Reforma Hearna niszczy snookera

Brak zainteresowania ze strony mediów i kibiców, rozgrywanie absurdalnych pojedynków i blokowanie szans rozwoju słabszym zawodnikom - oto efekty reformy przeprowadzonej przez Barry’ego Hearna.

Grzegorz Lemański
Grzegorz Lemański

Na początku obecnego sezonu w turniejach organizowanych przez Światową Federację Snookera doszło do małej rewolucji. Zamiast dotychczasowej formuły, która premiowała zawodników z pierwszej szesnastki rankingu i pozwalała pozostałym na walkę w eliminacjach, zdecydowano się na rozgrywanie zawodów według tzw. płaskiej drabinki.

Zgodnie z nowymi zasadami wszyscy zawodnicy, bez względu na pozycję w rankingu, rozpoczynają rozgrywki od pierwszej rundy. W przypadku rozgrywanego obecnie UK Championship oznaczało to, że na starcie turnieju pojawiło się 128 zawodników, zarówno mistrz świata Ronnie O'Sullivan jak i... amator Dylan Mitchell, który w tym sezonie nie wygrał jeszcze nawet jednego meczu.

Subiektywna ocena przeprowadzonych zmian prowadzi do konkluzji, że Barry Hearn popełnił poważny błąd, który z czasem może skutkować mniejszym zainteresowaniem snookerem. Kibice nie są bowiem zainteresowani oglądaniem gry amatorów, którzy nie potrafią wbić kilku bil przy jednym podejściu, lecz emocjonującymi starciami najlepszych na świecie. Podczas pierwszych pojedynków UK Championship Barbican Centre świeciło pustkami, a przed telewizorami... nie zasiadła nawet jedna osoba, gdyż telewizja Eurosport zrezygnowała z transmisji pierwszej fazy turnieju.

Fani snookera na całym świecie nie mają jednak czego żałować. Pojedynki najlepszych na świecie z zawodnikami z dolnych rejonów rankingu nie przyniosły praktycznie żadnych emocji. Z czołowej szesnastki wpadkę zaliczył jedynie Marco Fu, który niespodziewanie przegrał 5:6 z amatorem – Mitchellem Trevisem. Pozostali pewnie znaleźli się w drugiej rundzie, a Stuart Bingham, Neil Robertson, Ricky Walden, Barry Hawkins i Ronnie O’Sullivan nie stracili nawet jednego frejma. Ten ostatni ustanowił również absolutny rekord, bowiem w całym meczu pozwolił rywalowi na zdobycie... 34 punktów.

Takie pojedynki z pewnością nie służą ani promocji snookera ani rozwojowi zawodników. Zamiast rywalizować z równymi sobie i próbować swoich szans w eliminacjach, snookerzyści z niższych miejsc grają z potentatami, którzy odsyłają ich do domu z płaczem. Dla rankingowej czołówki pojedynki z amatorami z pewnością również nie należą do przyjemności i z reguły są traktowane jako element treningu. W przeładowanym turniejami sezonie, który obecnie liczy 30 turniejów (dla porównania w sezonie 2003/04 było ich zaledwie 14) dokładanie kolejnych meczów mija się jednak z celem. Większość zawodników mówi o przemęczeniu, co skutkuje rezygnacją z udziału w części zawodów, jak to ma miejsce choćby w przypadku Ronnie’ego O’Sullivana.

Poprzedni system rozgrywek w moim odczuciu był idealny. 32 zawodników, szesnastu ze światowej czołówki i pozostali, którzy wywalczyli awans w eliminacjach. Nie było bezbarwnych spotkań, pojedynków Dawida z Goliatem i pustych trybun. Jak widać nie każda zmiana zawsze musi oznaczać zmianę na lepsze.

Czy podoba Ci się nowy system rozgrywania turniejów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×