Pandemia niemal doprowadziła mistrza do upadku. "Mówiono, że to przez nas koronawirus trafił do kraju"

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / CEV / Na zdjęciu: kibice Saaremy VK
Materiały prasowe / CEV / Na zdjęciu: kibice Saaremy VK
zdjęcie autora artykułu

Przyszłość Saaremy VK stanęła pod znakiem zapytania. Siatkarzy klubu obwiniano o sprowadzenie pandemii do Estonii. - Wielu ludzi zakaziło się w tym tygodniu, w którym odbywały się mecze Pucharu Challenge - mówi Märt Pajusalu, członek sztabu drużyny.

W tym artykule dowiesz się o:

Saaremaa VK to klub, który łączy społeczeństwo na największej wyspie Estonii. Na Saaremie mieszka zaledwie ok. 35 tys. osób. W 2018 roku drużyna wygrała mistrzostwo kraju, co pozwoliło jej uczestniczyć w europejskich pucharach. Zespół siatkarzy zaczął być jedną z największych wizytówek wyspy.

W poprzednim sezonie zawodnicy Saaremaa VK osiągnęli historyczny sukces. Awansowali do ćwierćfinału Pucharu Challenge. W nim zmierzyli się z Allianz Milano. I to właśnie te mecze sprawiły, że klub stanął na skraju upadku.

Kłopoty Saaremaa VK

Oba spotkania ćwierćfinałowe odbyły się na początku marca w Kuressaare, największym mieście wyspy. To właśnie wtedy we Włoszech odnotowywano pierwsze przypadki pandemii. Estończycy wprawdzie rywalizację przegrali, ale momentami byli w stanie postawić się faworyzowanym rywalom. Po meczu siatkarze zaczęli skarżyć się na złe samopoczucie oraz gorączkę. Okazało się, że kilku zawodników zostało zainfekowanych nowym wirusem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewis Hamilton zaskoczył sprzątaczkę. Tego się nie spodziewała

- Ten awans był dla nas historycznym sukcesem - powiedział WP SportoweFakty członek sztabu Saaremaa VK, Märt Pajusalu. - Bardzo ciężko mi mówić o tych meczach z drużyną z Mediolanu. Tamte miesiące nie były łatwe dla społeczeństwa Saaremy. Mówiono, że to przez nas koronawirus trafił do kraju. Wielu ludzi zakaziło się w tym tygodniu, w którym odbywały się mecze Pucharu Challenge. Nic nie szło po naszej myśli. Wszystko co mogło pójść źle w tamtym momencie, po prostu poszło źle. Klub przestrzegał wszystkich zaleceń, ale jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy zbyt wiele o pandemii. Mówię zwłaszcza o instytucjach rządowych, które mają pokazywać ludziom, jak się zachowywać - dodał.

Z czasem zaczęto diagnozować coraz więcej przypadków koronawirusa na wyspie, która stała się centrum epidemii w kraju. O zaistniałą sytuację zaczęli być obwiniani siatkarze estońskiego klubu. Przyszłość byłych mistrzów Estonii stanęła pod znakiem zapytania. Poważnie rozważano wycofanie ekipy z rozgrywek.

- Niektórzy ludzie byli na nas wściekli, zwłaszcza ci, których sytuacja pogorszyła się z powodu koronawirusa. Emocje są jednak rzeczą ludzką i jestem w stanie zrozumieć te zachowania. Pojawiło się jednak też wiele głosów wsparcia, które pomagały klubowi. To nam dodawało siły w tych trudnych czasach - wyjawił Pajusalu.

- Mam nadzieję, że z czasem ludzie zrozumieją, że pandemia to problem globalny. Przecież nie było w interesie klubu, żeby stać się częścią historii związanej z koronawirusem. Jeśli moglibyśmy cofnąć czas, to nie zagralibyśmy tych meczów. To jednak nie oznacza, że pandemia nie przyszłaby do Estonii - skomentował Pajusalu.

Historia ma jednak swoje szczęśliwe zakończenie. Po kilku miesiącach zapadła decyzja, że zawodnicy Saaremaa VK przystąpią do rozgrywek w następnym sezonie. Co więcej, zbudowali bardzo mocny skład i będą jednym z głównych kandydatów do walki o mistrzostwo kraju.

- Nie mogę powiedzieć, że było ciężej niż w poprzednich latach, lecz zdecydowanie inaczej. Jednak najtrudniejszą rzeczą było czekanie na decyzję klubu, że przystąpimy do rozgrywek. Została ona podjęta stosunkowo późno, ale jak wiemy pandemia mocno dotknęła świat sportu i byliśmy przygotowani na to, że negocjacje ze sponsorami potrwają dłużej. Mieliśmy jednak oczy szeroko otwarte, obserwowaliśmy rynek i pomimo dość późno podjętej decyzji o naszym przystąpieniu do rozgrywek, zbudowaliśmy skład na dobrym poziomie - przyznał Märt Pajusalu.

Polskie ślady w lidze estońskiej

Polscy siatkarze coraz częściej decydują się na transfer do ligi estońskiej. W poprzednich sezonach grali tam Łukasz Makowski oraz Damian Czetowicz. Teraz na podobny krok zdecydował się medalista PlusLigi, Nikodem Wolański. Były rozgrywający Jastrzębskiego Węgla będzie bronił barw zespołu Saaremaa VK.

- Będzie rywalizował o miejsce w składzie z Alexandrem Tuschem. Obaj bardzo starają się na treningach i obaj dostaną szansę - stwierdził Märt Pajusalu. - Ci siatkarze mają różne style gry, a to daje nam duże możliwości i możemy dopasować ustawienie do przeciwnika - dodał Estończyk.

Związki z Polską mają też trenerzy czołowych ekip ligi estońskiej. Pracowali oni w PlusLidze jako asystenci trener.

- Być może miałem jedyną taką okazję w swoim życiu, żeby pracować w lidze na najwyższym światowym poziomie. Byłem też asystentem w Biełgorodzie, więc trzy sezony z rzędu miałem okazję trenować mistrzów świata lub mistrzów olimpijskich. Trzeba wziąć pod uwagę, że Estonia jest małym krajem i popatrzeć na to, ilu trenerów, nie tylko w siatkówce, miało szansę pracować w ekipach na najwyższym poziomie. Zdaję sobie wtedy sprawę, że te lata były nieprawdopodobne. Miałem okazję uczyć się o siatkówce od szkoleniowca światowej klasy, Gheorghe Cretu, który był swego rodzaju mentorem. Przez sześć lat pracowaliśmy razem w reprezentacji oraz klubach - wyjaśnił trener Bigbank Tartu Alar Rikberg, który pracował w Cuprum Lubin oraz Asseco Resovii Rzeszów.

- Praca w Polsce była rewelacyjnym doświadczeniem. Siatkówka nad Wisłą to naprawdę coś wyjątkowego. Ten sport jest w waszym kraju ekstremalnie popularny, a poziom też jest bardzo wysoki. Praca w Cuprum Lubin była dla mnie prawdziwym zaszczytem, a PlusLiga to rozgrywki, do których z przyjemnością chciałbym wrócić - przyznał szkoleniowiec Selvera Tallinn Rainer Vassiljev, który przez ostatnie dwa sezony był asystentem Marcelo Fronckowiaka w Cuprum Lubin.

Liga silniejsza niż kiedykolwiek

Kryzys wywołany koronawirusem sprawił, że wielu estońskich kadrowiczów postanowiło wrócić do kraju. Na grę w rodzimej lidze zdecydował się m.in. były zawodnik PGE Skry Bełchatów, Renee Teppan.

- Koronawirus sprawił, że rynek siatkarski się zmienił. Lokalni gracze są bardziej pożądani, a wymagania graczy spadły. W niektórych przypadkach aż o 50 proc. i nie było tak łatwo znaleźć pracę za granicą. To może być jeden z powodów, dla których estońscy siatkarze wrócili do kraju. Jednak część zawodników wybrała ligi zagraniczne np. Robert Taht i Timo Tammemaa zagrają w Resovii, Ardo Kreek we Francji - wyjawił Alar Rikberg.

Czołowe estońskie kluby będą brać udział w rozgrywkach Credit24 Baltic League. To zawody, w których grają najlepsze zespoły z Łotwy, Litwy oraz Estonii. - Rozgrywki w tym sezonie będą najlepsze w historii. Mam nadzieję, że także w Baltic League drużyny łotewskie i litewskie się wzmocnią. Dwa zespoły z Łotwy zagrają w Challenge Cup. To obiecujące, bo może ich poziom także się podniesie - dodał szkoleniowiec Bigbank Tartu.

- Poziom Credit24 Baltic League będzie być może najwyższy w historii, a rozgrywki staną się też bardziej wyrównane. Przynajmniej po estońskiej stronie. Pamiętam sezon 2008/2009, w którym Baltic League też była bardzo silna. Wielu zawodników z tamtych rozgrywek występowało później w dobrych ligach europejskich np. Łotysze Deniss PetrovsHermans Egleskalns i Estończycy Kert Toobal, Oliver Venno i Ardo Kreek - powiedział Rainer Vassiljev.

Coraz większą rolę w drużynach zaczynają odgrywać młodzi zawodnicy. Widoczne jest to zwłaszcza w przypadku BigBank Tartu i Selvera Tallin, kandydatów do walki o mistrzostwo kraju. Siatkarze urodzeni po 1997 roku przebojem wdzierają się do pierwszego składu i zdobywają coraz większe doświadczenie.

- Trochę zazdrościmy Polsce, ponieważ możecie wybierać z wielu kandydatów. U nas w każdym roczniku jest najczęściej 1-2 dobrych zawodników, którzy będą później członkami kadry. Alex Saaremaa, Albert Hurt, ale też Märt Tammearu to takie nazwiska. Kraj jest jednak na tyle mały, że to rzadkość, że w grupie wiekowej zdarza się tylu naprawdę utalentowanych graczy. Mieliśmy też takie roczniki, chłopaków urodzonych w latach 80., gdzie nikt nie trafiał do kadry. Najlepszym pokoleniem było to z lat 79-81 - zakończył Alar Rikberg.

Zobacz również: Podróż do Rosji z problemami. Maciej Muzaj: W Stambule zatrzymano mnie na lotnisku Siatkówka. Chemik Police z koronawirusem! Co dalej z drużyną mistrza Polski? 

Źródło artykułu:
Czy mimo pandemii uda się rozegrać do końca europejskie puchary w siatkówce?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (0)