Rzeszowianie odetchnęli z ulgą po wygranej z PGE Skrą. Andrzej Kowal: Kluczem jest pewność siebie

W sobotę po raz drugi w sezonie udało się Asseco Resovii odprawić PGE Skrę z kwitkiem 3:1. - Fajnie, że byliśmy w stanie zagrać na dobrym poziomie w tak trudnej obecnie sytuacji zespołu - mówił po meczu trener rzeszowian, Andrzej Kowal.

Monika Skrzyniarz-Gwizdała
Monika Skrzyniarz-Gwizdała
WP SportoweFakty / Daria Doległo

Podczas 18. kolejki PlusLigi Asseco Resovia Rzeszów potwierdziła pewną tendencję. Gdy w ligowych zmaganiach staje naprzeciw teoretycznie gorszego, radzi sobie różnie, zdecydowanie poniżej oczekiwań. Natomiast gdy w rywalizacji o krajowe mistrzostwo po drugiej stronie siatki ma zespół podobny potencjałem do siebie, mimo problemów potrafi się zmobilizować i efektownie odprawić rywala z kwitkiem.

O słuszności tezy w sobotnie popołudnie przekonała się PGE Skra Bełchatów - bezpośredni rywal Pasów o tytuł mistrzowski, który z rzeszowskiej twierdzy wyjechał z wygranym zaledwie jednym setem.

- Dla nas każdy mecz jest bardzo ważny. Na pewno zwycięstwo ze Skrą drugi raz w sezonie, daje chłopakom więcej pewności siebie. Jest ona kluczem. Jeśli masz swoje umiejętności na pewnym poziomie to tak naprawdę o grze decyduje pewność siebie. Takie mecze dają jej więcej - mówił chwilę po ostatnim gwizdku starcia Andrzej Kowal, trener gospodarzy.

Rzeszowianie nakręcali się z każdą kolejną akcją. Mimo tego, że nie najlepiej rozpoczęli starcie, z czasem nie tylko Gavin Schmitt pewnie atakował ze skrzydeł. Fabian Drzyzga stopniowo włączając do gry ofensywnej kolejnych zawodników jak Thibaulta Rossarda czy Johna Gordona Perrina jedynie pogrążył bełchatowskie Pszczoły. Wspomniana trójka zrobiła też swoje na linii 9. metra.

ZOBACZ WIDEO De Giorgi o decyzji PZPS: Poczułem radość i dumę
- W tej środkowej części pierwszego seta straciliśmy przewagę po problemach w przyjęciu i nieskończonych side-outach. Natomiast dobrze, że przetrzymaliśmy tę presje ze strony bełchatowian. Odrobiliśmy to w kolejnych setach dobrym serwisem i właśnie dobrym poziomem wspomnianego side-outu - analizował Kowal.

Choć statystyka skończonych pierwszych ataków przy własnym przyjęciu, faktycznie nie jest najlepsza dla rzeszowian, tym czym Pasy zatarły jej niekorzystny wpływ na wynik była kontra. Podczas gdy PGE Skra skończyła jedynie 38 proc. swoich kontrataków, Asseco Resovia 52 proc. przy czym bardziej szanowała piłkę i nie oddawała punktów na kontrze bezpośrednio rywalom.

- Mieliśmy parę dni aby potrenować blok i to robiliśmy. W poprzednich meczach był on dla nas dużym problemem, a w starciu ze Skrą wręcz odwrotnie. Był naszym bardzo mocnym punktem. Nie tylko blok, bo patrzymy w kategoriach blok - wyblok. Mieliśmy dużo kontr właśnie przez skuteczne wybloki. Fajnie, że byliśmy w stanie zagrać na dobrym poziomie w tak trudnej obecnie sytuacji zespołu - zakończył trener Pasów.

Tym, który najwięcej dał w bloku rzeszowianom był John Gordon Perrin. Kanadyjczyk zdobył między innymi pięć punktów na lewym skrzydle, głównie blokując Artura Szalpuka i Mariusza Wlazłego. Wspomnieć należy również o Marcinie Możdżonku - rzeszowskim bohaterze trzeciej partii. To właśnie jego wejście pod siatkę za Lemańskiego w decydującej fazie seta przechyliło szale zwycięstwa na korzyść Pasów.

Czy Asseco Resovia Rzeszów będzie grać w finale PlusLigi sezonu 2016/17?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×