Makabryczna historia mistrza olimpijskiego. Zamordował go wpływowy bogacz

Do dzisiaj okoliczności zbrodni nie zostały wyjaśnione. I pewnie już nigdy nie dowiemy się, czemu zginął Dave Schultz. Jego morderca zmarł bowiem w więzieniu.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
AFP

Po latach Mark Schultz (na zdjęciu po prawej), brat zabitego Dave'a (po lewej), miał do siebie pretensje. Twierdził, że można było tej zbrodni uniknąć. Jej sprawca miał pieniądze i wpływy, był powszechnie szanowanym człowiekiem, jednak od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie.

Kto jednak mógł przypuszczać, że cała historia zakończy się zabójstwem?

Śmierć na oczach żony

John du Pont pochodził z bogatej i wpływowej rodziny, która od ponad 200 lat zajmuje się produkcją wyrobów chemicznych (majątek rodziny wyceniano w 2014 roku na ok. 15 mld dolarów). Był dobrze wykształcony, zjeździł kawał świata, nigdy nie liczył się z pieniędzmi. Miał niespełnione ambicje sportowe. Był m.in. zapalonym pływakiem i pięcioboistą, marzył o udziale w igrzyskach olimpijskich. Wydawało się, że spełni marzenie i w 1968 roku pojedzie do Meksyku z kadrą pięcioboistów, jednak ostatecznie nie znalazł się w reprezentacji.

Oprócz tego pisał książki przyrodnicze, założył muzeum przyrodnicze, ale jego oczkiem w głowie było wielkie centrum sportowe koło Filadelfii, gdzie mieli szkolić się zapaśnicy. Tam też, jako szkoleniowiec, pracował Dave Schultz, sześciokrotny mistrz świata i mistrz olimpijski z 1984 roku. To właśnie zapasy - swoją drużynę nazwał "Foxcatcher" - stały się wielką miłością du Ponta. A zarazem źródłem plotek - o tym, że wykorzystywał seksualnie młodych zawodników.

Żadna z afer nie ujrzała jednak światła dziennego. Ludzie zaczęli mówić o tym głośno dopiero po śmierci Dave'a Schultza. Wspominano m.in. o molestowaniu młodych zapaśników czy grożeniu jednemu z nich bronią. Nikt jednak oficjalnie nie wniósł oskarżenia.

Właśnie w tym ośrodku doszło do przestępstwa. 26 stycznia 1996 roku du Pont podjechał pod dom Schultza. Nie wysiadł z auta, które prowadził jego kierowca. Uchylił jedynie szybę i wystawił pistolet. Zapytał Schultza, czy ma z nim jakiś problem. Sportowiec montował radio w aucie. Kiedy zaskoczony spojrzał w kierunku du Ponta, ten oddał w kierunku zapaśnika trzy strzały. Trafił go w łokieć, klatkę piersiową i kark. Celował jeszcze w żonę ofiary, Nancy, ale nie nacisnął spustu. Za moment auto z przestępcą odjechało. 36-letni Schultz zmarł.

Makabryczny prezent

Zaraz po zabójstwie du Pont zabarykadował się w domu na terenie swojej wielkiej posiadłości. Miał ze sobą pełno amunicji. Próbował wmówić policjantom, że jest niepoczytalny. Siedział w domu przez dwa dni, wreszcie udało się go wywabić, bo wyłączono ogrzewanie. John twierdził, że czuł się raz Jezusem Chrystusem, a raz kosmitą. Sąd nie dał wiary jego opowieściom i skazał go na 30 lat. Du Pont umarł trzynaście lat później, w 2010 roku, w celi.

Michał Probierz: mój ojciec był wzorem walki o życie

Czy mistrzowie IO powinni dostawać dożywotnie emerytury?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×