Bartosz Kurek traci pracę. Zanosi się na wielki skandal. Stocznia upada
Siatkarski klub Stocznia Szczecin miał marzenia o wielkości. Sprowadził najlepszego polskiego siatkarza - Bartosza Kurka. Zatrudnił przyjmującego, który budzi postrach. Wziął znanego dyrektora sportowego. Zapomniał tylko, że to kosztuje.
Niektórzy zawodnicy poważnie zastanawiają się nad nieprzystąpieniem do spotkania. Byłaby to "zagrywka" bez precedensu. Jeszcze we wtorek "Radio Szczecin" informowało, że zawodnicy z drużyny stracili jakąkolwiek ochotę do gry.
W tej sytuacji siatkarze są jednak najmniej winni, taki gest byłby raczej jakimś kolejnym aktem walki o swoje. Trudno w ogóle zrozumieć, jak PlusLiga mogła dopuścić do rozgrywek klub, który najprawdopodobniej nie miał za sobą dużego sponsora, a podpisywał kontrakty z siatkarzami o uznanej marce. Bartosz Kurek przecież we wrześniu poprowadził polską reprezentację po złoto w mistrzostwach globu, został uznany najlepszym siatkarzem turnieju.
Z kolei Matej Kazijski uznawany był kiedyś za najlepszego przyjmującego na świecie, a Łukasz Żygadło jest znanym reprezentantem Polski. Klub szarpnął się też na znanego dyrektora sportowego. Radostin Stojczew prowadził kilka lat temu galaktyczne Trentino, które trzy razy z rzędu wygrało Ligę Mistrzów i cztery razy z rzędu Klubowe Mistrzostwa Świata.
Żeby ściągnąć takie gwiazdy, musiano zaproponować odpowiednie zarobki. Zresztą wystarczy przytoczyć najświeższą informację, ze środy: biuro prasowe miasta Szczecin poinformowało, że przedstawiciele klubu poprosili w trybie pilnym o 300 tysięcy złotych, które miałyby pokryć dwumiesięczną pensję czołowego siatkarza zespołu! Miasto nie zgodziło się. Tym bardziej, że Stocznia w ciągu trzech ostatnich lat otrzymała już z pieniędzy mieszkańców Szczecina ponad 3 miliony złotych.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: była dziewczyna Dybali doskonale radzi sobie bez gwiazdy JuventusuW tym ciemnym tunelu, w jakim znalazła się Stocznia, trudno znaleźć światełko, dające nadzieję. Silnego sponsora nie ma, cierpliwość siatkarzy wyczerpała się, a samo miasto także nie chce już pompować pieniędzy.
Paradoks całej sytuacji przed czwartkowym meczem polega na tym, że już raz odwołano w tym sezonie starcie Stoczni z Treflem. Wówczas mecz przerwano jeszcze w pierwszym secie i przełożono ze względu na awarię oświetlenia w hali. Nikt wtedy nie przypuszczał, że to dopiero początek upadku.