Krzysztof Sędzicki: "Puchar dla wybrańców", a nie "Puchar Polski" (komentarz)

Choć temat wraca co roku, teraz warto go ruszyć ponownie. Puchar Polski w piłce siatkowej nie jest turniejem dla wszystkich. Zespoły z niższych lig są w nim bardzo ograniczane, a ekipy z dolnej części PlusLigi i LSK w ogóle w nim nie występują.

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki
siatkarze Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle podczas Pucharu Polski 2019 we Wrocławiu WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: siatkarze Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle podczas Pucharu Polski 2019 we Wrocławiu
Według aktualnego regulaminu, od ćwierćfinału Pucharu Polski do gry przystępują zespoły PlusLigi. Mają sześć miejsc. Pozostałą dwójkę stanowią ekipy z niższych lig, które przeszły kolejne rundy. To oznacza, że zespoły z miejsc 7-14 męskiej ekstraklasy w ogóle nie przystępują do walki o krajowe trofeum. To formuła, która zabiera mniej czasu, ale sprawia, że rozgrywki tracą na atrakcyjności.

Czytaj też: Turniej finałowy Pucharu Polski siatkarzy w katowickim Spodku

Dodatkowo zespoły z miejsc 1-4 są rozstawione i w ten sposób mają 50 procent szans na trafienie na pierwszo-, drugo- lub trzecioligowca, który wcześniej musiał walczyć w kolejnych fazach, by znaleźć się w najlepszej ósemce. Zamiast otrzymać szansę na zmierzenie się z zespołem średniej półki, jest rzucany na głęboką wodę. Jak to się skończyło, widzieliśmy w tym roku. Lechia Tomaszów Mazowiecki została rozbita przez wicemistrza kraju, VERVĘ Warszawa Orlen Paliwa, a Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle sprawiła szybkie lanie BBTS-owi Bielsko-Biała.

Oczywiście pamiętam, jak wyglądały te rozgrywki kilka lat temu. Wiele zespołów odpuszczało Puchar Polski, by zachować siły do walki o ligowy byt lub miejsce w fazie play-off. Jestem w stanie to zrozumieć. W końcu w piłce nożnej robi się podobnie. Ale w futbolu zespoły z niższych lig mają znacznie większą okazję, by się zaprezentować. I o to mam największe zastrzeżenia.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: znany piłkarz schował się w pralce. Potem zrobił mistrzowski żart

Dlaczego, wzorem piłkarskiego Pucharu Polski, nie można dać bezpośredniej szansy konfrontacji ekipom z niższych lig z drużynami PlusLigi? Jeśli rzeczywiście komuś nie zależałoby na walce o krajowe trofeum, odpadłby już po pierwszym meczu i po sprawie. A pierwszoligowiec miałby frajdę, że przechodzi dalej.

Problem oczywiście nie jest nowy, ale w dwóch ostatnich sezonach PLS kładzie coraz większy nacisk na promocję rozgrywek Krispol 1. ligi. Organizatorem nie jest już PZPS, a właśnie ta sama spółka, która odpowiada za PlusLigę, LSK i finałowe fazy Pucharu Polski. Właśnie system pucharowy, którego w siatkówce przecież tak się unika (patrz: mistrzostwa świata) jest z punktu widzenia kibica najbardziej atrakcyjny.

W tegorocznej edycji Pucharu Polski siatkarzy wzięło udział 28 drużyn - sześć z PlusLigi, czternaście z Krispol 1. ligi, pięć z drugiej ligi i trzy z trzeciej ligi. Gdyby pojawił się komplet z najwyższej klasy rozgrywkowej, mielibyśmy łącznie 36 ekip. Aż prosi się, by "PlusLigowcy" wraz z dwiema najlepszymi ekipami zaplecza ekstraklasy startowali od 1/16 finału i przyjeżdżali do klubów z niższych lig (zachowując oczywiście kryterium, że gospodarzem meczu jest ekipa, która gra w niższym poziomie rozgrywkowym). To raptem dwa terminy meczowe więcej niż obecnie, a frajdy nieporównywalnie więcej niż kolejny szary mecz ligowy.

Zwróciłem na to uwagę podczas wizyty na meczu Lechii Tomaszów Mazowiecki z VERVĄ Warszawa Orlen Paliwa. Hala mogąca pomieścić około siedmiuset kibiców była wypełniona już na pół godziny przed meczem. Dla pierwszoligowca było to jedno z największych wydarzeń w jego historii. Kibice mieli na wyciągnięcie ręki zawodników ze światowej czołówki, a po meczu przez kilkadziesiąt minut robili sobie z nimi zdjęcia.

To właśnie jest znakomity i skuteczny sposób na promocję siatkówki w mniejszych ośrodkach, a nie konferencje z udziałem "gadających głów" i komunikaty prasowe zakopane w wirze innych informacji. Także dla siatkarzy z niższych lig okazja do konfrontacji z najlepszymi zawodnikami w kraju jest wyjątkowym przeżyciem. Jestem przekonany, że w takich dużych miastach jak Lublin, Kraków czy Wrocław, a także mniejszych jak Jaworzno, Września lub Siedlce pucharowe "okno na świat" byłoby czymś naprawdę wyjątkowym.

Warto się pochylić nad Pucharem Polski. Dużym ciosem było odebranie tym rozgrywkom przepustki do Ligi Mistrzów, lecz nadal jest się o co bić (choćby o premie finansowe). W tym roku turniej finałowy mężczyzn odbędzie się w katowickim Spodku, który nazywamy przecież dumnie "mekką polskiej siatkówki". Byłoby miło dać szansę - także tym nieco słabszym - by pozwolić walczyć o marzenia oraz sprawić niespodziankę. Przecież właśnie do tego stworzony jest ten turniej! Nie wymaga to wielkich zmian, a nakręciłoby rozgrywki, które od lat spychane są w coraz większy cień.


Felietony Krzysztofa Sędzickiego ->

Czy system Pucharu Polski w siatkówce wymaga zmian?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×