Fertikowski marzy o igrzyskach paraolimpijskich

Po licznych operacjach bioder Paweł Fertikowski skończył profesjonalną karierę, ale celem pozostał start w igrzyskach, tyle że paraolimpijskich.

JF
Na zdjęciu od lewej: Paweł Fertikowski i Henryk Rogala Materiały prasowe / PZTS / Na zdjęciu od lewej: Paweł Fertikowski i Henryk Rogala
Redakcja PZTS: W 2020 roku przedwcześnie, bowiem w wieku 30 lat, rozstał się pan z profesjonalnym graniem. Dziś ze zdrowiem lepiej?

Paweł Fertikowski: Kilka miesięcy temu poddałem się piątej operacji, tym razem chodziło o endoprotezę prawego stawu biodrowego. Ból i dyskomfort na tyle doskwierały mi w codziennym życiu, iż nie było wyjścia. Ciągle pracuję nad swoim ciałem, mam kontakt z fizjoterapeutami i lekarzami. To taka ciągła walka, starania o normalne funkcjonowanie.

Powrót do stołu w roli zawodnika jest w ogóle możliwy, choćby w niższych ligach?

Tęsknię za meczami superligi i jeśli miałbym rozważać ponowne występy, to tylko w najwyższej lidze. Niestety, mam wrażenie, że wspomniane moje ciało nie dałoby już rady poddać się takiemu reżimowi treningowemu. Zresztą sam jestem trenerem, pracuję w klubie Bogoria Grodzisk Mazowiecki, a to niesamowicie pochłaniające zajęcia. Jeśli chce się coś dobrze robić, trzeba się maksymalnie zaangażować. Nigdy nie byłem zwolennikiem rozdrabniania się, dlatego w tym momencie odpowiem, że rywalizacja w niższych ligach mnie nie interesuje. Za kilka lat może zmienię zdanie. Ale jeszcze coś innego chodzi mi po głowie...

Co pan ma na myśli?

Chodzi o uzyskanie klasy niepełnosprawności. Wtedy mógłbym spełnić marzenie o starcie w igrzyskach. Chciałbym stanąć na podium w paraolimpiadzie. Poczyniłem jakieś kroki, za mną pierwsze rozmowy, ale usłyszałem, że endoproteza nie kwalifikuje się do starania o niepełnosprawność w tenisie stołowym. Zobaczymy, co się później wydarzy, czy będą jakieś szanse. Ale z drugiej strony może tak ma być. Poświęciłem teraz cała swoją uwagę i pasję, aby zostać jak najlepszym trenerem. Chciałbym bardzo jak najlepiej odnaleźć się w nowej roli.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co oni wymyślili?! Zobacz, co robią ci koszykarze

W ostatnich latach w kadrze narodowej pełnosprawnych niewielu było leworęcznych. Pańską dominującą ręką jest lewa? Pytam, bo legendarny Andrzej Grubba był leworęczny, a doskonale grał prawą dłonią.

Nie, nie, ja jestem tzw. mańkutem i w życiu prywatnym, i sporcie. W ping-pongu leworęcznych jest mniej, a wyróżnia nas - mówiąc na własnym przykładzie - trudny do odbioru serwis, poza tym bardzo dobrze blokowałem bekhendem. W młodszych latach mocno bazowałem na pracy nóg i forhendzie, lecz to się zmieniło po operacjach bioder. Już nie byłem tam szybki, zwinny i mobilny. Jeśli chodzi o moich leworęcznych idoli, było ich wielu, że wspomnę Francuza Gatiena, Niemca Bolla, Chińczyków Xu Xina, Hao Shuaia itd. Podpatrywałem i próbowałem ich naśladować. Spoglądam też na młodszą generację chińskich graczy, np. Wang Chuqina i Lin Gaoyuana.

W pańskim domu tenis stołowy był sportem numer jeden?

Tata Jacek grał na poziomie 2-ligowym w Gorzowie Wielkopolskim, zaś starsza o 2 lata ode mnie siostra Dominika występowała w 1 lidze. Pamiętam występy ojca w Sparcie z rodzinnej, wielkopolskiej miejscowości Złotów. Słynął z serwisu nazywanego "siekierką". Taki można zaobserwować u Niemca Ovtcharova.

W tenisa stołowego profesjonalnie gra partner Dominiki, Jakub Perek, co ciekawe też leworęczny. Kilka lat temu spotkaliśmy się na zapleczu superligi i wygrałem 3:2, mimo że wcześniej to Kuba miał piłki meczowe. Generalnie z nim nie lubiłem rywalizować i częściej przegrywałem.

Wiele razy krzyżowały się pana drogi z Tomaszem Redzimskim. Był pana trenerem w ośrodku w Drzonkowie, później w klubie Dartom Bogoria, a dziś razem pracujecie w sztabie klubu z Grodziska Mazowieckiego.

Bardzo trudną decyzją było opuszczenie domu w wieku 13 lat i przeniesienie się do ośrodka w Drzonkowie, chociaż miałem do wyboru jeszcze Gdańsk. W Sparcie spotkałem wspaniałego trenera Henryka Rogalę, grupę przyjaciół, ale myśląc o profesjonalnej karierze musiałem wyjechać. Zielonogórski ośrodek okazał się strzałem w dziesiątkę, bardzo pomogli mi Tomasz Redzimski, Józef Jagiełowicz, Robert Jagiełowicz i inni.

Sportowym przełomem były mistrzostwa kraju juniorów w 2008 roku i 4 medale, w tym 3 złote?

Jedyną porażkę poniosłem w finale singla z Mateuszem Gołębiowskim, innym zawodnikiem z rocznika 1990. We wcześniejszych latach zdobywałem medale w kadetach i juniorach, ale faktycznie te zawody były jakościowym skokiem w moim wykonaniu. Mogłem wyznaczać kolejne ambitne cele. Poza tym z powodzeniem graliśmy w 1 lidze.

W Drzonkowie spędził pan niemal dekadę.

Niezapomniany czas, a to dzięki wspaniałym ludziom. Osobiście byłem grzecznym chłopakiem, który starał się nie sprawiać problemów wychowawczych, a którego celem było podnoszenie poziomu. Wiedziałem, po co tam jestem i nie mogłem zmarnować szansy.

Kończąc etap juniorski, osiągnął pan ćwierćfinał MŚ w deblu z Patrykiem Chojnowskim i ME w singlu.

Bliżej medalu byliśmy w grze podwójnej. Prowadziliśmy z Koreańczykami 3:0, by przegrać 3:4. Złość była ogromna, a po dotarciu do hotelowego pokoju Patryk rozerwał koszulkę. W singlu w kontynentalnym turnieju ograłem dziś topowych zawodników, jak Niemiec Franziska i Szwed Karlsson. W 1/4 finału zaś nie miałem szans z Anglikiem Drinkhallem. Drużynowo sięgnęliśmy po brąz, w składzie: Gołębiowski, Chojnowski, Jendrzejewski, Chodorski i ja.

W seniorach otarł się pan o podium w MŚ w 2015 roku w chińskim Suzhou, gdzie z Katarzyną Grzybowską-Franz też osiągnęliście ósemkę.

Dwa lata wcześniej dotarliśmy do 1/8 finału. Natomiast w Suzhou mieliśmy lepsze losowanie, bez Chińczyków, dobrze graliśmy, niestety o medal ulegliśmy parze z Hongkongu. Temu spotkaniu towarzyszył stres, przede wszystkim stawka gry, do tego kort centralny, telewizja, komplet publiczności. Zdawałem sobie sprawę, że taka okazja już się może nie powtórzyć, gdyż już miałem kłopoty zdrowotne. Pierwsze dwa sety wyglądały nieźle, potem było gorzej.

Z kim pan wygrywał w singlu w międzynarodowych arenach?

Poza wspomnianymi Franziską i Karlssonem, także z Niemcami Suessem i Filusem, Francuzami Gauzy i Legout, Chorwatem Tanem Ruiwu. Cieszę się z tych zwycięstw, gdyż wiem, ile mnie kosztowały.

W Polsce występował pan jako jedyny w dwóch topowych klubach, Dartomie Bogorii i Dekorglassie Działdowo.

To bardzo dobrze zorganizowane i o wysokich aspiracjach drużyny. Walczyłem w finałach Lotto Superligi oraz Pucharu Europy, zdobywając trofeum z Dekorglassem i srebro z Dartomem Bogorią. W obydwu zespołach spotkałem świetnych zawodników, zarówno rodaków, jak i obcokrajowców.
Na zdjęciu: Dartom Bogoria Grodzisk Mazowiecki Na zdjęciu: Dartom Bogoria Grodzisk Mazowiecki

W podwarszawskim Grodzisku znów pan spotkał Redzimskiego.

Bardzo mi pomógł w osobistym rozwoju w Drzonkowie. Był wiodącą osobą w tamtym ośrodku. Kiedy dostałem propozycję z Bogorii, długo nie musiałem się zastanawiać. To był kolejny krok w walce o marzenia. Miałem szczęście do ludzi w Grodzisku, całego środowiska, które pomogło mi w zrobieniu dużego postępu i osiągnięciu wielu sukcesów. To także tutaj, dzięki bliskiemu koledze Robertowi Florasowi, poznałem wspaniałą kobietę, z którą tworzymy świetną rodzinę.
Co do trenera Tomka Redzimskiego, dobrze mi się współpracowało na linii zawodnik - szkoleniowiec. Teraz jesteśmy w tym samym sztabie trenerskim, wspólnie działamy na rzecz klubu, aby jak najlepiej wyszkolić zawodników i żeby byli wartościowymi ludźmi.

Przeczytaj także:
W okularach po złote medale

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×