Mamy problemy z trenowaniem siatkarek, ale może być lepiej. "Z kobietami musisz budować relacje"

Praca z kobietami jest w polskim sporcie uznawana za ryzykowne wyzwanie, które często kończy się klęską. A tak nie musi być. - Mamy fantastycznych ludzi, ale dajmy im narzędzia - przekonuje Ewa Stellmach, trener mentalny.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Reprezentacja Polski siatkarek/CEVlu Materiały prasowe / Reprezentacja Polski siatkarek/CEV.lu
Michał Kaczmarczyk, WP Sportowe Fakty: Pretekstem do naszego spotkania jest pani książka, która ma się ukazać w przyszłym roku. Jaki będzie jej temat? Ewa Stellmach, trener mentalny i coach sportowców: Książka ma pokazać przede wszystkim różnice między kobietami i mężczyznami w sporcie. Nieważne, czy nazwiemy ją podręcznikiem, czy poradnikiem. Chcę, by pokazała trenerom pracującym z kobietami, jak je zrozumieć i pomóc im, a co za tym idzie, osiągać lepsze wyniki. Będą w niej konkretne sposoby i metody pracy mentalnej z kobietami. Poprosiłam fachowców, tj. fizjologów, fizjoterapeutów i lekarzy, którzy chcą dzielić się swoją wiedzą i zadaję im konkretne pytania na temat wydolności, wytrzymałości czy odporności na ból.

Pytam też same zawodniczki uprawiające różne dyscypliny, od gimnastyki po lekką atletykę. Zależy mi zwłaszcza na tych dziewczynach, które już zakończyły kariery i ich spostrzeżeniach, co mogłyby w przeszłości podpowiedzieć swojemu trenerowi, by pracowało im się lepiej. Do tego trenerzy, rodzice... Jak najwięcej różnych perspektyw.

Ten temat interesuje mnie zwłaszcza w kontekście polskiej siatkówki kobiet, której poziom od lat nieuchronnie spada. A jednym wielu z wytłumaczeń takiego stanu rzeczy jest słaby poziom polskich trenerów pracujących z siatkarkami.

Grałam w siatkówkę przez dwanaście lat, potem byłam trenerem, mam syna siatkarza - absolwenta SMS-u, dlatego ta dyscyplina zajmuje sporą część mojego życia. Nie zamierzam tutaj oceniać niczyich kompetencji czysto trenerskich, ja nie jestem od tego. Nie wiemy, skąd to się bierze, że do męskiej siatkówki sprowadza się najlepszych trenerów ze świata, a do żeńskiej nie. Trzeba znać całe zaplecze, a ja taką wiedzą nie dysponuję. Ograniczanie się do Polaków nie musi być wcale złe, ale... Moje prywatne zdanie, poparte wieloma obserwacjami, jest takie, że polski system szkolenia trenerów jest niewydolny. Zwłaszcza od strony psychologii sportu, czyli mojej dziedziny. Dobrze by było zadbać o tych ludzi, bo są w większości świetni i dać im narzędzia, których teraz im brakuje.

Zgłasza się do mnie coraz więcej szkoleniowców, którzy widzą potrzebę indywidualnej pracy nad sobą. Dlaczego? Oni zauważają, że muszą w obecnych czasach umieć dotrzeć nie tylko do ciała, ale i do głowy zawodnika, a nie wszyscy to potrafią. Kończyłam jakiś czas temu AWF i pamiętam, że miałam semestr, może dwa, psychologii ogólnej, do którego zaliczało się właściwie wszystko, co jest w jej obrębie. Nie było i do tej pory nie ma w programie nauczania konkretnej specjalizacji: psychologia sportu.

Podam konkretny przykład. Znajomy trener judo, pracujący z dziewczynami i chłopakami. Spotkaliśmy się na jednej z uczelni sportowych. Wszedł razem ze mną do środka i tak westchnął:

- Wiesz co, to moja uczelnia, ale zmarnowałem w niej cztery lata.

Nie pytałam, czemu tak stwierdził, byłam ciekawa, co wyjdzie w dalszej rozmowie. Przecież mógł to wytłumaczyć w różny sposób: przebalowałem, nie chciało mi się nic robić… A on potem dodał:

- Dopiero teraz widzę, że mnie nie przygotowano do pracy z dzieciakami, ja kompletnie ich nie rozumiem. Do judo jestem przygotowany jako były zawodnik i trener, ale nie wiem, jak pracować z grupą. Jak dotrzeć do dziewczynek. Jak rozmawiać z rodzicami. Jak radzić sobie z emocjami, kiedy zawodnik płacze po przegranej walce. Nikt mnie tego nie nauczył.

I tak powstał nauczyciel, który wie, czego zamierza uczyć, ale nie ma pojęcia, w jaki sposób.

Zna się na sporcie, ale nie potrafi sobie poradzić z całą resztą. Do tego w jego przypadku doszedł jeszcze problem rodziców, w końcu oni są nieodłączną częścią sportu dzieci.

Sprawdziłam niedawno, czy przypadkiem coś nie zmieniło się na lepsze i poprzeglądałam oferty studiów podyplomowych. Mamy kierunek wychowanie fizyczne, po którym można uczyć w szkole i do którego można zrobić dodatkowy kurs z przygotowania pedagogicznego. W programie nie ma ani jednej godziny psychologii! Poszperałam sobie po różnych kierunkach, popytałam, ale psychologii sportu w tych programach nauczania właściwie nie ma. Tym samym nie ma nauki radzenia sobie ze stresem, presją, elementów treningu mentalnego. A to by się bardzo przydało naszym trenerom.

Spotykałem trenerów, którym kiedyś wydawało się, że ich praca polega tylko na tym, by dobrze przygotować zawodniczkę do meczu, miała skakać, atakować i wygrywać. A potem przyznawali, że zapominali o czynniku czysto ludzkim i gubili się w sytuacjach, kiedy dobrze trenująca grupa traci seriami punkty z dużo niżej notowanym rywalem.

Przegrywają mecz w głowie, jak to się mówi. Trener mi mówi, że ma mistrzynie treningu, ale kiedy przychodzi do meczu, to zespół mu się sypie. Co się dzieje, że nie wygrywamy? Najprostsza odpowiedź jest taka: czegoś nie zauważyłem, nie dopytałem, mogłem zareagować wcześniej na pewnie symptomy. Szczególnie mnie irytuje sytuacja, kiedy ktoś przez lata trenuje wyłącznie mężczyzn, potem budzi się pewnego dnia i stwierdza: to teraz popracuję z kobietami. I zaczyna od nich wymagać tego samego, co od facetów, używa tego samego języka, nie obserwuje ich i nie widzi potrzeby rozmowy. Nie bierze pod uwagę fizjologii, a przecież każdy się zgodzi, że w środku trochę się różnimy.

Mam taki przykład, który pewnie powiela się w innych dyscyplinach, także siatkówce. Jestem u znajomego trenera, którego uwielbiam i podziwiam za to, że daje z siebie wszystko mimo braku warunków i pieniędzy. I widzę wiszący na ścianie plan treningowy na wiele, wiele miesięcy do przodu. Każda zawodniczka jest w nim wyszczególniona, ma zapisane bardzo skrupulatnie, co każdego dnia i tygodnia będzie robiła. Tak przeglądam tę rozpiskę i pytam:

- Słuchaj, ale ten plan jest orientacyjny, prawda?

Trener odpowiada: - Nie, tego będziemy się ściśle trzymać przez pięć miesięcy.

- Okej, a jeżeli któraś z nich poczuje się słabo? Wziąłeś pod uwagę, że ona może mieć okres?
- A jakie to ma znaczenie?

Dla mnie miało dość duże. I chyba dla każdego innego człowieka też by miało. Poza tym zerknęłam jeszcze raz w ten plan i zapytałam:

- Masz u siebie juniorki, które za kilka miesięcy będą zdawały egzaminy gimnazjalne. Ich głowa w tym momencie będzie zupełnie gdzie indziej.
- A co mnie to obchodzi? Będą miały wtedy wolne, to wystarczy.

To mi się nie spodobało. Na szczęście ten szkoleniowiec jest bardzo otwarty i chętny do rozmowy, dlatego mogłam mu wytłumaczyć, jak to działa. I trzeba było widzieć, jak bardzo był zdziwiony tym, że jedna zawodniczka przeżyje miesiączkę bez większych trudności, a druga nie będzie umiała wstać z łóżka przez dzień lub dwa i trzeba to uwzględnić w planie treningu.

Jedna z siatkarek mówiła mi o koleżance z Brazylii, która opowiadała, że w jej ojczyźnie zawodniczki same mówią trenerowi, kiedy każda z nich ma okres i on to uwzględnia w swoim grafiku. Wie, kiedy któraś z nich może z powodu miesiączki wrzeszczeć lub płakać z byle powodu. Która będzie się skarżyć na bóle brzucha lub kręgosłupa, a która jakoś to przeżyje. I to się wiąże z innymi ćwiczeniami na siłowni, inną pracą fizjoterapeutów.

Katarzyna Skowrońska-Dolata opowiadała w wywiadach o graniu i życiu w Brazylii, że jej klub postawił na stworzenie naprawdę bliskich więzi i wszystkie zawodniczki mieszkały w specjalnym ośrodku jak wielka sportowa rodzina. Znały się doskonale z rodziną trenera, urządzały wspólne obiady...

Może w innych kulturach takie skoszarowanie na jednym terenie byłoby dobre, ale nie jestem przekonana, czy sprawdziłoby się u nas. Siatkarki, z którymi rozmawiałam, lubią raczej uciekać do swojej samotni, do swojego życia, chłopaka lub męża. Czasami bywam w spalskim Centralnym Ośrodku Sportu i obserwuję choćby młodych siatkarzy, którzy tam żyją w pewnym odosobnieniu. I widać na pierwszy rzut oka, kiedy czują się zmęczeni sobą nawzajem. Dziewczyny reagują jeszcze inaczej, one lubią oddzielić sobie zawód i sport od życia prywatnego.

Czy system szkolenia trenerów w Polsce jest wydajny?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×