Piotr Matela: My nie mamy bić się o czołówkę, my mamy uniknąć barażu
Atom Trefl Sopot w 16. kolejce Orlen Ligi we własnej hali przegrał 0:3 z beniaminkiem z Torunia, który przed tym meczem zajmował ostatnie miejsce w tabeli. Trener sopocianek, Piotr Matela, podzielił się z nami swoimi spostrzeżeniami po tym spotkaniu.
WP SportoweFakty: Tym razem nie najlepsze spotkanie w wykonaniu Atomu Trefla. Skąd taki wynik?
Piotr Matela: Na pewno pierwszym powodem był brak konsekwencji, a to w siatkówce bardzo szybko potrafi wyjść bokiem. Niestety, zespół z Torunia pokazał nam, co to jest gra konsekwentna, bo one zagrały bardzo dobrze i na siatce (zwłaszcza w ataku), i w obronie. Druga sprawa to zagrywka. W tym tkwi cały nasz problem. Mimo słabego przyjęcia i tak mieliśmy w tym meczu swoje szanse, bo jeżeli do stanu 20:20 gramy punkt za punkt, wychodzimy na prowadzenie, tylko nie potrafimy tego utrzymać, bo mając negatywne przyjęcie, gramy zbyt miękko na siatce, to wtedy nic się nie da z tym zrobić.
Jeśli spojrzy się na tabelę, to ta porażka chyba boli bardziej, prawda? Drużyna z Torunia plasuje się przecież niżej od was.
- Każda porażka boli. Staram się nie patrzeć w tabelę, bo naszym zadaniem nie jest bić się o czołówkę. My mamy się jak najlepiej zaprezentować w każdym meczu i uniknąć barażu. Jednak to jest sport i bez względu na to, czy przegrywamy z Giacomini Budowlanymi, czy z Chemikiem, mnie to boli tak samo. Jasne, zdaję sobie sprawę z tego, że z takim Chemikiem czy Tauronem MKS Dąbrowa Górnicza nie mamy dużych szans na podjęcie walki, ale porażka pozostaje porażką. Tak jak człowiek cieszy się z każdego wygranego seta czy meczu, tak przegrana nigdy nie będzie zadowalająca. Ciężko więc mówić o tym, żeby to bolało mocniej. Ale zgadzam się z tym, że jeżeli potrafimy z takim zespołem wygrać i to u nich w hali 3:0, to znaczy, że możemy to zrobić i że to jest przeciwnik w naszym zasięgu. Niestety, mam tutaj duże zastrzeżenia co do postawy zespołu.
Tym bardziej że wygraliście z toruniankami, kiedy te były na fali i zajmowały drugie miejsce.
- Zgadza się. Drużyna z Torunia nie zaskoczyła nas przecież swoją bardzo dobrą grą, to raczej my siebie zaskoczyliśmy słabą postawą i to trzeba sobie jasno powiedzieć. Mieliśmy bardzo dobrze przygotowaną taktykę i ona się sprawdzała, ale nasza nieudolność i brak koncentracji, a przede wszystkim konsekwencji w grze były zbyt dużym problemem.
Czyli problem leży bardziej w sferze mentalnej?
- Proszę spojrzeć na skład i na roczniki tych zawodniczek. To jest nieuniknione, takie mecze będą się zdarzały. Będę to cały czas powtarzał nie dlatego, żeby te dziewczyny tłumaczyć, ale wielokrotnie o tym rozmawiamy, także z działaczami, że bagaż doświadczenia te siatkarki mają bardzo mały, a zdobywanie doświadczenia opiera się na tym, że ileś meczów trzeba przegrać, żeby były widoczne efekty.
Jednak do tej pory Atom Trefl wygrywał właśnie te mecze grane na emocjach, pokazując olbrzymią wolę walki. Tym razem chyba właśnie tego zabrakło, pojawiło się trochę strachu.
- Używa pani dosyć mocnego słowa, ja bym nie powiedział, że to był strach, nie wyolbrzymiałbym. Moim zdaniem to wynika z braku doświadczenia, że po nieudanej akcji z tyłu głowy pojawia się ta natrętna myśl, że "o nie, straciliśmy punkt", a tego nie można w taki sposób rozpatrywać. Dopóki piłka jest w grze, wszystko można zrobić. Gra w siatkówkę polega na tym, żeby zrobić jak najmniej błędów, więc do końca trzeba być skoncentrowanym i trzymać się założeń, żeby utrzymać swoją grę. Tak jak powiedziałem wcześniej, my tego nie zrobiliśmy i było to widać na boisku.
Myśli pan, że miała na to wpływ ta długa przerwa od ostatniego meczu? To jest jednak miesiąc bez grania, można wypaść z rytmu…
- Nie sądzę. My te trzy tygodnie naprawdę dobrze przepracowaliśmy. W sparingu z Jokerem Świecie dziewczyny zaprezentowały się dobrze, w niektórych elementach nawet bardzo dobrze, ale tym razem to nerwy dały o sobie znać.
W Sopocie rozmawiała Agata Wasielewska