Operator szczecińskiej Azoty Areny: Dogadalibyśmy się z Chemikiem Police. Chodzi o coś innego

Nie milkną echa wycofania się Grupy Azoty ze sponsorowania obiektu widowiskowo-sportowego przy ul. Szafera w Szczecinie. - Przyczyny są zupełnie inne niż ta, o której mówi oficjalny komunikat - komentuje Norbert Rokita ze spółki zarządzającej halą.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski
Hala widowiskowo-sportowa w Szczecinie / Hala widowiskowo-sportowa w Szczecinie

Krzysztof Kempski, WP SportoweFakty: Jak pan ocenia nową sytuację, w której się znaleźliście jako operator hali po wycofaniu się sponsora tytularnego, tj. Grupy Azoty?

Norbert Rokita (Arena Operator Sp. z o.o.): Jeśli mówimy o prowadzeniu biznesu, to wycofanie się Grupy Azoty z perspektywy Chemika Police, bo to był istotny partner, jest wyzwaniem, ale nie tragedią.

A jeśli byśmy mówili o negocjacjach?

Jeżeli chodzi o negocjacje, to jestem zbulwersowany tym, że jako podstawowe informacje stawia się kwestie wygórowanej propozycji, którą mieliśmy złożyć Chemikowi. To jest niezgodne z prawdą. W ubiegłą środę mieliśmy spotkanie z prezydentem Soską, wiceprezesem Grupy Police, prezesem Chemika Police i panią Marią Liktoras, na którym ustaliliśmy, że my i klub się dogadujemy i uzgodniliśmy warunki. Istotne było, czy Grupa Azoty porozumie się z miastem. To zawsze (od 2014 roku - dop. red.) była transakcja łączona. Ustaliliśmy wówczas, w jakim paragrafie umowy mamy pole manewru i jakie pieniądze chce nam płacić klub Chemik Police.

W mailu, który wysłałem w ubiegłą środę po południu do prezesa Chemika, zgodziłem się na mniejszą kwotę za ustępstwa w jednym paragrafie umowy. Po czym odpisał mi, że to akceptuje, ale on zapis tego paragrafu widzi inaczej, więc rozmawialiśmy. Była mowa o mniejszej kwocie niż dotychczas. Później przyszła informacja o wycofaniu się sponsora.

ZOBACZ WIDEO #dziedobryLatoWP. Lićwinko i Baumgart o MŚ w Londynie: Wzajemnie się wspierałyśmy

Od samego początku prezydent Soska i ja, który w tych negocjacjach uczestniczyłem, mówiliśmy, że chcemy utrzymać status quo. To było nasze podstawowe założenie. Z mojej perspektywy Grupa Azoty i Chemik Police chcieli płacić sporo mniej, a miasto się na to nie godziło. Włożyliśmy lata pracy, by ten produkt był rozpoznawalny. Myślę, że wykonaliśmy ją dobrze. Przyczyny są zupełnie inne niż ta, o której mówi oficjalny komunikat.

Klub Chemik Police twierdzi, że jest w posiadaniu pisma od pana mówiącego o takowej podwyżce.

Oczywiście przyznaję się do tego pisma. Padła z mojej strony tego typu propozycja. Po blisko dwóch miesiącach braku odpowiedzi, miasto i my przedstawiliśmy ofertę, że jeżeli nie zostanie podpisana umowa między klubem Chemik Police, miastem Szczecin i Areną Operatorem, to nie będzie cen preferencyjnych, tylko komercyjne. To był element negocjacji. Każdy, kto je prowadzi, wie, że takie rzeczy się robi.

Trzeba pamiętać, że w ubiegłym tygodniu w środę odbyliśmy spotkanie, na którym dogadaliśmy się z prezesem Chemika. Mam maile, które wysłałem do niego i w sobotę otrzymałem odpowiedź, że się dogadujemy. Jeśli przyjdzie co do czego i ciągle będzie się mówiło tylko o tym jednym piśmie i propozycji, która jest tak niby bulwersująca, to, oczywiście, że je pokażę.

Jest jakiś plan B?

Dla nas to wyzwanie, a nie tragedia. Trzeba szukać innego sponsora na nazwę. Problem jest taki, że współpraca kończy się na niespełna miesiąc przed wygaśnięciem umowy. Lepiej byłoby, gdybyśmy znali stanowisko trzy miesiące wcześniej. Wtedy można podjąć zdecydowanie więcej kroków, chociażby z poziomu wynajmu powierzchni biurowej.

Jest szansa na nowego partnera?

Wydaje mi się, że tak. Aczkolwiek on nie przyjdzie z dnia na dzień. Potrzeba jest trochę cierpliwości i przynajmniej pół roku pracy nad tym, żeby ktoś taki się zjawił. Myślę, że tak się stanie.

Zmieni się charakter hali: będzie jeszcze bardziej widowiskowa niż sportowa?

Zrobi się miejsce dla szczecińskich klubów. Wcześniej, na podstawie umowy, pierwszeństwo miał Chemik. Nie można było wtedy tak łatwo znaleźć dla innych terminów. Teraz będzie inaczej.

Jak to wygląda z ich strony?

Nie wiem, jak to będzie wyglądało. Po wycofaniu się Chemika, zrobi się więcej miejsca na trenowanie tych szczecińskich klubów i na ich grę.

Ale na chwilę obecną nie zgłaszały zainteresowania?

Ta hala w kwestii formalnej od samego początku była widowiskowo-sportowa. Miała ona spełniać funkcje uwzględniając wszystkie potrzeby społeczeństwa, a nie tylko kibiców. Z drugiej strony trudno jest zarzucić mi, bym nie interesował się szczecińskim sportem. Przede wszystkim jestem też prezesem klubu, który "wychował" medalistę mistrzostw świata, a nawet dwóch, biorąc pod uwagę Wenezuelkę. Wyrosłem ze sportu i dalej jest mi on bardzo bliski. Znam też prawa podaży i popytu.

Prawda jest też taka, że zdecydowanie więcej ludzi przychodzi na koncerty, targi, wydarzenia kulturalne niż na mecze. To jest poważny problem. Nie zamykamy się. Organizowanie meczów przy wielkości tej hali jest pewnym problemem dla klubów, bo one są po prostu drogie przy bardzo niskiej frekwencji. Żaden szczeciński zespół nie podnosiłby problemu, jakby miał frekwencję na poziomie 4 tysięcy widzów. Miałby taki zwrot z biletów, że nie byłoby dyskusji o żadnych kłopotach finansowych. Tej frekwencji nie ma. Nawet Chemik takiej nie miał.

O zmianie umowy rozmawialiście tylko z Chemikiem Police czy również z innymi klubami?

Wszystkie kluby miejskie działają na zasadzie dotacji, które otrzymują z miasta. Z żadnym innym nie wiąże nas taka umowa. To są zupełnie inne rozwiązania. Chemik to klub spoza Szczecina.

Ile rocznie kosztuje utrzymanie obiektu przy Szafera?

Około 7 mln złotych.

W zeszłym roku udało wam się wypracować zysk, czy do tego interesu musieliście dołożyć?

To jest dobrze funkcjonująca hala. Oczywiście, nie przynosi nie wiadomo jakich zysków, bo tego typu obiekty nigdzie na świecie nie są bardzo rentowne. Tutaj nie ma jednak tego problemu. Jeśli chodzi o intensywność wydarzeń, to nie ma drugiej takiej w Polsce. Z tej perspektywy nie mogę nic sobie zarzucić.

Z klubem Chemik i z prezesem Frankowskim bym się dogadał. Grupa Azoty chciała płacić za nazwę mniej niż w 2014 roku, a ta nazwa naprawdę coś znaczy. Jest rozpoznawalna. Robiłem profesjonalną wycenę jej wartości marketingowej i według niej wartość rocznego kontraktu wynosi 1,5 mln zł - po wszystkich zniżkach, ulgach itd. My takie badania posiadamy. Nie miałem powodu sądzić, że płacąc wcześniej 700 tys. zł brutto, teraz Azoty chcą płacić mniej. Nie widzę żadnego wytłumaczenia. Ta hala zapracowała na to, by mieć rozpoznawalną nazwę. Zawsze można dyskutować o jakości wydarzeń, ale intensywność jest bardzo duża.

Mam większe pretensje o to, że Grupa Azoty nie chciała zapłacić miastu za nazwę niż o to, czy ja bym się porozumiał z klubem czy nie. Jestem przekonany, że prędzej czy później osiągnąłbym kompromis, bo to potwierdza nasza mailowa korespondencja. Rozmawiałem z prezesem Frankowskim w poniedziałek (21 sierpnia) o 10:30 w trakcie zarządu Grupy Azoty i potwierdziliśmy wzajemnie, że w naszych negocjacjach idziemy w dobrą stronę. Później była taka decyzja, jaka była. Widocznie tak miało być.

Tak jak powiedziałem wcześniej w naszej rozmowie, nie wydaje mi się, żeby przyczyna była stricte merytoryczna lub jeśli miałoby chodzić o marketing czy klub itd. Przyczyna leży gdzie indziej, ale nie ja jestem od oceniania tego typu spraw.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Kto w tym sporze ma rację?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×