. Na swoim koncie ma też występy w reprezentacji Belgii w Igrzyskach Europejskich czy World Grand Prix.

WP SportoweFakty: Skąd u pani ta ogromna chęć gry w Orlen Lidze?

Kaja Grobelna: Zawsze mnie ciekawiła ta gra w Polsce. Wydaje mi się, że każda zawodniczka chciałaby kiedyś grać w polskiej lidze. W Belgii ta dyscyplina nie jest aż tak popularna. W Niemczech jest z tym nieco lepiej, ale jednak wszyscy wiedzą, jak ważny jest to sport w Polsce. U mnie w domu żyje się siatkówką. Zawsze oglądamy mecze w telewizji, śledzimy polską ligę, znamy też więc sporo zawodniczek.

Z tego co wiem, prestiż dyscypliny to nie jedyna rzecz, która zadecydowała o tym, że przyjechała pani do Polski.

- Dla mnie to jest oczywiście sprawa bardzo wyjątkowa, bo tutaj się urodziłam. Dlatego bardziej kusiło mnie, by tu wrócić i zobaczyć, jak to jest. Kilka lat temu mój brat, Igor wyjechał do Polski (do Cerradu Czarnych Radom, a obecnie gra w Cuprum Lubin - przyp. red.) i był zachwycony. To mnie jeszcze bardziej zachęciło.

Za panią rewelacyjny sezon w Allianzu MTV Stuttgart. Czym różnił się od tych, które rozgrywała pani w Belgii?

- Przede wszystkim było strasznie dużo meczów i to sprawiało mi pewną trudność. Do lutego nie było chyba żadnego tygodnia z tylko jednym dniem meczowym. Zwykle były dwa lub nawet trzy spotkania w tygodniu. Same finały były także bardzo intensywne. Pod kątem sportowym to jest fajne, ale bardzo ciężkie dla zawodniczek. Wszystkie byłyśmy zmęczone. Ale przecież po to się trenuje, by grać w finałach o medale. A my grałyśmy zarówno w finale Pucharu Niemiec jak i w finale Bundesligi, który trwał pięć meczów.

ZOBACZ WIDEO: Anita Włodarczyk propogatorką biegania w Racocie (źródło TVP)

Jednak siatkarki Dresdnera w meczach u siebie nie dały wam szans.

- Jak się już jest tak blisko, to chce się wygrać to złoto. Pokazałyśmy, że warto było walczyć i nikt nie powie, że znalazłyśmy się tam przypadkiem. W półfinale pokonałyśmy przecież faworyzowany Schwerin. Mimo tego bardzo cieszę się z tego ubiegłego sezonu w Stuttgarcie.

Została pani MVP ligi, a w dwóch wygranych przez was meczach finałowych była pani wręcz nie do zatrzymania. Skąd czerpała pani energię na te mecze? - Dużo mi dawało to, że każda z nas wzajemnie się motywowała. Gdy którejś z nas szło słabiej, mogła liczyć na wsparcie koleżanek. Mnie też zdarzały się gorsze dni. Właśnie wtedy miałam takie poczucie, że dziewczyny pomagają mi na boisku. W tym finale czułam się naprawdę dobrze. Otrzymałam sporą dawkę pewności siebie. Ja wiedziałam, że ten klub mi ufa. Choć mój początek w nim nie był dobry, to wiedziałam, że nawet jak mi idzie źle, nie tracę wparcia. To mi bardzo pomogło. Całe ciśnienie zeszło ze mnie.

W jednym z wywiadów dla brazylijskich mediów przyznała pani, że miała pani epizod jako modelka. Jak do tego doszło?

- Faktycznie mama bardzo chciała, bym została modelką. To było jej marzenie. Zapisałam się nawet na casting, który udało mi się przejść. Zaczęłam też chodzić na lekcje. Okazało się jednak, że agencja kończy działalność, bo właściciele się pokłócili. Ostatecznie więc sobie odpuściłam. To była fajna przygoda, ale to nie było to, co chciałam robić w życiu. Ja jestem bardziej pro sportowa. Zresztą lubię wszystkie sporty. A poszłam w stronę siatkówki pewnie dlatego, że miałam to zakodowane w genach. Tak musiało być.

Dlaczego jednak gra pani w reprezentacji Belgii, a nie w reprezentacji Polski?

- Wyjechałam do Belgii jak miałam dwa latka. Mam polską krew, ale wychowałam się oraz nauczyłam grać w siatkówkę w Belgii. Czuję się Polką, ale mój dom jest właśnie tam. W Belgii też dostałam szansę na rozwój. Gdy ćwiczyłam z młodymi dziewczynami, trafiłam na trenera Juliena Van de Vyvera (ojciec Ilki Van de Vyver, rozgrywającej reprezentacji Belgii - przyp. red.). To on mnie zauważył i chciał trenować ze mną indywidualnie w każdą sobotę i niedzielę. Każdego ranka tata zawoził mnie i Igora do niego na treningi, aby poprawić technikę.

Czy Kaja Grobelna będzie objawieniem Orlen Ligi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×