Wzloty i upadki Eddie'ego Edwardsa
Eddie "The Eagle" Edwards całym swoim życiem ucieleśnia ideę olimpijską, według której ważniejszy jest udział i walka niż triumf. W ostatnim czasie o Brytyjczyku, który w swoim życiu przeżył wzloty i sporo bolesnych upadków, znów zrobiło się głośno.
Po raz pierwszy narty założył w wieku 13 lat w czasie wycieczki szkolnej do Włoch. Najpierw próbował swoich sił w narciarstwie alpejskim, był nawet bliski wywalczenia kwalifikacji na igrzyska w Sarajewie w 1984 roku. Latem 1986 roku, kilkanaście miesięcy przed igrzyskami w Calgary, podjął decyzję, która odmieniła jego życie. Postanowił spróbować sił w sporcie praktycznie nieznanym na Wyspach - skokach narciarskich. 22-latek chciał zmierzyć się w rywalizacji z najlepszymi skoczkami na świecie.
Nie miał zbyt dużo pieniędzy, nie miał trenera, sprzętu, ani nawet zespołu - Anglia nigdy nie startowała w tego typu zawodach. Napędzała go determinacja, nie zamierzał się poddawać. Pierwsze treningi odbył na skoczniach w Lake Placid. W jedno popołudnie oddał skoki na obiektach K-10, K-15 i K-40, podczas gdy przeciętni adepci skoków poświęcali na dotarcie do tego etapu trzy lata. Edwards był zawzięty. Nie złamało go nawet to, że po jednym z nieudanych lądowań złamał szczękę i poważnie poobijał głowę.
Nie mógł liczyć na pomoc brytyjskiej federacji narciarskiej. W czasie obozu w Szwajcarii nocował w oborze, a o swojej kwalifikacji na igrzyska dowiedział się, gdy przebywał w Finlandii w... szpitalu psychiatrycznym pod Kuopio. Brytyjczyk cztery tygodnie trenował z fińską kadrą. Jeden z trenerów dorabiał do pensji przy malowaniu ścian w szpitalu psychiatrycznym i dzięki temu mógł zapewnić biednemu chłopakowi z Cheltenham tani nocleg.
Pod koniec grudnia 1986 roku zadebiutował w zawodach Pucharu Świata w Oberstdorfie. Zajął ostatnie, 110 miejsce. Kilka miesięcy później zajął ostatnie miejsce w mistrzostwach świata, do przedostatniego Hiszpana Soli stracił ponad 60 punktów. Do czasu igrzysk wystartował jeszcze w kilku konkursach. Największy sukces zanotował w czasie zawodów w Meldal, gdzie udało mu się wyprzedzić trzech zawodników.
- Swój kask przywiązywałem kawałkiem sznurka. W czasie jednych zawodów sznurek pękł, a kask wylądował dalej niż ja. Być może byłem pierwszym skoczkiem w historii, który został pokonany nawet przez własny sprzęt - wspomina z humorem po latach.
Edwards nie miał wielkiego talentu do skoków. Miał za to niezgrabną sylwetkę i okulary z grubymi szkłami, z którymi nie rozstawał się w czasie zawodów. "Orzeł wylądował" - mówiono, gdy udało mu się zakończyć skok i przy okazji nie zrobić sobie krzywdy. Stąd wziął się jego pseudonim "Orzeł" (ang. "The Eagle"), zresztą ksywek miał wiele. Eddie'ego nazywano różnie: "Szybki Eddie", "Wolny Eddie", "Szalony Eddie", "Latający Tynkarz", "Inspektor Clouseau na nartach", "Mistrz Najsłabszych", "Kochany Przegrany". Niektórzy mówili, że "wybijał się jak orzeł, spadał jak martwa papuga".