Malwina Smarzek nie wierzyła... w swoje MVP

Trudno nie zazdrościć młodej reprezentantce Polski ostatniego weekendu w Zielonej Górze. Pierwszy w karierze finał Pucharu Polski przyniósł Malwinie Smarzek dość zaskakujące, lecz cenne nagrody indywidualne.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
WP SportoweFakty / Justyna Serafin

Gdy Kaja Grobelna doprowadziła w pierwszym secie wielkiego finału Pucharu Polski kobiet do wyniku 22:20 dla swoich Grot Budowlanych Łódź, w zespole Chemika Police po raz kolejny zrobiło się gorąco, a mistrzyniom Polski w oczy zaczęły zaglądać demony półfinałowych męczarni z Developresem SkyRes Rzeszów. Skończyło się na chwilowym strachu, policzanki nie pozwoliły drużynie z Łodzi na dobry start finału. - Ten pierwszy set był najbardziej nerwowy. Najpierw miałyśmy nad nim kontrolę, potem gdzieś ona uciekła. Budowlane na pewno widziały nasz wczorajszy mecz i wiedziały, że lubimy się rozluźniać przy dużej przewadze i to rodzi problemy. Dlatego w drugim i trzeci secie nie pozwalałyśmy sobie na dekoncentrację i mimo wysokiej przewagi grałyśmy tak, jakby wynik był na styku. Wynik na to nie wskazuje, ale było sporo emocji - opowiadała Malwina Smarzek, która po ceremonii kończącej Puchar Polski była już spokojna i szczęśliwa.

- Przede wszystkim mnie zrobiłyśmy tych samych błędów, co w meczu z rzeszowiankami. Prowadzenie nie uciekało nam jak w sobotę, popełniałyśmy mniej błędów i nasza skuteczność na wysokiej piłce była lepsza. To były dwa różne mecze, pewnie tez dlatego, że półfinałowi towarzyszy zwykle nieco więcej napięcia, bo w naszym wypadku, kiedy bronimy tytułu, awans do finału to jednak obowiązek - przyznała 20-latka, która w niedzielnym meczu zrehabilitowała się 16. zdobytymi punktami za sobotni, dość przeciętny występ w przyjęciu.

Smarzek zebrała brawa od kibiców na trybunach i pozostałych Chemiczek za otrzymane nagrody dla najlepszej przyjmującej i najlepszej siatkarki turnieju w Zielonej Górze. Ale sama zainteresowana... - Nie wierzyłam i nie wierzę w te nagrody, miałam wrażenie, że ktoś się pomylił. W takim turnieju, gdzie grają najlepsze dziewczyny w Polsce, spoglądałam, kogo mam koło siebie na parkiecie i po prostu nie wierzę, że to akurat ja zasłużyłam na MVP. Ale może za jakiś czas? Szczególnie nagroda dla przyjmującej jest dla mnie trochę szokiem, ponieważ pamiętam, jak w tym elemencie walczyłam ze sobą - mówiła z lekkim uśmiechem przyjmująca, która jeszcze kilka miesięcy temu nie myślała o rezygnowaniu z gry na ataku.

Jeśli ktoś postawił na to, że była legionowianka zyska już w tym sezonie pewne miejsce w meczowej szóstce polickiego hegemona, musi teraz cieszyć się z fortuny. Sama Smarzek nie kryła zaskoczenia, jak szybko przekracza kolejne kamienie milowe w karierze. - Jeszcze pamiętam, jak cieszyłam się w meczu z KSZO, że w ogóle weszłam na parkiet w pierwszej szóstce i to już było super uczucie. To wszystko szalenie szybko się dzieje, jeszcze cztery miesiące temu cieszyłam się z debiutu w Chemiku, potem przyszła Liga Mistrzyń, teraz Puchar Polski… Nie dochodzi to do mnie, ale nie mam też czasu na rozpamiętywanie, bo nasz grafik meczowy jest napięty i pozostaje tylko skupienie się na kolejnych wyzwaniach - najlepsza siatkarka Pucharu zachowywała chłodną głowę.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy
Czy Malwina Smarzek zasłużyła na tytuł MVP Pucharu Polski 2017?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×