Raul Lozano: Jestem Polakom bardzo wdzięczny za ich sympatię do mnie

- Polacy nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo w ciągu ostatnich 15 lat rozwinął się ich kraj. Zmiany, jakie się u was dokonały, są dla mnie imponujące - mówi Raul Lozano, legendarny trener siatkarskiej reprezentacji Polski.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Raul Lozano WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Raul Lozano
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Kilka tygodni temu był pan w Polsce. Czy to miało związek z piętnastą rocznicą zdobycia srebrnego medalu mistrzostw świata przez drużynę, którą pan prowadził?

Raul Lozano, były selekcjoner siatkarskiej reprezentacji Polski: Nie, to przypadek. Zaproszono mnie do Izraela, żebym poprowadził kurs trenerski. Po kursie mogłem wrócić do Argentyny albo przez Dubaj, albo przez Europę. Zdecydowałem się na lot przez Frankfurt. Tylko że tam musiałem poczekać kilka dni na połączenie do Buenos Aires, więc zdecydowałem się przyjechać do Polski, odwiedzić przyjaciół, z którymi dawno się nie widziałem, bo ostatni raz byłem u was w 2017 albo 2018 roku.

Obejrzałem z trybun mecz Projektu Warszawa, spotkałem się z zawodnikami, którzy w 2006 roku grali w reprezentacji Polski, z moimi znajomymi trenerami, zjadłem kilka bardzo miłych kolacji. A że moja wizyta zbiegła się w czasie z rocznicą naszego srebrnego medalu wywalczonego w Japonii, to taki szczęśliwy zbieg okoliczności.

Dla nas te mistrzostwa, ten wyczekiwany przez lata medal, pozostają wielkim osiągnięciem i pięknym wspomnieniem. Czym są dla pana?

Dla mnie to też było coś wielkiego. To radosne chwile, którymi żyła cała nasza drużyna i którymi cieszyła się cała Polska. Graliśmy wtedy bardzo dobrze, przegraliśmy dopiero z drużyną, która była chyba najlepszą w historii mistrzostw świata. Brazylia wtedy dominowała.

ZOBACZ WIDEO: Wyzwanie przed nowym trenerem Polaków. "Nie chcę, aby doszło do takiej sytuacji"

Które mecze pamięta pan najlepiej?

Z Rosją i z Serbią w drugiej fazie grupowej oraz z Bułgarią w półfinale. We wszystkich zagraliśmy na wysokim poziomie. Szczególnie spotkanie z Rosją zapadło mi w pamięć. Po pierwsze ze względu na to, że odwróciliśmy jego losy i doprowadziliśmy ze stanu 0:2 do 3:2. Po drugie dlatego, że dla Polaków starcia z Rosjanami, w jakimkolwiek sporcie, zawsze są wyjątkowe. Chociaż przegrywaliśmy, nawet przez moment nie pomyślałem, że ten mecz jest już przegrany. Wiedziałem, że możemy zwyciężyć. I przy pomocy rezerwowych, Grzegorza Szymańskiego i Piotra Gruszki, to się udało. Radość tuż po ostatniej piłce była ogromna.

Tamten mecz otworzył wam drogę do podium. Turniej skończyliście na drugim miejscu, a medale odebraliście w koszulkach z numerem 16 i nazwiskiem tragicznie zmarłego we wrześniu 2005 roku Arkadiusza Gołasia.

O tych koszulkach rozmawialiśmy z kierownikiem drużyny już w marcu 2006 roku, kilka tygodni przed mistrzostwami. Stwierdziliśmy, że drużyna i członkowie sztabu założą je, jeśli uda nam się stanąć na podium mistrzostw świata lub Ligi Światowej. Dostaliśmy 22 takie koszulki. Zabraliśmy je ze sobą do Japonii, a kiedy szykowaliśmy się do dekoracji medalistów, wszyscy je założyliśmy. Tylko że kiedy zobaczyli nas ludzie z FIVB, zaczęli protestować. Twierdzili, że nie możemy tak odebrać medali, że nie ma tego w protokole. "Jak wy się ubraliście?" - mówili. Powiedziałem im, że nie zdejmiemy tych koszulek, bo to hołd dla naszego zawodnika, który zginął tragicznie. Wtedy ich zmroziło. Ówczesny prezydent FIVB Ruben Acosta powiedział wtedy "Ok, możecie iść".

Momentu, w którym weszliśmy na podium w tych koszulkach, nigdy nie zapomnę. Jeśli spojrzycie na zdjęcia z tamtej dekoracji, nie zobaczycie u mnie radości. Nie chodziło o to, że byłem smutny, bo przegraliśmy finał. To właśnie ten hołd, to wspomnienie Arka sprawiło, że bardzo spoważniałem. Gdzieś tam w środku się cieszyłem, ale myśli o Arku sprawiły, że tego nie okazywałem. Nawet dziś, gdy o nim mówię, są we mnie duże emocje.

Za to kiedy wróciliście do Polski, był pan już bardzo szczęśliwy. Tak jak tysiące ludzi, którzy przyszli na lotnisko Okęcie, żeby was powitać i wam podziękować.

Polacy rozumieli, jak wiele wysiłku włożyliśmy w te mistrzostwa. Wiedzieli, że zostawiliśmy na boisku wszystko, co mieliśmy. To, co działo się na lotnisku, na ulicach Warszawy, na Placu Zamkowym, gdzie odbyła się feta, było naszym drugim medalem. Z Japonii przywieźliśmy srebrny, w Warszawie dostaliśmy złoty. Ludzie pokazali nam swoje oddanie, swoją miłość. Zobaczyliśmy wtedy, że ci kibice, którzy oglądali nas w telewizji, byli z nami całym sercem.

Dziś to pan mówi, że Polskę zawsze będzie miał w sercu.

Tak. Mówię, że korzenie zapuściłem w trzech krajach. W Argentynie, gdzie się urodziłem i wychowałem, gdzie mam rodzinę i przyjaciół. We Włoszech, skąd pochodzą moi dziadkowie i gdzie spędziłem wiele lat. Czuję się tam bardzo komfortowo, odpowiada mi włoska kultura i włoskie jedzenie. A trzeci kraj to Polska. Ona dała mi ogrom rzeczy, które sprawiają, że czuję się tam wyjątkowy. Ludzie mnie doceniają i pamiętają o tym, czego dokonaliśmy w 2006 roku. I okazują mi swoje uczucia, są dla mnie niezwykle serdeczni. Jestem bardzo wdzięczny za waszą sympatię do mnie.

Mówi pan, że są sytuacje, które zdarzają się panu tylko w Polsce.

Jak byłem u was na mistrzostwach świata w 2014 roku, 14 tysięcy ludzi zaśpiewało mi na hali "happy birthday". Zrobiło to na mnie wrażenie. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem ani nie widziałem. A przecież to było już dobrych kilka lat po tym, jak przestałem być selekcjonerem polskiej reprezentacji. W Argentynie nikt mi nie śpiewa, we Włoszech też. Zdarza się, że mnie poznają, pozdrawiają, proszą o zdjęcie czy autograf. Ale nie tak często jak u was. Jak ostatnio byłem w Polsce, zdarzyło się to chyba z dziesięć razy. W taksówce, w hotelu, w centrum handlowym. I zawsze są to bardzo miłe dla mnie sytuacje. Choć minęło już 15 lat od kiedy zdobyliśmy srebrny medal MŚ i 13 od kiedy nie pracuję z waszą reprezentacją, wciąż jestem przez Polaków traktowany z ujmującą serdecznością.
Na zdjęciu: Ireneusz Mazur i Raul Lozano Na zdjęciu: Ireneusz Mazur i Raul Lozano
Wiem też, że jest pan pod wrażeniem tego, jak w ciągu tych 15 lat Polska się zmieniła.

Myślę, że Polacy nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo w tym czasie rozwinął się ich kraj. Jak zmienił się na lepsze. Kiedy przyjechałem po raz pierwszy, w 2005 roku, nie było autostrad, kolej była w kiepskim stanie, spora część aut na drogach to były np. Polonezy. Nawet w Warszawie nie było dużych centrów handlowych, jak Arkadia czy Blue City. A teraz są w każdym większym mieście. Radom, gdzie pracowałem w sezonie 2015/2016, ma bardzo ładne centrum handlowe, a to nie jest bardzo duże miasto.

Kolejna rzecz - hale sportowe. 15 lat temu były małe i przestarzałe, jeśli chcieliśmy grać przed kilkunastotysięczną publicznością, w grę wchodził tylko "Spodek" w Katowicach. Dziś? Siatkarska reprezentacja może grać gdzie tylko zechce. W Gdańsku, w Krakowie, w Łodzi. W wielu miejscach są nowoczesne obiekty z trybunami na kilka-kilknaście tysięcy widzów.

Powstało wiele nowych polskich firm, które liczą się na rynku. Autostrady są wygodne. Kiedyś, jak przekraczało się polsko-niemiecką granicę, od razu było to czuć po jakości drogi. Teraz zmienia się kraj i nie zauważa się żadnej różnicy. Pociągi funkcjonują bez zarzutu, podróżuje się nimi komfortowo, są szybkie. Auta na ulicach są nowe, widzi się samochody hybrydowe, elektryczne hulajnogi. Te wszystkie zmiany, jakie się u was dokonały, są dla mnie imponujące.

Przykładem rozwoju, o którym mówię, jest dla mnie Warszawa. Podzieliłbym ją na trzy części. Historyczną, w zdecydowanej większości zrekonstruowaną po wojnie, ale wciąż bardzo piękną. Te kwadratowe budynki, które nic nie mówią, wzniesione w czasach komunizmu. Oraz część nowoczesną. Szklane wieżowce, hotele, nowe, zaprojektowane w dobrym guście osiedla mieszkaniowe. Polska stolica to trzy miasta w jednym. Kiedy przyjechałem do niej po raz pierwszy, były dwa. To ostatnie, nowoczesne, pojawiło się dopiero później. A to drugie jest na szczęście coraz mniej widoczne.

Czym się pan teraz zajmuje?

Prowadzę kursy trenerskie, sam też się dokształcam. Nie jestem tym trenerem, który kilkanaście lat temu prowadził polską kadrę. Zmieniam się, na lepsze. Technicznie, taktycznie, pod względem zarządzania grupą, przygotowania fizycznego, prewencji. Staram się rozwijać we wszystkim, co jest związane z pracą trenera.

Ma pan czas, żeby cieszyć się swoim ranczem w Argentynie?

Tak. Poświęcam czas ranczu i rodzinie. Gram też w golfa, którego bardzo polubiłem.

Jest szansa, że będzie pan jeszcze pracował w Polsce?

Kto wie? Chciałbym tego. W tej chwili nie mam jednak żadnych propozycji.

Czytaj także:
Niebawem może być o nich głośno! Polska siatkówka na brak talentów nie może narzekać
Malwina Smarzek zagrała w pierwszym finale w Rosji

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×