Polki z awansem do mistrzostw Europy. Jacek Nawrocki: Chcemy zapukać do czołówki

Reprezentacja Polski kobiet kilka miesięcy pracy zwieńczyła awansem na przyszłoroczne mistrzostwa Europy. - Chcemy zapukać do czołówki - przyznał selekcjoner Jacek Nawrocki.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
PAP, Maciej Kulczyński / PAP, Maciej Kulczyński

WP SportoweFakty: Z pewnością trener odetchnął z ulgą. Plan został wykonany, bo nie tylko Polki pokonały Finki, ale po pięciu meczach eliminacji wywalczyły awans do mistrzostw Europy.

Jacek Nawrocki: Graliśmy, trenowaliśmy, przygotowywaliśmy się właśnie po to, by awansować do mistrzostw Europy. To nastąpiło trochę niespodziewanie dzień wcześniej. Duża frywolność Węgierek spowodowała, że niedzielny mecz nie będzie miał znaczenia. Cieszę się, że dziewczyny wykorzystały tę szansę. Trochę nam to spadło z nieba i presja w postaci wywalczenia awansu przeszkadzała nam w utrzymaniu rytmu gry, który pokazywaliśmy przez cały ostatni miesiąc, łącznie z turniejem na Węgrzech.

Nie ma się jednak co dziwić, bo większość dziewczyn to zawodniczki, które dopiero będą grały pierwsze swoje role w klubach. Musimy być bardzo ostrożni z wymaganiami w stosunku do nich. Najważniejsze jest to, że one mają wolę walki. To, że one przeżywały i uległy tej presji pokazuje, jak bardzo im zależało. Dla mnie to jest bardzo ważne.

Z takim zespołem jak Finlandia nie gra się łatwo. Rywalki miały gorsze warunki fizyczne, to jednak szukały swoich szans w innych elementach. Zaczęły dobrze bronić i lepiej zagrywać, a także potrafiły obijać blok.

- Wszystkie mecze, w których wynik wydaje się oczywisty są bardzo trudne. W momencie kiedy traci się kilka piłek z rzędu wkrada się nerwowość i trzeba dużej konsekwencji, by taki mecz wygrać. Z boku może tego nie widać. Mieliśmy kłopot, Finki grały sprytnie, odważnie, nie miały nic do stracenia. Dla nich ten turniej się zakończył już wcześniej, nie miały szans choćby na baraż. Miały jednak okazję sprawdzenia się i podnoszenia poziomu swojej gry. Mam nadzieję, że my w niedzielę podejdziemy w ten sam sposób do meczu z Węgierkami.

ZOBACZ WIDEO: Czesław Michniewicz: 2 punkty na mecz? Oby tak do końca sezonu (Źródło: TVP S.A.)
Tym samym zrealizował pan kolejny cel jako selekcjoner reprezentacji kobiet, którym był awans do mistrzostw Europy. Wiadomo, że w tej pracy nie będzie samych sukcesów. Często wspomina pan, że musi dużo szukać i pracować, by odnieść jakiekolwiek sukcesy.

- Pamiętam, jak obejmowałem tę pracę, to wiele osób pytało się mnie dlaczego zostawiam zdobywanie medali w siatkówce młodzieżowej dla kreowania i budowy reprezentacji kobiet. Dla mnie jest to olbrzymie wyzwanie i zdaję sobie sprawę z tego, że na razie o spektakularnych sukcesach musimy zapomnieć. Gdzie można uszczknąć czołówkę europejską, to staramy się to robić. Budujemy ten zespół od nowa, mamy jakąś myśl. Teraz wiemy więcej, czego chcemy od reprezentacji niż na początku sezonu. To jest dla mnie bardzo ważne, kierunki są już nakreślone. Istotne jest to, żeby dziewczyny w swoich klubach odgrywały kluczowe role.

Szuka pan zawodniczek nie tylko w Orlen Lidze czy w ligach zagranicznych, ale także w II lidze. W kadrze znalazła się Małgorzata Jasek, która w sobotę zagrała pierwszy mecz o punkty w seniorskiej reprezentacji Polski, a występuje ona w II-ligowym AZS-ie AWF-ie Warszawa.

- To jest iście amerykańska historia. Wyciągnęliśmy ją z ligi międzyuczelnianej. Ma wszelkiego rodzaju zalety, by grać na wysokim poziomie. Ma motorykę, fizykę, intuicję w graniu. Oczywiście technika wymaga jeszcze kilku lat pracy, by wznieść się na wyżyny. Jest to kandydatka na duże granie i myślę, że polska siatkówka będzie z niej miała sporo pociechy.

Przed drużyną mecz z Węgierkami. To będzie zakończenie sezonu reprezentacyjnego, ale pan nie ma przerwy. Czeka pana wyszukiwanie kolejnych zawodniczek i jazda po klubach, by patrzeć jak pracują.

- Jeżeli mamy sezon spuentowany awansem do mistrzostw Europy, to szukanie kolejnych dziewczyn do gry w reprezentacji będzie samą przyjemnością. Obserwowanie ich postępów w klubach jest normalną pracą, ale na pewno już nie pod takim ciśnieniem jak obecnie. To są fajne chwile w pracy selekcjonera. Myślę, że kolejny rok znów będzie pracowity. Musimy kilka rzeczy dopiąć, by przynajmniej zapukać do czołówki w mistrzostwach Europy i World Grand Prix.

Czy można już mówić o tym, jak w przyszłości będzie wyglądać polska kadra? Będzie powrót do głośnych nazwisk, jak choćby Anna Werblińska czy Katarzyna Skowrońska?

- Teraz może nie jest czas, by o tym rozmawiać. Musimy sięgać po młodzież, budować nowy zespół. Jestem pełen szacunku dla wszystkich naszych gwiazd, które ciągną ligę i pokazują, w którym miejscu są młodsze dziewczyny. Trzeba się otworzyć na młodzież, bo Europa i świat nam ucieka. Rozgrywki juniorskie również nie poszły po naszej myśli i nie mamy kontaktu z czołówką. To wszystko jest bardzo ważne i dlatego istotna jest staranna selekcja do tego zespołu, który w przyszłym sezonie będzie bronił barw narodowych. Chcę przypomnieć, że w tym turnieju zabrakło Anny Grejman, Bereniki Tomsi czy Gabrieli Polańskiej. One brały udział w tym sezonie w przygotowaniach. Gdyby one tu były, to nasz zespół byłby jeszcze mocniejszy.

Jak pan podsumuje sezon reprezentacyjny?

- Wiem od dziewczyn, że był to najbardziej pracowity sezon. Może nie dla czołówki, którą tutaj widzieliśmy, ale dla młodych dziewcząt, które występowały w kadrze U-23. One pracowały ponad cztery miesiące, miały dużo godzin treningowych. Ważne, by to przekuć na występy w klubie. Była praca zarówno nad techniką, jak i mentalnością. Cieszę się, bo kilka dziewczyn zmieniło sposób myślenia i mam nadzieję, że utrzymają to do następnego sezonu reprezentacyjnego i ten zespół będzie bardzo zmotywowany.

Mieliśmy dobry występ, mimo braku awansu, w eliminacjach mistrzostw świata U-23. Potrafiliśmy wygrać z Turcją czy Serbią czyli zespołami, które są wyżej notowane w siatkówce młodzieżowej. Mieliśmy trochę pecha z Włoszkami, gdyby nie to, wywalczylibyśmy awans do mistrzostw świata w tej kategorii. World Grand Prix też pokazało, że warto stawiać na te dziewczyny. Mieliśmy finał z Dominikaną, drużyną bardziej ograną i doświadczoną. Ten mecz nie poszedł tak, jak trzeba. Marzyłoby nam się, żeby grać z Brazylią, USA czy Chinami, ale póki co musimy poczekać. Dla nas to były takie małe mistrzostwa Europy, a w przyszłym roku znów startujemy w WGP oraz ME i do tych zawodów postaramy się jak najlepiej przygotować.

Kiedy po meczach z Estonkami i Finkami rozmawiałem z zawodniczkami, to podkreślały one znakomitą atmosferę jaka panuje w drużynie. To też buduje coraz lepsze wyniki.

- Te dziewczyny były ze sobą bardzo długo na zgrupowaniu i powiem szczerze, że zbudowały klimat, który pozwala mieć trenerowi nadzieję na to, że ten zespół wychodzi z wolą walki i gra jedna za drugą. Oby udało nam się to podtrzymać w dalszej części pracy z reprezentacją.

Na turniej w Bielsku-Białej powołane zostały trzy libero. W meczach z Estonią i Finlandią przyjęcie wzmacniała Aleksandra Krzos, która zastępowała Malwinę Smarzek. To stały element czy chwilowe rozwiązanie?

- Malwina Smarzek od 8 sierpnia ćwiczy na przyjęciu i to jest dla niej zupełna nowość. Musieliśmy mieć takie odejście w trudnych momentach. Malwina grała pod dużą presją, chciała się pokazać i to ją trochę usztywniało. We wcześniejszych meczach przyjmowała na tyle dobrze, że Aleksandra Krzos nie była wpuszczana tak często, jak w tym turnieju. Ola Krzos jest zawodniczką, która bardzo dobrze przyjmuje. Miała ciężką rolę, bo rywalizację między libero bardzo trudno rozstrzygnąć. Jej przypadło w udziale wzmacnianie zespołu w przyjęciu. Gdy nie gra się na przestrzeni całego meczu jest to bardzo trudne. Nie będę ryzykował, ale powiem, że wybraliśmy najpewniejszą zawodniczkę w tym elemencie.

Notował: Łukasz Witczyk

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×