Justyna Kowalczyk: Nie jestem nadczłowiekiem
Sylwia Jaśkowiec i Justyna Kowalczyk zajęły piąte miejsce w sztafecie sprinterskiej. Nasza najlepsza biegaczka po zawodach nie kryła w rozmowie z TVP, że bieg kosztował ją wiele sił.
W biegu finałowym Polki uzyskały czas o piętnaście sekund lepszy niż wcześniej w półfinale. Zdaniem Kowalczyk wpływ miały na to warunki. - Trasa była rozmokła, a rano była bardziej przymrożona. Warunki były inne, szybsze. Na pewno jednak to nie dało piętnastu sekund, tylko dziesięć, a pozostałe pięć to pewnie przyspieszenie w biegu. Był to bardzo ciężki bieg. Sylwia w finale biegła bardzo fajnie, rano w półfinale była skrępowana, traciła dużo więcej. Ten ranek dał mi popalić. Bieg ciężki bardzo, ale czasowo chyba wytrzymałam wszystkie starty na tym samym poziomie.
Środowy start był o tyle trudny dla Polki, że odczuwała ból - początkowo startowała bez znieczulenia. - Biegłam rano na żywca, bardzo bolało. Myślałam, że nie będę robić tej blokady, rano biegło się bardzo fajnie, uznałam, że nie ma co się skażać jeszcze bardziej chemią. Usiadłam na chwilę, wyjęłam nogę z butów, po czym okazało się, że stać już nie mogę. Zostałam szybko odwieziona do kliniki, dostałam zastrzyk.
Przed Polką jeszcze jeden start na igrzyskach w Soczi. Zdaniem Kowalczyk o medale na 30 kilometrów powalczy kilka zawodniczek. - Dyspozycji nie mogę ocenić po tym co robię na tych igrzyskach. Walki z bólem mam nadzieję nie będzie za dużej, bo będzie nóżka znieczulona. W mojej opinii są cztery pretendentki do trzech medali plus dwa czarne konie, czyli około sześciu-siedmiu zawodniczek. Zobaczymy jak to się skończy - powiedziała Justyna Kowalczyk.
Źródło: TVP
Jesteśmy na Facebooku, dołącz do nas.
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.