Sensacyjny początek China Open

Peter Ebdon z pewnością nie obroni tytułu, zdobytego przed rokiem w Pekinie. Doświadczony Anglik pożegnał się z turniejem już w pierwszej rundzie, przegrywając z Marcusem Campbellem 3:5.

Grzegorz Lemański
Grzegorz Lemański

Mistrz świata z 2002 roku najlepsze lata swojej kariery ma już ewidentnie za sobą. Słynącemu z powolnej i rozważnej gry snookerzyście czasami zdarzają się jednak przebłyski dobrej formy, czego dowód mieliśmy przed rokiem, gdy w świetnym stylu wygrał China Open. Dzięki tamtemu zwycięstwu Peter Ebdon mógł bez oglądania się na pozycję w rankingu przystąpić do tegorocznej edycji turnieju, w którym został rozstawiony z numerem 1. Dzięki wysokiej pozycji w turniejowej drabince doświadczony Anglik w pierwszej rundzie trafił na teoretycznie łatwiejszego przeciwnika - zajmującego 30. miejsce w rankingu Marcusa Campbella.

Początek spotkania nie zapowiadał końcowej niespodzianki. W mecz dużo lepiej wszedł były mistrz świata, który zdołał uzyskać kilkunastopunktową przewagę. Zimnej krwi i odrobiny szczęścia zabrakło mu jednak w najmniej odpowiednim momencie - przy bili na frejma. Błąd Anglika wykorzystał bez skrupułów wykorzystał Campbell, który sczyścił stół i jednym punktem wygrał partię.

Zacięta walka toczyła się również w kolejnych partiach. Do przerwy na telebimie widniał remis 2:2, a po powrocie do stołu zawodnicy dołożyli do swojego dorobku jeszcze po jednym wygranym frejmie. Wyrównany wynik nie był jednak efektem wysokiego poziomu meczu, co raczej ogromnej niedokładności obu snookerzystów, którzy przy stole zmieniali się nadzwyczaj często jak na tę rangę turnieju. Dość powiedzieć, że w ośmiu rozegranych frejmach tylko trzykrotnie oglądaliśmy brejki powyżej pięćdziesięciu punktów, a zaledwie jeden zakończył się zwycięstwem "do zera".

Z ogromnego zamieszania obronną ręką wyszedł Marcus Campbell, który w końcówce spotkania prezentował się dużo lepiej od swojego rywala, a przede wszystkim skorzystał z prezentów, jakie zrobił mu Peter Ebdon. Najpierw pewnie wygrał siódmą partię, pokonując doświadczonego Anglika 63 - 10, by po chwili zakończyć cały mecz, wygrywając ostatniego frejma 55 - 12.

Oprócz obrońcy tytułu z turniejem pożegnał się także czterokrotny mistrz świata - John Higgins. Typowany jako faworyt do końcowego zwycięstwa Szkot, który nie tak dawno walczył w półfinale rankingowego Welsh Open, tym razem nie poradził sobie z Robertem Milkinsem.

Początek spotkania zupełnie nie zapowiadał końcowej niespodzianki. W pierwszych frejmach sporą przewagę osiągnął Higgins, na przerwę schodząc przy stanie 3:1. Po powrocie do stołu oglądaliśmy już jednak zupełnie innego zawodnika. Z kolejnych pięciu partii doświadczony Szkot wygrał zaledwie jedną i ostatecznie przegrał 4:5. Na uwagę zasługuje jedynie okazały, 116 - punktowy brejk, którym Higgins popisał się w siódmym frejmie.

- Dopisało mi dzisiaj szczęście, bo John nie miał najlepszego dnia. Aczkolwiek uważam, że zagrał lepiej ode mnie i zasłużył na zwycięstwo. Nie byłem dzisiaj w optymalnej formie, a przy stole czułem się dobrze jedynie w ostatnim frejmie - powiedział po meczu Robert Milkins.

W pozostałych meczach w rundzie "dzikich kart" Zhao Xintong pokonał Jamie Cope'a 5:2, a Mark Joyce oddał walkowerem mecz z reprezentantem gospodarzy - Lu Haotianem.

Wyniki:
Peter Ebdon – Marcus Campbell 3:5
59-60, 91 (67)-25, 0-67 (53), 69 (53)-39, 15-49, 75-53, 10-63

John Higgins – Robert Milkins 4:5
70-20, 61 (60)-2, 45-65, 66 (64)-28, 58-67, 16-85, 116 (116)-5, 47-66, 4-68

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×