Nieznany w Polsce, uznany w Niemczech. Wojciech Pałeszniak idzie drogą Andrzeja Niemczyka

W Polsce mało kto kojarzy nazwisko Wojciecha Pałeszniaka, pracującego w jednym z najlepszych klubów żeńskiej Bundesligi. Porozmawialiśmy z nim o szkoleniu największych talentów niemieckiej siatkówki i karierze trenera-Polaka za granicą.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Wojciech Paleszniak (pierwszy z lewej) wraz z reprezentacją Niemiec kadetek Materiały prasowe / volleyball-verband.de / Wojciech Paleszniak (pierwszy z lewej) wraz z reprezentacją Niemiec kadetek

Michał Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Był pan zaskoczony telefonem od polskich mediów?

Wojciech Pałeszniak, drugi trener SC Dresdner: Nie ukrywam, że tak. Raczej nikt o mnie nie wspomina w prasie czy Internecie, chyba tylko klub z Rzeszowa pisał o mnie, gdy mój zespół przyjechał na turniej do Polski.

Ma pan stronę na niemieckiej Wikipedii, natomiast polskiego odpowiednika już brak...

Założył ją mój obecny klub. Jak widać, w Dreźnie dba się o wszystko!

Jak wyglądały pańskie początki z pracą w Niemczech? Rzadko się zdarza, by początkujący trener z Polski zaczynał karierę w obcym kraju.

Faktycznie, to dość nietypowa, ciekawa historia. Moja żona pracowała w Niemczech i tam kończyła studia magisterskie, natomiast ja po studiach skończonych w Polsce szukałem pracy i pewnego dnia uznałem, że może warto poszukać jej zagranicą. Nie było łatwo, podobnie jak w Polsce, poza tym mój niemiecki był na średnio zadowalającym poziomie: dzień dobry, do widzenia... Zupełne podstawy. Ale szybko opanowałem języki i nie było z tym problemu.

Skończyłem w Opolu kierunek wychowanie fizyczne ze specjalnością piłki siatkowej, zrobiłem licencję trenerską i współpracowałem w ramach praktyk z kilkoma trenerami, ale ten poważniejszy rozdział kariery rozpoczął się w Niemczech. Od zawsze byłem pozytywnie zakręcony na punkcie siatkówki, widziałem dla siebie tylko dwie drogi: granie albo bycie trenerem. Zdrowie nie pozwoliło mi na rozwijanie kariery zawodniczej, została zatem ta druga opcja.

Zacząłem w 2012 roku od praktyki w drugoligowym klubie, odpowiedniku polskiego SMS-u. W Niemczech jest kilka szkół podobnych do tej w Szczyrku, mają siedziby w Dreźnie, Schwerinie, Berlinie, Münster i Stuttgarcie. Ja trafiłem do placówki w Dreźnie i tam miałem okazję pracować z młodymi reprezentantkami kraju. Do szkoły od czasu do czasu przyjeżdżał pierwszy trener młodzieżowej kadry Niemiec Jens Tietböhl i to on mnie zauważył. Zapytał, czy mam jakieś plany na kolejny sezon, ja zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie. Usłyszałem, że trener z chęcią pomoże mi w dalszym rozwoju i zaprasza mnie do współpracy z berlińskim SMS-ie, VC Olympia Berlin.

Wspominam ten czas naprawdę dobrze: stałem się lepszym szkoleniowcem, poprawiłem swój niemiecki, do tego zyskałem cenne doświadczenie pracy w młodzieżowych reprezentacjach. I tak to się zaczęło.

Aklimatyzacja była łatwiejsza dzięki żonie, ale sam początek pracy w nieznanym środowisku musiał być wyzwaniem.

Początek nigdy nie jest łatwy, ale dość szybko znalazłem wspólny język z trenerami pracującymi w Dreźnie. Jestem otwartym człowiekiem, do tego nie mam problemów z byciem punktualnym, pracowitym i lojalnym, a to Niemcy z pewnością bardzo doceniają. Być może dzięki tym cechom doszedłem w tym kraju tak daleko.

Te same cechy obserwował pan u swoich niemieckich podopiecznych?

To prawda, zawodniczki chętnie realizują swoje zadania na treningu. Są punktualne, zorganizowane, nie zdarza mi się czegokolwiek zapomnieć. To występuje u nich na co dzień i z pewnością je wyróżnia.

Polska kolonia w Niemczech była dość pokaźna w ostatnich latach i nie dotyczy to wyłącznie zawodników. W Vfb Suhl pracuje Mateusz Żarczyński, w Poczdamie drugim trenerem jest Łukasz Marciniak, do tego współpracownikiem Vitala Heynena we Friedrichshafen jest Adam Swaczyna. Stara się pan zawiązywać kontakty z rodakami w Bundeslidze?

Chyba nie jestem jeszcze na takim etapie. Przez pierwsze pięć lat swojej pracy w tym kraju pracowałem z reprezentacją Niemiec jako asystent oraz trener od przygotowania fizycznego oraz technicznego. Ale kontakt z Polską, mniejszy lub większy, zawsze był. Organizowałem we współpracy z Andrzejem Peciem, pracującym teraz w Szczyrku, wspólne obozy kadr Niemiec i Polski, nierzadko jeździliśmy też z Berlina do Polic lub innych miast na zgrupowania lub zawody.

Od kiedy jestem drugim trenerem SC Dresdner, te kontakty nie ustają, zaprosiliśmy przecież na przedsezonowy turniej Chemika Police oraz dwa kluby z Łodzi. Jeżeli tylko jakiś trener z Polski będzie chciał wiedzieć cokolwiek na temat siatkówki w Niemczech i tamtejszych zawodniczek, zawsze służę pomocą.

Wymienia się pan swoimi spostrzeżeniami z polskimi kolegami po fachu na temat szkolenia w obu krajach?

Dla mnie wielkim plusem rozwiązań polskich jest to, że większość zawodniczek z kadry trenuje w jednym ośrodku. To pomaga zachować jednolitość krajowego szkolenia, podczas gdy w Niemczech wychowanki pięciu głównych szkół trenują nieco inaczej i chociaż są potem członkami jednej reprezentacji, przez dłuższy czas nie pracują jako jedna drużyna.

Wiadomo, że staramy się pracować według jednego, najlepszego schematu pracy, ale każdy z pięciu trenerów ma swoje techniki i metody, które stanowią o różnicach między na przykład Berlinem a Stuttgartem. Jedna szkoła w Szczyrku ułatwia bardzo wiele spraw, pomaga choćby w rozgrywkach ligowych, a do tego pozwala dłużej pracować z drużyną stanowiącą trzon kadry.

Teraz jest pan drugim trenerem w Dresdner SC, czołowym klubie
ekstraklasy. To duża nobilitacja?

Nie ukrywam, że po tym, jak dostałem ofertę z Drezna, berliński SMS bardzo chciał mnie zatrzymać i przekonywał, że widzi dla mnie dalsze perspektywy pracy z młodymi kadrami. Mimo wszystko zdecydowaliśmy się na powrót do Drezna, także ze względów rodzinnych, i nie żałuję. Trafiłem do świetnie zorganizowanego klubu, a praca w nim jest wspaniała. Jeżeli tylko będzie taka okazja, po sezonie ligowym wrócę do pracy z młodymi rocznikami niemieckiej kadry. Niedługo czekają nas mistrzostw Europy do lat 16, a także Olimpijski Festiwal Młodzieży Europy (EYOF), w tym roku rozgrywany w azerskim Baku.

W reprezentacjach jestem od lat trenerem technicznym, zwracającym uwagę przede wszystkim na szczegóły wykonywanych elementów i na ruch wykonywane przez zawodniczki. Podchodzę do tego bardzo poważnie, wręcz pedantycznie i pewnie dlatego tak dobrze do tej pory współpracowałem z trenerem Tietböhlem.

Podczas pracy w Berlinie pełnił pan funkcję Bundesstützpunkttrainera. Czy da się ten termin przełożyć sprawnie na nasz język?

Mnie też trudno znaleźć polski odpowiednik tej funkcji, ale mogę wyjaśnić, że chodzi o kogoś, kto na bieżąco wspiera pracę wszystkich siatkarskich ośrodków reprezentacji. Jest pięciu "narodowych" trenerów o podobnej funkcji, którzy mają opiekować się placówkami w Berlinie, Dreźnie i pozostałych miastach. Pod moim nadzorem pozostawali przede wszystkich reprezentanci kraju od 14 do 18 roku życia.

Zauważył pan w niemieckich drużynach młodzieżowych talenty, które pozwolą wrócić seniorskiej kadrze na powrót do europejskiej czołówki drużyn? Następczynie Angeliki Grün lub Małgorzaty Kożuch?

Są takie talenty w niemieckiej siatkówce, zdecydowanie. Mogę wspomnieć choćby o Pii Kästner, obecnie drugiej rozgrywającej kadry seniorek, z którą miałem okazję pracować w Berlinie, a także o Marii Schölzel. One wybiły się potem do czołowych klubów Bundesligi i myślę, że to nie koniec napływu utalentowanych siatkarek, bo po młodszych rocznikach, które mogłem obserwować w Berlinie i w reprezentacji widzę bardzo dobrą przyszłość dla niemieckiej siatkówki. Dla mnie to kwestia kolejnych trzech-czterech lat, kiedy pierwsza kadra Niemiec zyska bardzo wiele zawodniczek o międzynarodowym potencjale.

Dla trenera pracującego z młodzieżą największą satysfakcją jest moment, gdy zawodniczką, którą zajmowałeś się w pierwszych latach jej siatkarskiej drogi, występuje w najlepszych klubach ligowych lub gdy pojawia się w składzie reprezentacji narodowej. Wtedy wiem, że wykonałem dobrze swoją pracę i w jakimś stopniu przyczyniłem się do tego, że ta dziewczyna wspięła się na wysoki poziom. Jak duża to była pomoc - to może ocenić sama siatkarka.

Na następnej stronie przeczytasz m.in. co najbardziej podoba się polskim kibicom w meczach siatkarskiej Bundesligi i jakim zainteresowaniem cieszy się siatkówka w Niemczech.

ZOBACZ WIDEO Puchar Ligi Angielskiej: Tottenham nieznacznie lepszy od Chelsea. Dobre widowisko na Wembley [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Czy śledzisz rozgrywki siatkarskiej Bundesligi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×