Mark Lebedew: Nie uważam się za cudotwórcę

Jastrzębski Węgiel jest jedną z największych rewelacji sezonu 2016/2017 w PlusLidze. Jego trener Mark Lebedew opowiada o kilku kluczowych postaciach, które doprowadziły jastrzębian do półfinału.

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Mark Lebedew / Mark Lebedew

23 zwycięstwa i 7 porażek, 67 punktów - takimi liczbami mogli się pochwalić siatkarze Jastrzębskiego po fazie zasadniczej. Zakończyli ją na 4. miejscu, które oznaczało dla nich rywalizację w półfinałowym dwumeczu z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, obrońcą tytułu mistrza Polski.

Wszystkie trzy dotychczasowe konfrontacje obu ekip w obecnym sezonie kończyły się triumfem kędzierzynian. Jego wywalczenie zawsze kosztowało ich jednak wiele wysiłku. Jastrzębianie dwa razy polegli po tie-breaku, a raz w czterech setach.

WP SportoweFakty: Jakie uczucia dominowały w szeregach Jastrzębskiego po każdym z trzech ostatnich spotkań przeciwko ZAKSIE?

Mark Lebedew: Wyniki były podobne, ale każdy pojedynek wyglądał inaczej. Po pierwszym boju w Kędzierzynie-Koźlu czuliśmy się jak zwycięzcy. Byliśmy bliscy sukcesu, przegrywając w piątym secie 20:22. Z boiska schodziliśmy z podniesionymi głowami. W półfinale Pucharu Polski rozegraliśmy chyba najlepszy mecz w sezonie. Mieliśmy piłkę setową na objęcie prowadzenia 2:1, prezentowaliśmy się naprawdę dobrze, ale ZAKSA był od nas po prostu minimalnie lepsza. Po trzecim starciu w Jastrzębiu-Zdroju, w którym wygrywaliśmy 2:0 i przegraliśmy 2:3, czuliśmy, że wymknęła nam się z rąk ogromna szansa na sukces.

Podobno nie wszyscy pańscy zawodnicy na początku sezonu wierzyli, że jesteście w stanie ukończyć go w pierwszej "piątce". Który gracz wcielił się zatem w rolę mentalnego lidera zespołu?

- Kluczową postacią pod tym względem był Scott Touzinsky. To zawodnik dysponujący ogromnym doświadczeniem, znający smak mistrzostwa olimpijskiego oraz triumfu w kilku ligach. Zawsze wierzył, że potrafimy, a nawet wręcz powinniśmy odnosić kolejne zwycięstwa. Szczególnie w pierwszej fazie rozgrywek był mentalnym przywódcą.

ZOBACZ WIDEO Himalaista Adam Bielecki marzy o zimowym wejściu na K2. "To wielkie wyzwanie"

Co się dzieje z nim teraz? Wróci do Polski wspierać drużynę w końcówce sezonu, jak zapowiedział udając się na operację kolana do Stanów Zjednoczonych?

- Operację przeszedł dopiero w poprzednim tygodniu, więc nie jestem pewien, czy zdąży do nas przyjechać. Zwykle przez pewien czas po zabiegu nie można podróżować samolotem, ze względu na dużą różnicę ciśnień. Być może dotrze na spotkania bezpośrednio decydujące o medalach. W kontakcie z drużyną pozostaje jednak przez cały czas. Aktywnie udziela się na grupowym forum, z niektórymi siatkarzami rozmawia też regularnie na płaszczyźnie osobistej.

Kontuzja Scotta spowodowała, że pańska drużyna musiała w trakcie sezonu zmienić styl gry ofensywnej. I tym samym stała się trudniejsza do rozszyfrowania.

- Scott i Jason De Rocco to kompletnie różni siatkarze. Zastąpienie Scotta w przyjęciu jest bardzo trudnym zadaniem. Nie chodzi tylko o jego wysoką jakość gry w odbiorze, ale także o spokój, jaki udziela się podczas jego obecności na boisku wszystkim pozostałym zawodnikom. Jason jest natomiast mocnym punktem w ofensywie. Potrafi punktować z wysokich piłek, udanie radzi sobie w akcjach z drugiej linii, więc dysponujemy trzema naprawdę dobrymi skrzydłowymi w ataku. Podoba mi się nasz obecny styl.

A w jakiej formie jest Sebastian Schwarz, którego przed około miesiącem zatrudniliście jako "medycznego dżokera"?

- Kiedy do nas dołączył, zmagał się z niewielką dolegliwością w łydce. Przez około tydzień nie był w stanie trenować na sto procent, ale teraz pracuje już na pełnych obrotach. Dobrze zna się z rozgrywającym Lukasem Kampą, więc jego adaptacja w zespole przebiegła bezproblemowo. Na razie nie grał zbyt wiele, ale z pewnością jest gotowy pomóc ekipie.

Czy Jastrzębski Węgiel awansuje do finału PlusLigi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×