Dzięki niemu siatkarki Chemika nie martwią się o nic poza swoją grą. "Zbudowaliśmy coś wartościowego"

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Na jakich fundamentach opieracie rozwijanie klubu i jego bieżącą pracę?

Najważniejsze dla budowania marki Chemika w ostatnich latach były bez wątpienia sukcesy sportowe, gdyby ich zabrakło, to marketing naszego klubu, choć działający skutecznie od lat, miałby dużo trudniejsze zadanie. Drugi czynnik, który przychodzi mi do głowy, to szczerość i spokój w organizacji. Zajęło nam to trochę czasu, ale teraz zawodniczki przychodzą do nas i nie muszą przejmować się niczym, pozostaje im granie. To wynika z naszych finansów, ale też zainteresowania władz klubu i mojego, rozmów z dziewczynami. Jestem blisko zespołu i chcę wiedzieć, jakie są jego problemy i bolączki, a potem jak najszybciej je rozwiązywać przez osoby decyzyjne.

Krótka piłka: potrzebujemy tego i tego, organizujemy to i to, podpisujemy umowę sponsorską lub barterową. Choćby nasz partner medyczny, z którym współpracujemy do trzech lat, otworzył swoją placówkę w Azoty Arenie i to jest ogromne ułatwienie. Chcemy, by nasze siatkarki miały wszystkie udogodnienia pod ręką i mogły spokojnie zajmować się siatkówką, bez oglądania się na inne kwestie: mieszkania, samochodu, pomocy prawnej czy choćby księgowej. Dziewczyny znają się ze wszystkimi w klubie, od sekretarki po prezesa. I wiedzą, że jeśli poproszą o pomoc, to ją otrzymają.

To nasze podejście już jest znane w Europie. Jeszcze kilka lat temu Azerbejdżan poczynał sobie bardzo dobrze w europejskiej siatkówce kobiet, a ostatnio oprowadzałem prezesa i wiceprezesa Telekomu Baku po hali, by pokazać im naszą organizację. Tak samo jest z supervisorami, oni wiele razy słyszeli, że u nas standardy są na najwyższym poziomie. Choćby nasza znajoma supervisor, która pracuje także w zaprzyjaźnionym Schweriner SC, oglądała naszą pracę w przeddzień oraz dniu meczu i dziwiła się, że do południa nie zaglądam na halę. Mówię do niej: spokojnie, Ellen, mamy tam wszystko pod kontrolą, będzie jak należy! Nasi pracownicy techniczni znają wytyczne CEV na Ligę Mistrzyń lepiej od niejednego człowieka z europejskiej konfederacji.

W Muszynie i Policach nie brakowało siatkarskich gwiazd, a bycie gwiazdą sportu łączy się nieraz z dużym ego i sporymi wymaganiami.

Duże problemy z zawodniczkami na tym poziomie? Nie zdarzyło mi się spotkać. Nasze siatkarki, czy to w Muszynie, czy w Policach, były i są profesjonalistkami. Wiedzą, gdzie przychodzą i o co grają. Udało nam się uniknąć problemów, które trapiły w ostatnich latach inne drużyny, choćby nagłe wyjazdy zagranicznych zawodniczek bez uprzedzania klubu i bez powodu. Mieliśmy i wciąż mamy w naszych szeregach charakterne dziewczyny z Serbii, ale one też nie sprawiały nam problemów. One niekiedy przechodziły sporo różnych kłopotów w poprzednich klubach, potem trafiały do nas i widziały, że mają wszystko, czego dusza zapragnie i panuje tu profesjonalna organizacja. Poza tym po to dobieramy zawodniczki do składu pod względem charakteru i podejścia, by unikać różnych przykrych sytuacji.

Gdybym zapytał o największy sukces organizacyjny w historii klubu…

Final Four Ligi Mistrzyń z 2015 roku, oczywiście. Miałem marzenie, by zorganizować naprawdę dużą imprezę klubową i ono wtedy się spełniło, już w drugim roku pracy w Chemiku. Poza tym od sześciu lat jestem dyrektorem organizacyjnym do spraw Ligi Mistrzyń. Nie chodzi tylko o mecze, ale i wszelkie dokumenty, kursy czy szkolenia w europejskiej konfederacji. Chyba każdy w europejskiej siatkówce marzy o organizacji imprezy takiego kalibru i o takim rozmachu promocyjnym, do tej pory w naszym kraju to udało się jedynie Nafcie-Gaz Piła, Mostostalowi Kędzierzyn-Koźle, Resovii Rzeszów i Skrze Bełchatów. U nas Final Four nie udało się może do końca sportowo, ale wizerunkowo jak najbardziej.

Zebraliśmy sporo pozytywnych opinii od gości i samego prezesa CEV, a główna supervisor turnieju Riet Ooms stwierdziła, że to był jeden z najlepszych turniejów Final Four w jej życiu! Na pewno bardziej udany niż ten w Berlinie, gdzie grały dwa polskie kluby. Gdyby nie nasi wspaniali kibice, to mało kto wspominałby tamtą imprezę dobrze, a dziennikarze szczególnie. To był nasz sukces, na który pracowaliśmy po 20 godzin dziennie i śmialiśmy się, że będziemy spać na kanapach w naszych salach konferencyjnych. Ale warto było: wielu kibiców z Turcji i Włoch oraz zagranicznych dziennikarzy potwierdzało, że na takim turnieju jeszcze nie byli.

Macie dobre wspomnienia związane z tymi rozgrywkami, natomiast spore poruszenie wywołał niedawno nagłówek "Siatkarki Chemika Police nie wystąpią w Lidze Mistrzyń?".

Weryfikuję tę informację, bo to był błąd dziennikarski, ktoś chciał podkręcić głośnym tytułem liczbę wejść na stronę z wywiadem. Proponuję dokładnie przeczytać to, co powiedział prezes Frankowski w rozmowie z Polską Agencją Prasową. Nie było tam ani słowa o naszym wycofaniu się z Ligi Mistrzyń, mało tego, prezes zapewnił, że zrobi wszystko, by przystąpić do tych rozgrywek. I ja po tymi słowami się podpisuję. Natomiast jest druga strona medalu, czyli fakt, że daleko jest siatkarskiej Lidze Mistrzów i Mistrzyń pod względem finansowym choćby do piłki nożnej. Koszty są spore, zysków prawie żadnych i tak nie powinno być. Nasi sponsorzy zyskują na takich rozgrywkach marketingowo, ale wśród uczestników jedynie zwycięzca otrzymuje jako takie pieniądze, bodajże równowartość 200 tysięcy złotych. Ale to zwrot jedynie kosztów wyjazdowych!

Sporo mówi się też o ustaleniach prezesów klubów Orlen Ligi, którzy ogłaszają ciszę transferową i dążą do obniżenia wysokości kontraktów. Te zmian dotkną także Chemika?

Nastąpi pewnie przetasowanie w Orlen Lidze, ktoś będzie miał mniej, ktoś więcej, ale takie zmiany występują właściwie co roku. Problem występuje przede wszystkim w przesadzonej wysokości kontraktów zawodniczek i prezesi ekstraklasy będą w tym względzie dążyli do normalizacji. Widzimy, że w ostatnich latach reprezentacja ma problem z napływem nowych zawodniczek na odpowiednim poziomie, a naszym zdaniem pieniądze, jakie zarabiają siatkarki w Orlen Lidze, często nie są adekwatne do ich możliwości.

We Włoszech kilka lat temu przydarzyła się przykra sytuacja, kiedy padło kilka klubów i wysokość kontraktów mocno spadła w porównaniu z Turcją czy Rosją. Nie oszukujmy się, to właśnie w tych dwóch krajach dysponują największymi pieniędzmi i to tam powstają drużyny pełne gwiazd. Kontrakty w Turcji są trzy lub nawet cztery razy większe od tych w innych krajach i każdy się stara, by trafić do któregoś klubu ze Stambułu, by tam walczyć o najwyższe cele. Wracając do Włoch, to po momencie kryzysu sytuacja wysokości kontraktów się tam unormowała i my też idziemy tym śladem.

Czy w Chemiku po tym sezonie dojdzie do większych niż zwykle zmian kadrowych? Każdy klub chciałby wykonywać tylko drobne korekty w składzie, bo utrzymanie podstawowego trzonu zespołu zapewnia dobry poziom zgrania i zebranie cennego doświadczenia. Na razie nie chcę uciekać za bardzo w przyszłość, bo mamy jeszcze najważniejszy mecz do rozegrania w tym sezonie. Po nim będziemy podejmować wiążące decyzje, tak, jak wcześniej umówili się prezesi ligi. Na razie rozmawiamy o przyszłości swoich zawodniczek i potencjalnych wzmocnieniach z zagranicy, kontaktujemy się na bieżąco ze sztabem trenerskim i mamy z tyłu głowy kształt drużyny na przyszły sezon. Patrzymy z uwagą na decydujące mecze w naszej lidze, ale nie tylko, bo to właśnie w grze o stawkę ujawnia się to, czego szukamy w siatkarkach Chemika: umiejętność walki pod presją, o najwyższe cele. Nie patrzymy na nazwisko, tylko na jakość. A jeżeli zapytam o pańskie relacje z Bogdanem Serwińskim…

Bardzo się wzajemnie lubimy!

Wie pan, do czego się odnoszę w tej chwili.

Tak, ale tej sprawy już nie komentujemy, bo została zamknięta z obu stron. A najlepszym przykładem na to, że tak się stało, niech będzie to, że kilka tygodni temu Bogdan Serwiński zadzwonił, a potem napisał z prośbą o przełożenie meczu w Policach, żeby po spotkaniu w Sopocie móc przyjechać do nas i nie wydawać niepotrzebnie pieniędzy na drugą podróż na drugi koniec Polski. Oczywiście nie mieliśmy nic przeciwko temu, zgodziliśmy się. Zawsze będę podkreślał, że sporo zawdzięczam trenerowi Serwińskiemu i prezesowi Jeżowskiemu, bo to oni zaufali mi na starcie mojej kariery i wielu rzeczy nauczyli. Bogdan Serwiński zjadł zęby na tej dyscyplinie i jest naszej siatkówce po prostu potrzebny. Spędziłem z nim wiele godzin w klubowym biurze i na wyjazdach i wiem dobrze, ile od niego można się nauczyć.

Czy Chemik Police utrzyma mistrzowską serię w polskiej lidze?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×