Kamil Stoch: To nigdy nie powinno mieć miejsca

Kamil Stoch nie ukrywa, że sytuacja w polskich skokach wiele go kosztuje. - Jej wynik i zakończenie będzie miało wpływ na to, jak dalej potoczą się moje losy - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty.

Dawid Góra
Dawid Góra
Kamil Stoch East News / ANTTI YRJONEN/AFP / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Dawid Góra, WP SportoweFakty: Jeśli chodzi o aferę w polskiej kadrze...

Kamil Stoch: Zaczekaj. Umawialiśmy się na rozmowę posezonową. Nie chcę rozmawiać o tym, co się działo w Planicy. Sytuacja zmusiła nas do takich słów. Nie było innego wyjścia. Ale teraz już nie ma co w tym grzebać i rozdrapywać całej sprawy. Nie chcę rzucać mięsem na wszystkie strony. Teraz potrzebujemy usiąść na spokojnie do rozmów i odbyć je za zamkniętymi drzwiami. Wtedy będziemy mogli wyjaśnić zaistniałą sytuację. Zaszło zbyt wiele nieporozumień, które przyniosły opłakany skutek. Trzeba to wyjaśnić i poukładać.

Teraz myślisz o wszystkim inaczej niż w sobotę? Już w niedzielę stwierdziłeś, że czujesz kaca moralnego.

Oczywiście, że myślę inaczej, choć wiem że słowa, które padły w sobotę były potrzebne. Dalej nie mam zamiaru rozmawiać o tym za pośrednictwem mediów, bo taka rozmowa jest bezcelowa. O kacu moralnym mówiłem, bo czuję się źle z całą sprawą. Ona nigdy nie powinna mieć miejsca. Takie nieporozumienia powinno się załatwiać delikatnie w sposób mądry i racjonalny. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i przy odrobinie chęci i czasu można porozmawiać z każdym.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kowalczyk zaskoczyła fanów. Zdobyła szczyt w krótkich spodenkach
Czy nieporozumienia w kadrze wpłynęły na twoje wyniki?

Jeśli chodzi o cały sezon, mogę tylko na gorąco mówić, co czuję. Na dogłębne analizy przyjdzie czas po kilku dniach albo tygodniach. Wtedy będę mieć szerszy obraz całego roku, będę po rozmowach z trenerami, którzy dokonują podsumowania.

Na pewno nie mogę tego sezonu uznać za dobry. Ale też nie był kompletną klapą. Wszystkie rzeczy, które się obok nas działy, jak choćby zmiany regulaminowe ws. sprzętu, były kompletnym absurdem. Do tego przydarzyły się kontuzje, które kosztowały mnie mnóstwo czasu i energii psychofizycznej. Wciąż musiałem za czymś gonić, skupiać się na pracy, która miała wyprowadzić mnie z problematycznej sytuacji.

Koniec końców uważam, że udało mi się wyjść z tego sezonu z twarzą. Szczególnie ostatni weekend w Planicy sprawił mi mnóstwo frajdy. Skakałem na luzie, bez żadnej presji. To był jeden z najlepszych weekendów w całej mojej karierze, mimo że nie udało mi się uplasować w dziesiątce.

Mówisz, że "udało ci się" wyjść z sezonu z twarzą. Przecież ty już dawno nie musisz walczyć o zachowanie twarzy. Osiągnąłeś tyle, że równie dobrze mógłbyś już nic nie robić i odcinać kupony.

Dziękuję, że tak mówisz. To bardzo miłe. I chyba nie wymaga komentarza. Ale pomimo tego podkreślam, że ja wciąż mogę się rozwijać, osiągnąć jeszcze więcej, choćby dlatego, że bardzo mi się chce. Chcę skakać, chcę być coraz lepszy.

Teraz, po sezonie, jesteś w stanie stwierdzić, co powinieneś poprawić, aby osiągać lepsze wyniki?

Tak. W wielu przypadkach znaczenie miały losowe sytuacje, niezależne ode mnie. Ja nie miałem wpływu na nie, ale one miały duży wpływ na mnie. Uważam jednak, że w przyszłości będę w stanie zaradzić podobnym kłopotom. Nie da się ich uniknąć, ale mogę być do nich lepiej przygotowany. A ponadto zminimalizować ryzyko ich wystąpienia.

To oddziaływało na to, jak myślałem i podchodziłem do skoków w danym momencie. Teraz w przyszłości będzie mi łatwiej reagować. Zawsze staramy się choćby minimalizować ryzyko kontuzji, ale nie da się ich wykluczyć. Teraz sobie myślę, że po kontuzji w Zakopanem, być może zamiast jechać do Willingen, powinienem zaczekać jeszcze kilka dni, popracować na spokojnie. Ale uważam też, że obecnie mógłbym podjąć taką samą decyzję, bo chęć skakania jest tak wielka, że mam ochotę brać udział w zawodach jak najwcześniej.

Sytuacja za naszą wschodnią granicą też na ciebie wpłynęła?

Oczywiście, że tak. To zdarzenie niezależne ode mnie, ale jeśli masz w sobie empatię i głębsze uczucia, trudno przejść obok niego obojętnie. Wydawało mi się, że już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Powoli odzyskałem rytm, układałem swoje skoki, budowałem pewność siebie i wtedy wybuchła wojna. Choć - wiadomo - ona wpłynęła nie tylko na mnie, ale też na jakieś 90 procent polskiego społeczeństwa.
Antti Yrj / East News Antti Yrj / East News
Dziwiłem się, że federacja nie potrafiła odnieść się do inwazji na Ukrainę. Szczególnie, kiedy jeden z rosyjskich zawodników manifestował swoje racje [chodzi o Jewgienija Klimowa - przyp. red.]. Nikt nie reagował. Dlatego zdecydowałem, że pokażę swoje wsparcie dla Ukrainy. Staram się widzieć w ludziach dobro i zależy mi na tym, aby to dobro wygrywało. Wielokrotnie pytałem Sandro Pertile, dyrektora Pucharu Świata o tę sytuację. Kiedy wysłałem na jego adres mailowy mocniejsze pytania dotyczące reakcji na wojnę, nie dostałem żadnej odpowiedzi. Bodaj pierwszy raz w historii naszych relacji.

Chyba nie powinienem przesadnie dużo mówić o tym, jak zareagowała federacja. Ale jestem pewny, że kiedy dzieje się coś złego, nie można tylko stać i się przyglądać. Albo co gorsza - odwracać plecami.

Nigdy nie lubiłeś pytań o możliwy koniec kariery. Ale w Planicy sam o tym wspomniałeś. Stwierdziłeś, że możesz ją skończyć w każdym momencie.

Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Zawsze powtarzałem, że uwielbiam skakać i w dalszym ciągu chciałbym to robić. Miniony sezon pokazał mi jednak dobitnie, że są sytuacje, które diametralnie mogą odwrócić postrzeganie świata. I zmienić priorytety. Teraz właśnie tak do tego podchodzę. Choćby jutro może wydarzyć się coś, co zmieni podjętą niedawno decyzję. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Takie jest życie. Nie zakładam nic z góry.

Nie ukrywam jednak, że sytuacja, jaka wytworzyła się w polskich skokach, wiele mnie kosztuje. Jej wynik i zakończenie będzie miało wpływ na to, jak dalej potoczą się moje losy. Nikogo nie szantażuję, to nie jest moim celem i byłoby głupie z mojej strony. Ale trzeba podejść do tej sprawy mądrze i z dystansem. Najważniejsze to załatwić ją tak, aby każdy czuł się dobrze. W gruncie rzeczy, chodzi nam wszystkim o przyszłość polskich skoków narciarskich.

Czyli jest ryzyko, że zakończysz karierę nawet po tym sezonie?

Pewnie, że jest. Nie mówię, że tak będzie, ale jest taka możliwość. Tak samo, jak była rok temu i dwa lata temu. Nawet w trakcie sezonu może wydarzyć się coś, że podejmę taką decyzję.

Szczególnie, że doskonale wiesz, co będzie robić w przyszłości. Chcesz się skupić na szkoleniu dzieci.

Tak, nasz klub jest moim oczkiem w głowie. Obecnie nie mogę poświęcać mu wiele czasu. Bywa, że pojawiam się na treningach lub jadę z dziećmi na obóz w Planicy. Ale to wciąż za mało. W przyszłości chcę się tym zająć na poważnie i temu poświęcić.

Znakomity Kamil Stoch. Wyprzedził legendę >>

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×