Marcin Komenda zdradził, dlaczego wybrał nyską Stal: Chciałem być w klubie, w którym będę miał pełne zaufanie [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Marcin Komenda
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Marcin Komenda

Ostatni sezon Marcin Komenda spędził w Asseco Resovii Rzeszów. Rozgrywający zmienił klub i trafił do beniaminka PlusLigi. - W Nysie się czuję dobrze jako człowiek, jako sportowiec. Po nieudanym poprzednim sezonie było mi to potrzebne - zdradził nam.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: W meczu ze PGE Skrą mieliście momenty, w których nawiązywaliście walkę z rywalami, ale przez większość czasu to bełchatowianie dominowali. Czego zabrakło w tym spotkaniu?
[/b]
Marcin Komenda rozgrywający Stali Nysa: W tym spotkaniu zabrakło nam przede wszystkim dobrych zagrywek. Zepsuliśmy ich dużo, a te, które przeszły, nie sprawiały trudności Skrze. Popełniliśmy 17 błędów, a uzyskaliśmy tylko jednego asa. Nasi rywale prezentowali się zdecydowanie lepiej w polu serwisowym i wyrządzili nam więcej krzywdy.

W pierwszym secie jeszcze nie było to aż tak widoczne i w nim walczyliśmy na równi. Jak już przeciwnicy odpalili w tym elemencie, to ciężko nam się grało. Generalnie patrząc przez pryzmat naszej gry, to wiele rzeczy wykonaliśmy dobrze, ale to wynik idzie w świat i po porażce 0:3 nie ma się z czego cieszyć.

W starciach z GKS-em Katowice oraz Cerrad Eneą Czarnymi Radom byliście już o krok od zwycięstwa, ale i tak wam się ta sztuka nie udała. Musicie wciąż czekać na swoją pierwszą wygraną.

Być może przeciwko bełchatowianom prezentowaliśmy się najlepiej, lecz wynik tego nie pokazuje. Nie ma co ukrywać, że Skra to mocniejszy zespół niż GKS czy Czarni. W tych spotkaniach zabrakło nam stabilizacji. Nie mogliśmy złapać równego rytmu. Gdybyśmy grali cały czas na jednym poziomie, to te starcia mogłyby się potoczyć inaczej.

Nie wykorzystaliśmy swoich szans w spotkaniu przeciwko radomianom. Mieliśmy dwie piłki meczowe w górze, ale ich nie skończyliśmy. Niewiele zabrakło, ale taki jest sport. Siatkówka jest brutalna i jeśli pojawia się szansa, to trzeba ją od razu wykorzystać. My tego nie zrobiliśmy i niestety dalej musimy czekać na pierwszą wygraną.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ten film podbija internet. 6-latek szaleje na bieżni mechanicznej

Jak się pan czuje w Nysie?

Czuję się świetnie. Naprawdę mogę mówić jedynie w samych superlatywach o tym klubie. Jest bardzo dobrze zorganizowany, nie można nic zarzucić. Sztab szkoleniowy i moi koledzy z drużyny też są na najwyższym poziomie. Cieszę się, że tutaj jestem. Teraz przed nami okres ciężkiej pracy. Zwycięstwa muszą przyjść, bo to właśnie one budują atmosferę, pewność siebie, bo tylko tego nam na razie brakuje.

Czyli można powiedzieć, że odżył pan po tym poprzednim sezonie?

Zdecydowanie. W Nysie się czuję dobrze jako człowiek, jako sportowiec. Po nieudanym poprzednim sezonie było mi to potrzebne. Cieszę się, że tutaj trafiłem. Wykonuję jak najlepiej swoją pracę i myślę, że wszystko będzie szło w dobrym kierunku. Do takiego wniosku można dojść po tych czterech meczach.

Czy transfer do Stali Nysa ma też pomóc w uzyskaniu miejsca w kadrze, a może nawet w powołaniu na przyszłoroczne igrzyska w Tokio?

Szczerze mówiąc nie te sprawy były na pierwszym miejscu, kiedy wybierałem nowy zespół. Po prostu chciałem być w klubie, w którym będę miał pełne zaufanie i będę mógł się rozwijać. Razem z menedżerami uznaliśmy, że Nysa to odpowiednie miejsce ku temu. Skupiam się na tym, żeby stawać się coraz lepszym zawodnikiem, łapać doświadczenie.

Czas pokaże, co stanie się po sezonie ligowym. Na razie koncentruję się przede wszystkim na jak najlepszej pracy w klubie. Wierzę, że trener Heynen też to dostrzeże i w przyszłym sezonie także będę mógł reprezentować biało-czerwone barwy.

Jakie cele stoją przed Stalą w tym sezonie?

Stal Nysa od 15 lat nie grała w najwyższej klasie rozgrywkowej i to duża sprawa dla naszego miasta. Skupiamy się na tym, żeby PlusLiga pozostała w Nysie na kolejny sezon. Oczywiście nie zadowolimy się samym utrzymaniem i jeżeli osiągniemy ten cel przed zakończeniem fazy zasadniczej, to nie spoczniemy na laurach i powalczymy o jak najwyższe miejsce. Nie jesteśmy minimalistami.

Następny mecz zagracie przeciwko Asseco Resovii Rzeszów. Czy mecz z tym przeciwnikiem wyzwoli w panu dodatkowe emocje?

Zawsze inne uczucia towarzyszą meczom przeciwko swoim byłym zespołom. Na pewno takie emocje się pojawią, ale nie ma co przesadzać, bo później może się to źle skończyć. Muszę się skupić na założeniach taktycznych, wykorzystać nasze mocne strony i punktować słabości rywali. Wtedy będzie nam lżej i powalczymy o zwycięstwo do samego końca. Mamy drużynę walczącą i mam nadzieję, że pokażemy to w spotkaniu z rzeszowską ekipą.

Coraz więcej zespołów PlusLigi przechodzi zakażenia koronawirusem, starcia z ich udziałem są odwoływane. Jedyną ekipą, która rozegrała wszystkich pięć zaplanowanych meczów, jest Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Wy straciliście jak dotąd jedno spotkanie. Czy rozgrywanie meczów awansem to dobre rozwiązanie?

Tak, w obecnej sytuacji to raczej jedyna droga. Nie możemy być pewni, jak to dalej będzie wyglądało, kiedy dany zespół złapie koronawirusa i będzie musiał pauzować. To granie meczów awansem jest w tym momencie najlepszym rozwiązaniem, bo te zespoły, które są zdrowe, mogą nadrabiać mecze. Jeśli one zachorują później, to mają mniej spotkań w plecy. Tym sposobem możemy zakończyć ligę w terminie. Jeśli byśmy czekali na wyzdrowienie wszystkich zespołów, to PlusLiga by się przeciągała.

Uważa pan, że zakończenie ligi w terminie jest realnym scenariuszem?

Ja w to wierzę. Wydaje mi się, że ruchy, które wykonują władze ligi, pokazują, że chcemy zakończyć sezon zgodnie z planem. Siatkówka w Polsce mocno by ucierpiała, jeśli sezon nie mógłby zostać dokończony. Wszyscy zrobimy, co tylko w naszej mocy, żebyśmy mogli rozgrywać te mecze. Jeśli będziemy dbali o siebie, to ten sezon zostanie dokończony.

Jak powinien postępować siatkarz, żeby uchronić się przed koronawirusem?

Przede wszystkim trzeba się pilnować przed wychodzeniem w miejsca publiczne. Na pewno jeśli się wyjdzie np. do restauracji, to możliwość zakażenia teoretycznie jest większa. Tam się po prostu spotyka ludzi z zewnątrz i nie mamy kontroli nad tym czy oni nie są zarażeni. Trzeba się kontrolować.

Nie ma się jednak co zamykać w domu i kompletnie nie wychodzić, ponieważ artykuły spożywcze też trzeba gdzieś kupić. Jeśli to możliwe, to trzeba jednak wyjścia ograniczać. Będzie dobrze, jeżeli będziemy tego przestrzegać i ten koronawirus nas wtedy ominie. Niestety można go złapać wszędzie, trzeba się pilnować i mieć też przy tym trochę szczęścia.

Czytaj również:
Koronawirus. Bełchatów w czerwonej strefie. Domowe mecze PGE Skry i GKS-u bez publiczności
PlusLiga. Koronawirus. Trzy kolejne mecze przełożone

Źródło artykułu: