Kiedyś najlepszy piłkarz świata, teraz polityk pełną gębą. Weah chce zostać prezydentem
Idol, który był sponsorem
By zrozumieć "transfer" Weaha na salony polityczne, warto przedstawić to, co działo się w latach wcześniejszych. Liberyjczyk miał status supergwiazdy, ale jego kraj był ogarnięty wojną domową (trwała od 1989 do 2003 r.). "Król George" nie bał się jednak do niego wracać, angażował się w pomoc rodakom, organizował pomoc finansową, akcje charytatywne. - Wszystko, co mam, zawdzięczam Liberyjczykom. Oddaję im teraz to, co mi dali - tłumaczył. Finansował także "Samotne Gwiazdy" (ang. Lone Stars), czyli reprezentację Liberii, która walczyła o awans do mistrzostw świata w 2002 roku (ostatecznie musiała uznać wyższość Nigerii). Z jednej strony w swoim kraju był idolem, z drugiej - sponsorem i filantropem. Współpracował także z UNICEF jako ambasador dobrej woli.
Ponoć przełomem w sposobie myślenia Weaha - który jako młody piłkarz nie stronił od rozrywkowego trybu życia - było spotkanie z Nelsonem Mandelą w 1996 r. Według "New York Times Magazine" przywódca z RPA nazwał sportowca "dumą Afryki". To wtedy Weah miał zmienić swoje podejście do życia i ludzi.
W 2003 r., gdy zakończył piłkarską karierę, zaangażował się na scenie politycznej. Reprezentował partię CDC - Kongres Na Rzecz Demokratycznej Zmiany. W 2005 r. wystartował w wyborach na prezydenta Liberii. Wydawało się, że ma spore szanse na wygraną. W pierwszej turze uzyskał najwięcej głosów, ale konieczna była druga tura, w której zmierzył się z Ellen Johnson Sirleaf.
Za Weahem przemawiała jego ogromna popularność, a także dobra opinia. Nie był uwikłany w szerzącą się w Liberii korupcję. Posiadał majątek, więc nie bawił się w politykę dla pieniędzy. Potrafił pięknie mówić. - Gdy patrzę w wasze twarze, widzę, że jestem waszą przyszłością, przeznaczeniem. Wasze marzenie będzie spełnione - mówił przed wyborami w 2005 r. Jego minusem był brak wykształcenia i doświadczenia. Stanowił przeciwieństwo Sirleaf - kobiety wyedukowanej, która skończyła m.in. Harvard i pracowała dla Banku Światowego.
W 2017 r. dopnie swego?
W drugiej turze wyborów Weah otrzymał 40,6% głosów, jego rywalka - 59,4%. Zamiast uznać porażkę i pogratulować nowej prezydent elekt, zaczął kwestionować reguły gry. Mimo że wyborom przypatrywała się spora rzesza obserwatorów z zagranicy, którzy nie dopatrzyli się żadnych nieprawidłowości, były gwiazdor futbolu zaczął publicznie mówić o oszustwie, tytułował się prezydentem. Jego zwolennicy starli się w Monrowii z policją. Te wydarzenia to rysa na budowanym przez lata wizerunku Weaha.Wybory odbędą się 10 października przyszłego roku. George Weah przystąpi do nich jako senator. Co ciekawe, w wyborach do tej izby pokonał syna prezydent Sirleaf. Zdecydowanie, choć frekwencja była na bardzo niskim poziomie. - Świat musi być świadomy tego, że jestem dobrą osobą. Zrobiłem tak wiele dla Afryki. Myślę, że w procesie zarządzania krajem mogę zrobić jeszcze więcej - reklamuje się Weah. Czy Liberyjczycy tym razem oddadzą stery w jego ręce?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz z dziurawymi rękami. Popełnił koszmarny błąd!