Każdy kto interesuje się skokami narciarskimi nie od dziś, świetnie kojarzy Jakuba Jandę. Były czeski skoczek prezentował piękny dla oka styl lotu. Sezon 2005/2006 zapamięta na zawsze. Triumfował wtedy zarówno w Turnieju Czterech Skoczni (wspólnie z Janne Ahonenem - przyp. red) jak i całym Pucharze Świata. Na swoim koncie ma również srebrny i brązowy medal mistrzostw świata.
W 2017 roku postanowił zakończyć sportową karierę i w pełni poświęcić się polityce. Wywalczył mandat do Izby Poselskiej czeskiego parlamentu z 2265 głosami.
Jakub Janda nie zapomniał jednak o sporcie i swojej kochanej dyscyplinie. Rok później został bowiem przewodniczącym sekcji skoków narciarskich w rodzimej federacji. Przygoda trwała ponad cztery lata, ale pracy zostało jeszcze sporo.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękne chwile. Arkadiusz Milik w roli głównej
Mateusz Byczkowski, dziennikarz WP SportoweFakty: Jak się pan teraz czuje? Czy decyzja o rezygnacji z funkcji przewodniczącego czeskiej sekcji skoków narciarskich nieco pana odciążyła?
Jakub Janda, zwycięzca Pucharu Świata oraz Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 2005/2006, obecnie polityk czeskiego parlamentu: Czuję się świetnie! Nie powiedziałbym, że była to bezwzględna rezygnacja, ponieważ po pierwszej kadencji - czyli czterech latach - powiedziałem, że nie będę ponownie ubiegał się o stanowisko przewodniczącego. Niestety, w tamtym czasie nie było nikogo, kto odważyłby się nim zostać. Doszliśmy więc do porozumienia, którym było prowadzenie sekcji jeszcze przez rok, dopóki skoczkowie nie znajdą osoby, która poprowadzi ich w tej roli.
Co było powodem takiej decyzji? Czy stres był naprawdę tak duży, że nie pozwalał panu na komfortowe funkcjonowanie w roli zarówno parlamentarzysty, jak i przewodniczącego?
Cóż, czas działał na moją niekorzyść - przewodniczenie nie było moim głównym zajęciem, nie otrzymywałem za to żadnego wynagrodzenia. Zostałem przewodniczącym, ponieważ chciałem pomóc skokom narciarskim w Czechach. Nie wiem, czy to się udało, ale jedną rzeczą, która zmieniła się pozytywnie, był budżet tego sportu, który wprowadziłem do "czarnych liczb", czyli nadwyżki w budżecie.
Jaki jest obecnie największy problem w czeskich skokach narciarskich?
Głównym problemem jest infrastruktura, a także brak zawodników dwóch kluczowych pokoleń, które powinny obecnie przewodzić skokom narciarskim w naszym kraju. Mamy Romana Koudelkę, który ma ponad trzydzieści lat i dwudziestoletnich chłopaków, więc luka pokoleniowa jest ogromna. Musimy więc poczekać, aż dwudziestoletni skoczkowie dorosną. Wierzę jednak, że w przyszłości będzie dobrze. Kolejna kwestia to infrastruktura, która jest fatalna.
Czy presja ze strony czeskich kibiców jest duża?
Oczywiście, skoki narciarskie to dyscyplina tradycyjna, więc presja ze strony kibiców jest duża - choć nie tak jak w Polsce. Kibice chcieliby zobaczyć następnego Jiriego Parmę, Jiriego Raskę, Jaroslava Sakalę i może Jakuba Jandę, którzy mogliby walczyć o najlepsze pozycje w Pucharze Świata.
Wierzy pan w powodzenie misji nowego trenera Gaija Trceka, który zakłada, że zmiana całego systemu może zająć kilka lat?
To zależy od tego, jak długo Gaij tutaj wytrzyma. Jeśli nie przyniesie to żadnych rezultatów, presja na nim ze strony kierownictwa czeskiej federacji będzie bardzo duża. Kiedy byłem na stanowisku przewodniczącego, próbowałem ponownie wskrzesić skoki narciarskie, ale bezskutecznie. Jeśli obecny zarząd przeciwstawi się presji i będzie miał pieniądze, aby mu zapłacić, zakładam, że ta "misja" może zakończyć się sukcesem.
Może przebudowa skoczni w Harrachovie będzie dobrym początkiem? Jak się tam sprawy mają? Chodzą głosy, że prace wystartują wiosną przyszłego roku.
Niewątpliwie byłby to dobry początek. Wiosną powinna rozpocząć się modernizacja skoczni o rozmiarze 142 metry, która powinna zostać zmodernizowana do rozmiaru 162 metrów. Byłby to punkt przejściowy pomiędzy dużym obiektem, a mamutem, głównie dla kobiet. Mam nadzieję, że w przyszłości nastąpi również modernizacja mamuta. Jednak naszym głównym celem powinna być rozbudowa ośrodków Harrachov oraz Frenstat, aby zrobić krok do przodu i być bliżej polskiej infrastruktury, gdzie znajduje się wiele ośrodków narciarskich.
To smutne, że prawdziwie legendarna skocznia została tak zaniedbana.
Tak, to prawda. Jako przewodniczący starałem się zrobić jak najwięcej dla Frenstatu, Harrachova i innych ośrodków skoków narciarskich, ale nie jest łatwo zdobyć na to dużą sumę pieniędzy. Musimy patrzeć za granicą i znaleźć odpowiednie rozwiązanie w Unii Europejskiej, która mogłaby wesprzeć finansowo tę operację. Staram się znaleźć rozwiązanie w tej sprawie.
Czeskim skokom narciarskim nie udało się stanąć na nogi nawet dzięki panu, pomimo pańskiego doświadczenia i świetnej reputacji w tym sporcie. Czy można powiedzieć, że ten sport w Czechach jest obecnie w katastrofalnym stanie i trudno jest cokolwiek z tym zrobić?
Zawsze można coś zrobić. Mówiłem to zanim zostałem przewodniczącym, że jest - i będzie przez wiele lat - duży problem z nową generacją skoczków, infrastrukturą i zarządzaniem skokami narciarskimi. Niestety, nikt mnie nie słuchał. Mamy jednak młodych i utalentowanych chłopaków, którzy rywalizują w FIS Cup i Pucharze Kontynentalnym. Wierzę, że w ciągu najbliższych kilku lat zobaczymy ich walczących w Pucharze Świata.
Można to nazwać syndromem fińskim? Bo przecież tam też skoki narciarskie kuleją.
Finowie byli wielkim zjawiskiem, ale widać na ich przykładzie, że nie wszystko samoczynnie wychodzi dobrze, nawet jeśli ma się dobrą infrastrukturę i wielu utalentowanych skoczków. W ciągu ostatnich kilku lat fińskie skoki narciarskie zrobiły duży krok naprzód. Mają bowiem na przykład nowe technologie. Ale nie tylko Finlandia kuleje wśród "tradycyjnie wielkich" krajów skoków narciarskich, jest ich niestety więcej. Jeśli FIS nic z tym nie zrobi, pozostanie tylko kilka dobrych, dużych i silnych krajów, a te mniejsze mogą z łatwością zniknąć na zawsze.
Polscy kibice obawiają się, że ten czas nadejdzie także dla naszego kraju.
Polska ma świetną infrastrukturę skoków narciarskich, a także fantastycznych i utalentowanych skoczków na przestrzeni pokoleń. No i oczywiście Ministerstwo Sportu, więc sport jest dobrze finansowany. Wiadomo, że w skokach narciarskich są lepsze i gorsze lata, ale po 2000 roku, kiedy Adam Małysz zaczął wygrywać wielkie trofea, polskie skoki narciarskie poszybowały w górę. Nawet jeśli niektóre sezony mogą być gorsze od innych, nadal będziecie w czołówce najbardziej utytułowanych krajów.
Takie stwierdzenia padają, bo nasze filary Dawid Kubacki, Kamil Stoch i Piotr Żyła spisują się w tym roku bardzo słabo. A następców nie widać.
Ci faceci mają ponad trzydzieści lat. Sam z nimi rywalizowałem, ale macie obszerny skład młodych skoczków i możecie wybierać spośród wielu z nich. To zupełnie niepotrzebne, aby mieć "mentalność przegranego" z powodu jednego sezonu. Macie pokaźną liczbę młodych talentów i, co jest kluczowe, bardzo dobry system.
Czy patrząc na stan polskich skoków narciarskich, widzi pan możliwość realizacji scenariusza podobnego do tego czeskiego?
Nie, nie widzę takiej możliwości. Powtórzę to, co powiedziałem wcześniej - macie wielkie talenty, świetną infrastrukturę i bardzo dobry system. Mogę wymienić paru zawodników z Polski, którzy bez wątpienia mogą nawiązać do ery Kubackiego, Stocha i Żyły.
W takim razie proszę ich wymienić.
Na przykład Kacper Juroszek, Tomasz Pilch i Jan Habdas. To są chłopaki, którzy mają nieco ponad dwadzieścia lat.
Po zakończeniu kariery sportowej na dobre skupił się pan na polityce. Jak poszło odnalezienie się w nowej roli?
Tak naprawdę to polityką zająłem się jeszcze podczas kariery skoczka narciarskiego. Zostałem wtedy członkiem ODS (Obywatelska Partia Demokratyczna - przyp. red) w 2008 roku. Interesowałem się polityką od dwudziestego roku życia. Pierwsze miesiące w roli posła były trudne, ale trzeba się szybko przystosować i uczyć. Staram się pomóc nie tylko skokom narciarskim, ale całemu czeskiemu sportowi.
Czy czeski parlament jest tak niespokojny jak w Polsce? W polskiej polityce mamy ostatnio sporo zawirowań, ponieważ nastąpiła zmiana rządu. Czy śledzi pan tutejsze wydarzenia?
Oczywiście. Jesteście już po wyborach do Sejmu, powstał nowy rząd Donalda Tuska. Zwycięska partia Prawo i Sprawiedliwość nie była w stanie utworzyć rządu. Mam więc nadzieję, że nowy rząd Tuska poprowadzi Polskę we właściwym kierunku. Ja też bardzo interesuję się polską polityką. Śledzę, co się dzieje obecnie z waszą stacją TVP. Mieszkam blisko czesko-polskiej granicy i zawsze czułem najbliższą więź z polskimi kibicami.
Jakie jest więc pana zdanie na temat wydarzeń związanych z Telewizją Polską? Nie przypominam sobie, aby w historii mojego kraju, były już rząd nie mógł aż tak pogodzić się z utratą telewizji publicznej - w tym przypadku wykorzystywanej w celach partyjnych.
Sytuacja jest bardzo skomplikowana i mam nadzieję, że zostanie szybko rozwiązana w kierunku transparentności i niezależnego funkcjonowania. Dla mnie, jako czeskiego polityka, głównym priorytetem są doskonałe relacje między naszymi dwoma krajami.
Często zdarza się, że sportowcy po zakończeniu kariery zajmują się polityką. Co prawda Adam Małysz na razie trzyma się od tego z daleka, ale od kilku lat jest prezesem Polskiego Związku Narciarskiego.
Nie powiedziałbym, że "często", ale czasem się zdarza (śmiech). Inny przykład można zobaczyć na Ukrainie z Witalijem Kliczko w roli mera Kijowa. Mój pogląd na politykę jest taki - wcześniej walczyłem na "lodowej tafli" w skokach narciarskich, aby osiągnąć jak najlepszy wynik, a teraz walczę w polityce, aby wnieść jak najwięcej do sportu.
Obaj macie takie samo zdanie na temat dopuszczenia Rosjan i Białorusinów do rywalizacji międzynarodowej - jesteście na "nie".
Dopóki trwa wojna w Ukrainie, Rosjanie i Białorusini nie powinni brać udziału w żadnych międzynarodowych zawodach. Rosja jest agresorem. Nawet jeśli będą rywalizować pod neutralną flagą, Władimir Putin zawsze będzie to wykorzystywać w swojej propagandzie.
W marcu sprzeciwił się pan ostrym wpisem w mediach społecznościowych w związku z całą sprawą. Jak przyjął pan decyzję Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) o dopuszczeniu Rosjan i Białorusinów do startu w igrzyskach olimpijskich w Paryżu?
Jest to dla mnie całkowicie niepojęte. Nie mogę zrozumieć procesu myślowego, który zachodzi u pana Thomasa Bacha. Powinno być jasne i zdecydowane "nie" dla każdego rosyjskiego i białoruskiego sportowca, niezależnie od tego, czy będzie rywalizować w narodowych barwach czy pod neutralną flagą.
Patrząc na działania MKOl, czy to kwestia czasu, zanim sportowcy z tych krajów będą rywalizować z pełnymi prawami - pod swoją flagą i emblematami?
Tak długo, jak wojna w Ukrainie będzie trwać i tak długo, jak Rosja nie zwróci okupowanego terytorium Ukrainie, w tym Krymu, jest całkowicie nie do pomyślenia, aby rosyjscy i białoruscy sportowcy rywalizowali w międzynarodowych turniejach.
Rozmawiał Mateusz Byczkowski, dziennikarz WP SportoweFakty.
Zobacz też:
"Rewelacyjny". Po tym skoku wygrał kwalifikacje
Wiadomo, z kim Polacy będą rywalizować w parach w TCS