Kiedyś najlepszy piłkarz świata, teraz polityk pełną gębą. Weah chce zostać prezydentem

Michał Fabian
Michał Fabian
Po pobycie u Wengera w Monaco Weah trafił w 1992 r. do Paris Saint-Germain, z którego - w 1995 r. - kupił go AC Milan. "Król George" - tak nazywali go kibice (inne przydomki to "Big Papa" albo, we Włoszech, "Giorgione") - był wówczas u szczytu sławy. W Mediolanie nadal strzelał piękne gole, ale nie zawsze miał okazję do świętowania sukcesów. W 1996 r. zdobył z "Rossoneri" mistrzostwo, lecz w dwóch kolejnych sezonach drużyna zajmowała dalekie miejsca w lidze. W 1999 r. znów powróciła na szczyt, ale wówczas czas Weaha na San Siro powoli dobiegał końca.
We wrześniu 1995 r. Weah wystąpił w Polsce, gdy Milan mierzył się z Zagłębiem Lubin w Pucharze UEFA. Fot. PAP/Adam Hawałej We wrześniu 1995 r. Weah wystąpił w Polsce, gdy Milan mierzył się z Zagłębiem Lubin w Pucharze UEFA. Fot. PAP/Adam Hawałej
W styczniu 2000 r. przeniósł się na Wyspy Brytyjskie. Trafił do Chelsea Londyn, dla której strzelił jednak tylko trzy gole. Częściej niż na boisku przebywał na ławce rezerwowych. Z Londynu przeniósł się do Manchesteru City, tam jednak wiodło mu się równie kiepsko. Jeszcze zdążył posmakować gry w Olympique Marsylia, po czym - na koniec kariery - zapewnił sobie pokaźny czek w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Al Jazira był jego ostatnim przystankiem w karierze. W 2003 r. zawiesił buty na kołku i szybko odnalazł się w innej dziedzinie - w polityce.

Idol, który był sponsorem

By zrozumieć "transfer" Weaha na salony polityczne, warto przedstawić to, co działo się w latach wcześniejszych. Liberyjczyk miał status supergwiazdy, ale jego kraj był ogarnięty wojną domową (trwała od 1989 do 2003 r.). "Król George" nie bał się jednak do niego wracać, angażował się w pomoc rodakom, organizował pomoc finansową, akcje charytatywne. - Wszystko, co mam, zawdzięczam Liberyjczykom. Oddaję im teraz to, co mi dali - tłumaczył. Finansował także "Samotne Gwiazdy" (ang. Lone Stars), czyli reprezentację Liberii, która walczyła o awans do mistrzostw świata w 2002 roku (ostatecznie musiała uznać wyższość Nigerii). Z jednej strony w swoim kraju był idolem, z drugiej - sponsorem i filantropem. Współpracował także z UNICEF jako ambasador dobrej woli.

Ponoć przełomem w sposobie myślenia Weaha - który jako młody piłkarz nie stronił od rozrywkowego trybu życia - było spotkanie z Nelsonem Mandelą w 1996 r. Według "New York Times Magazine" przywódca z RPA nazwał sportowca "dumą Afryki". To wtedy Weah miał zmienić swoje podejście do życia i ludzi.

W 2003 r., gdy zakończył piłkarską karierę, zaangażował się na scenie politycznej. Reprezentował partię CDC - Kongres Na Rzecz Demokratycznej Zmiany. W 2005 r. wystartował w wyborach na prezydenta Liberii. Wydawało się, że ma spore szanse na wygraną. W pierwszej turze uzyskał najwięcej głosów, ale konieczna była druga tura, w której zmierzył się z Ellen Johnson Sirleaf.

Za Weahem przemawiała jego ogromna popularność, a także dobra opinia. Nie był uwikłany w szerzącą się w Liberii korupcję. Posiadał majątek, więc nie bawił się w politykę dla pieniędzy. Potrafił pięknie mówić. - Gdy patrzę w wasze twarze, widzę, że jestem waszą przyszłością, przeznaczeniem. Wasze marzenie będzie spełnione - mówił przed wyborami w 2005 r. Jego minusem był brak wykształcenia i doświadczenia. Stanowił przeciwieństwo Sirleaf - kobiety wyedukowanej, która skończyła m.in. Harvard i pracowała dla Banku Światowego.

W 2017 r. dopnie swego?

W drugiej turze wyborów Weah otrzymał 40,6% głosów, jego rywalka - 59,4%. Zamiast uznać porażkę i pogratulować nowej prezydent elekt, zaczął kwestionować reguły gry. Mimo że wyborom przypatrywała się spora rzesza obserwatorów z zagranicy, którzy nie dopatrzyli się żadnych nieprawidłowości, były gwiazdor futbolu zaczął publicznie mówić o oszustwie, tytułował się prezydentem. Jego zwolennicy starli się w Monrowii z policją. Te wydarzenia to rysa na budowanym przez lata wizerunku Weaha.
George Weah podczas kongresu swojej partii w kwietniu 2016 r. Fot. PAP/EPA/Ahmed Jallanzo George Weah podczas kongresu swojej partii w kwietniu 2016 r. Fot. PAP/EPA/Ahmed Jallanzo
W 2011 r. "Król George" ponownie był aktywny w kampanii prezydenckiej, tym razem jednak u boku Winstona Tubmana. W przypadku jego wygranej miał zostać wiceprezydentem. Znów jednak górą była Sirleaf - pierwsza kobieta-prezydent w Afryce. Kolejnego starcia nie będzie, bo 77-latka nie może ubiegać się o trzecią kadencję i zakończy sprawowanie władzy w 2017 r.

Wybory odbędą się 10 października przyszłego roku. George Weah przystąpi do nich jako senator. Co ciekawe, w wyborach do tej izby pokonał syna prezydent Sirleaf. Zdecydowanie, choć frekwencja była na bardzo niskim poziomie. - Świat musi być świadomy tego, że jestem dobrą osobą. Zrobiłem tak wiele dla Afryki. Myślę, że w procesie zarządzania krajem mogę zrobić jeszcze więcej - reklamuje się Weah. Czy Liberyjczycy tym razem oddadzą stery w jego ręce?

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz z dziurawymi rękami. Popełnił koszmarny błąd!
Czy George Weah to najwybitniejszy afrykański piłkarz w historii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×