Schudł prawie 16 kg, wymiotował krwią w szatni. Tragiczna historia legendy NHL
91 lat temu kibice zgromadzeni w hali w Montrealu byli świadkami dramatu. Ich idol, człowiek, który od kilkunastu lat nie opuścił żadnego spotkania, zasłabł na lodzie. To był ostatni mecz Georgesa Veziny.
28 listopada 1925 r. odbyła się inauguracja sezonu ligi NHL. Montreal Canadiens - wówczas dwukrotni zdobywcy Pucharu Stanleya podejmowali Pittsburgh Pirates. W bramce "Habs" stanął - któż by inny - Georges Vezina. Kanadyjczyk francuskiego pochodzenia notował imponującą serię - to był jego 328. mecz z rzędu w sezonie zasadniczym (w tamtym okresie zespoły rozgrywały ok. 20-24 meczów w sezonie). Odkąd 31 grudnia 1910 r. zadebiutował w barwach Canadiens, nikt nie wygrał z nim rywalizacji w drużynie.
Wysoka gorączka, opuchnięte kciuki
Ten wieczór różnił się jednak od wielu poprzednich. Koledzy z drużyny już podczas okresu przygotowawczego przeczuwali, że z ich bramkarzem dzieje się coś złego. Vezina - zwykle ważył ok. 84 kg - na zgrupowaniu Canadiens był poważnie chory (nie wiedział jednak, co mu dolega, więc nie mówił o niczym kolegom). W ciągu sześciu tygodni stracił 35 funtów, czyli ok. 16 kilogramów. Mimo to zdecydował się wyjechać na lód.
Dzień po dramacie Vezina usłyszał diagnozę - cierpiał na zaawansowaną gruźlicę. Wprawdzie w 1921 r. po raz pierwszy użyto u ludzi szczepionki przeciw tej chorobie, ale wciąż stanowiła ona poważne zagrożenie dla życia człowieka.
Łzy ciekły mu po policzkach
3 grudnia legendarny bramkarz odwiedził kolegów z drużyny. Jak się później okazało, było to jego pożegnanie z Montreal Canadiens. Leo Dandurand - menedżer drużyny - tak opisywał ten moment. - Siedział w rogu szatni, a łzy spływały mu po policzkach. Patrzył na swoje ochraniacze i łyżwy, które Eddie Dufour, trener Canadiens, zawsze przygotowywał w rogu, który Georges zajmował. Poprosił o małą przysługę - bluzę, którą zakładał w ostatnich finałach - wspominał menedżer.
Lekarze polecili Vezinie wrócić do domu rodzinnego - znajdującego się w oddalonej o ok. 450 km od Montrealu miejscowości Chicoutimi - i tam podjąć leczenie. Zdaniem historyków zajmujących się NHL, sportowiec nie mógł się odnaleźć bez hokeja, popadł w depresję. Gruźlicy nie zdołał zwalczyć. Zmarł 27 marca 1926 roku. Miał 39 lat.800 dolarów za sezon
18-latek wpadł wówczas w oko Josephowi Cattarinichowi, bramkarzowi z Montrealu. Gdy ten pięć lat później wybierał się na sportową emeryturę, polecił działaczom Montreal Canadiens Vezinę. Na początku 1910 r. golkiper odrzucił pierwszą ofertę. Później jednak zmienił zdanie. W grudniu 1910 r. Georges Vezina wyjechał do Montrealu. By było mu raźniej, Canadiens zaprosili także jego brata Pierre'a, który grał w ataku.
Pierre Vezina do drużyny "Habs" ostatecznie się nie załapał. Georges podpisał kontrakt (choć zdaniem niektórych nie było żadnego spisanego porozumienia, a jedynie dżentelmeńska umowa, której obie strony przestrzegały) opiewający na 800 dolarów za sezon. Była to wówczas niezła pensja, w hokeju obowiązywały zarobki poniżej 1000 dolarów rocznie.
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., JAK VEZINA DAŁ NA IMIĘ SYNOWI, ILE MIAŁ DZIECI I JAK LEGENDARNEGO BRAMKARZA UHONOROWANO PO ŚMIERCI.