Michał Winiarski show - relacja z meczu Domex Tytan AZS Częstochowa - Itas Diatec Trentino

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Siatkarzom Domexu Tytan AZS Częstochowa nie udało się powtórzyć sukcesu z dwumeczu z Coprą Piacenza. W środę częstochowianie nie sprostali w pierwszym spotkaniu ćwierćfinałowym siatkarskiej Ligi Mistrzów Itasowi Diatec Trentino. Mistrzowie Włoch, mimo różnych przeciwności losu, na czele z kontuzjami, zwyciężyli pod Jasną Górą 3:1 i tym samym w perspektywie rewanżu na własnym parkiecie praktycznie "jedną nogą" są już w Final Four Ligi Mistrzów.

W tym artykule dowiesz się o:

Domex Tytan AZS Częstochowa – Itas Diatec Trentino 1:3 (25:22, 21:25, 17:25, 18:25)

AZS Częstochowa: Stelmach, Bartman, Nowakowski, Gradowski, Wiśniewski, Mljakow, Zatorski (libero) oraz Wrona, Drzyzga, Wierzbowski.

Itas Diatec Trentino: Grbić, Kazijski, Riad, Winiarski, Birarelli, Stefanov, Bari (libero) oraz Della Lunga, De Paola.

Początek spotkania ułożył się po myśli podopiecznych Radosława Panasa. Podobnie, jak w spotkaniu z zespołem z Piacenzy, "dodatkowym zawodnikiem" okazali się kibice, którzy szczelnie wypełnili Halę Polonia, a ich piekielny doping wyraźnie dodał skrzydeł "Akademikom". Do połowy pierwszej partii mistrzowie Włoch co prawda nie odstawali od rywali i co chwilę odgryzali się udaną akcją, jednak od drugiej przerwy technicznie rozpoczął się koncert gry gospodarzy. "Pierwsze skrzypce" tradycyjnie grał Zbigniew Bartman, którego w ataku dzielnie wspierał Wojciech Gradowski. Cieniem siebie był natomiast Smilen Mljakow, który długo nie mógł przedrzeć się przez blok rywali. Po sprytnym zagraniu Andrzeja Stelmacha, częstochowianie prowadzili już 20:15 i wydawało się, że spokojnie dowiozą zwycięstwo do końca seta. Włosi przebudzili się z jednak letargu. Sygnał do odrabiania strat dał Michał Winiarski, który w przekroju całego spotkania wyrządził "Akademikom" wiele szkody i nawet z największych opresji wychodził obronną ręką. Ostatnie słowo należało jednak do miejscowych, a konkretniej do Andrzeja Stelmacha, który nie zmarnował okazji i wykorzystał "bezpańską" piłkę. AZS prowadził w meczu 1:0 i tym samym w Częstochowie znów zapachniało niespodzianką.

Podopieczni Radosława Panasa zwietrzyli swoją szansę i w drugiej partii to oni długo dyktowali warunki gry. Mistrzowie Włoch długo byli bezradni, a na dodatek na początku drugiego seta stracili swojego asa Mateja Kazijskiego, który po jednej z zagrywek niefortunnie upadł na parkiet. W miejsce Bułgara na placu gry pojawił się Dore Della Lunga i - paradoksalnie - w poczynania swojego zespołu wprowadził wiele ożywienia. Do drugiej przerwy technicznej inicjatywa należała jednak do podopiecznych Radosława Panasa. Do Zbigniewa Bartmana w ataku wreszcie dostroili się również środkowi, Łukasz Wiśniewski oraz Piotr Nowakowski, a po fatalnym początku otrząsnął się także Smilen Mljakow. Od stanu 16:14 do głosu doszli jednak mistrzowie Włoch, którzy pokazali, że ich tegoroczne aspiracje sięgające zwycięstwa w Lidze Mistrzów mają pokrycie w grze i nie są rzucane na wiatr. Przełomowym momentem okazała się seria przy wyniku 16:14. Ekipa Radostina Stojczewa z zimną krwią wykorzystała wszystkie kontrataki i w mgnieniu oka "odjechała" na trzy punkty, 16:19. W końcówce przyjezdni nie zmarnowali okazji i postawili "kropkę nad i". Nadzieje w serca kibiców swoją zagrywką wlał jeszcze Zbigniew Bartman, który przy wyniku 19:21 popisał się asem serwisowym, jednak po atakach Michała Winiarskiego i zagrywce Emanuele Birarelliego, nadzieje częstochowian legły w gruzach.

Zwycięstwo w drugim secie wyraźnie podbudowało włoski zespół, który w kolejnych dwóch partiach nie dał podopiecznym Radosława Panasa cienia wątpliwości, kto jest lepszym drużyną. Kolejne dwie odsłony nie miały właściwie większej historii. Największą bolączką wicemistrzów Polski okazało się przyjęcie zagrywki rywala. - Bez dobrego przyjęcia trudno grać z takim zespołem, jak Trento - zauważa Fabian Drzyzga. Zagrywka, w której prym wiedli Michał Winiarski oraz dwójka środkowych, Emanuele Bilarelli i Brazylijczyk Riad, była najmocniejszą bronią mistrzów Włoch i jak się później okazało, zalążkiem wygranej. W trzecim secie częstochowianie nie mieli nic do powiedzenia, a rezultat 17:25 na korzyść przyjezdnych w pełni odzwierciedla to, co działo się na placu gry.

Łabędzi śpiew gospodarzy trwał również w czwartym secie, w którym ekipa z Trentino przypieczętowała wygraną. Podopieczni Radosława Panasa nie mogli poradzić sobie przede wszystkim z dwójką środkowych, Birarellim oraz Riadem, a "swoje" w ataku zrobili również Bułgarzy, Krasimir Stefanov oraz Matej Kazijski, który powrócił na boisko. Ze względu na uraz kostki grał on co prawda na "pół gwizdka", jednak mimo to wydatnie pomógł swojej drużynie. Kazijski na parkiecie zajął miejsce Della Lungi, który w trzeciej partii podzielił los swojego kolegi i również doznał kontuzji. - Przede wszystkim cieszę się z tego, że miałem szansę ponownie wejść do gry. Starałem się pomóc drużynie. Grałem może nie na 100 proc. swoich możliwości, ale myślę, że pomogłem zespołowi - mówił po meczu filar reprezentacji Bułgarii. Dzieła dopełnił natomiast Michał Winiarski, który po powrocie na "stare śmieci" był zdecydowanie najjaśniejszą postacią w swoim zespole.

Tym samym, piękna przygoda zespołu spod Jasnej Góry w Lidze Mistrzów prawdopodobnie dobiega końca. Podopieczni Radosława Panasa tanio jednak skóry nie sprzedali i na tle naszpikowanego wielkimi nazwiskami mistrza Włoch pozostawili po sobie dobre wrażenie. Oczywiście oba zespoły mają w perspektywie jeszcze spotkanie rewanżowe. Akademicy z Częstochowy już nie raz w tym sezonie sprawili swoją grą dużą niespodziankę, jednak o niezbędne do awansu zwycięstwo na terenie rywala będzie bardzo trudno.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)