Dramat na skoczni w Bischofshofen. Skoczek wylądował na wózku

Upadł w treningu, ale mimo to poszedł oddać kwalifikacyjny skok. Chwilę później rozegrał się dramat, po którym życie Amerykanina diametralnie się zmieniło. Z pomocą dla Nicka Fairalla ruszył sam mistrz olimpijski Wojciech Fortuna.

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Fairall na noszach tuż po upadku w Bischofshofen Getty Images / Alexander Hassenstein/Bongarts / Fairall na noszach tuż po upadku w Bischofshofen
Mija dziewięć lat od dramatycznych wydarzeń na skoczni w Bischofshofen z udziałem Nicka  Fairalla. Najpierw Amerykanin upadł w treningu, poprzedzającym kwalifikacje. Teoretycznie nie stało się mu nic poważnego. Wstał z zeskoku o własnych siłach i podjął nawet decyzję o starcie w kwalifikacjach.

To był błąd. Aż trudno w to uwierzyć, ale Fairall upadł drugi raz niemal w tym samym miejscu. Po skoku rozjechały mu się narty i przy bardzo dużej prędkości mocno uderzył o zeskok. Jego ciało wygięło się w nienaturalnej pozycji. Trenerzy, widząc co działo się ze skoczkiem, ukryli twarze w dłoniach.

- W chwili zderzenia ze śniegiem poczułem intensywny ból, przechodzący przez moje plecy oraz nogi. Kiedy skulony leżałem na śniegu, otoczony przez ekipę medyczną, powiedziałem do jednego z ratowników najdziwniejszą rzecz, która przyszła mi do głowy w tamtym momencie: "Rozwiąż moje buty, moje stopy czują się niekomfortowo".

- Najpierw popatrzył na mnie, potem na moje stopy, po czym z zawahaniem stwierdził: "Twoje buty zostały już zdjęte". Moje serce wtedy zamarło - tak Nick Fairall wspominał pierwsze dramatyczne chwile po upadku w amerykańskim programie "Stories from the Stage".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polscy policjanci najlepsi na świecie! Tylko spójrz, jak pięknie grali

Diagnoza ze szpitala była fatalna - Fairall doznał poważnego urazu kręgosłupa. Nie mógł chodzić, wylądował na wózku inwalidzkim, a jego życie w jednej chwili zmieniło się o 180 stopni. Koszty leczenia, które wyniosły około 50 tys. dolarów, przerosły możliwości amerykańskiej federacji.

Skoczek nie został jednak sam, a pomocną dłoń wyciągnął do niego między innymi Wojciech Fortuna. Poruszony dramatem młodego amerykańskiego skoczka mistrz olimpijski wystawił na licytację swój złoty medal z Sapporo. Ten, za 50 tys. dolarów, wylicytowała polska firma odzieżowa 4F. Fortuna, po połowie, przekazał tą kwotę na leczenie Fairalla i rehabilitację polskiej łyżwiarki Natalii Czerwonki.

Z wypadkiem Amerykanina nie mógł pogodzić się jego trener. Bine Norcić długo przeżywał to, co stało się w Bischofshofen. W pierwszych latach po wypadku ciężko było mu skupić się ponownie na pracy. Wracał myślami przede wszystkim do momentów, jakie wydarzyły się między pierwszym a drugim wypadkiem Fairalla.

- Wciąż mam wrażenie, że on czuł ból po pierwszym upadku, ale nie chciał mi o niczym powiedzieć. Był przekonany, że może mieć świetny wynik i... to znów się stało, upadł tak samo. To był drugi najtrudniejszy moment w moim życiu, po śmierci mojego taty - powiedział Norcić dla sport.pl.

Sam skoczek nie załamał się po wypadku. Zaakceptował życie na wózku i dalej pozostał przy sporcie. Szybko rozpoczął treningi narciarstwa wodnego dla osób niepełnosprawnych. Świetnie odnajdywał się w nowej dyscyplinie i w 2018 roku wystartował na mistrzostwach świata.

Dziewięć lat później po dramatycznych wydarzeniach w Bischofshofen skoczkowie ponownie będą rywalizować na miejscowej skoczni. Kwalifikacje do finałowego konkursu 72. Turnieju Czterech Skoczni zaplanowano na 16:30. Dzień później, o tej samej porze, rozpocznie się pierwsza seria.

Czytaj także: Jury popełniło błąd przy skoku Żyły? Wojciech Fortuna nie ma wątpliwości

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×