Debiut-marzenie w igrzyskach młodzieżowych

Rafał Zlezarczyk debiutował na arenie krajowej jako nastolatek w MP seniorów, a mając 20 lat pojechał do Chin sędziować młodzieżowe igrzyska. Już dwa razy prowadził finał MŚ w męskim singlu.

JF
Rafał Zlezarczyk Materiały prasowe / PZTS / Na zdjęciu: Rafał Zlezarczyk
Redakcja PZTS: Jak pokierować karierą, by międzynarodowy debiut przypadł na turniej olimpijski w igrzyskach młodzieżowych?

Rafał Zlezarczyk: Trudno byłoby mi nawet wymyślić coś lepszego. Będąc jeszcze sędzią szczebla centralnego w Polsce, zakwalifikowałem się do grona około 80 młodych sędziów z całego świata i mogłem wziąć udział w ITTF Young Umpires Project. Szkolenie trwało łącznie blisko rok, a dzięki niemu można było w całkiem młodym wieku uzyskać status sędziego międzynarodowego. Dwanaście osób z tej grupy - na podstawie działalności w projekcie i wyników egzaminu końcowego - zostało zakwalifikowanych do Młodzieżowych Igrzysk Olimpijskich w chińskim Nankinie. Byłem wśród tych szczęśliwców.

Minęła niemal dekada, ale pozostały wspomnienia.

Przeżycie niesamowite, cały klimat imprezy w charakterze igrzysk olimpijskich, świetna grupa młodych ludzi z całego świata. Turniej w Chinach, więc również najlepsza organizacja zawodów w tenisie stołowym, jaką sobie można wyobrazić. Ogólnie debiut wymarzony.
Sam udział w tym projekcie bardzo mi pomógł i sprawił, że mogłem wówczas znacznie przyśpieszyć swój sędziowski rozwój. Później trzeba było niestety wrócić do realiów i próbować nadal iść do przodu.

Pojedyncze młode osoby trafiają zazwyczaj na seniorskie turnieje pod "opiekę" bardziej doświadczonych sędziów?

Trend jest taki, aby oni właśnie jeździli na zawody młodzieżowe i "dorastali" wspólnie z zawodnikami. Natomiast zdarzają się też przypadki osób, wciąż młodych, lecz z całkiem sporym doświadczeniem w turniejach seniorskich. Dużym problemem teraz jest to, że obsady sędziowskie na najwyższej rangi zawody są bardzo okrojone liczebnie. Nawet sędziom z klasy Gold Badge trudno jest dostać się na turniej, na którym zapotrzebowanie na sędziów zagranicznych wynosi... cztery. W skrajnych przypadkach nawet dwóch. Wcześniej mówiliśmy o dziesiątkach sędziów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Tak spędzili miesiąc miodowy

Wiele meczów prowadzi jeden sędziów i wtedy łatwiej o jakąś pomyłkę. Dużo jest spornych sytuacji, dot. odbicia piłeczki o kant stołu, boczną powierzchnię, muśnięcie siateczki przy serwisie?

Zdecydowanie lepiej sędziuję się w parze, zwłaszcza na dużych, ważnych zawodach. Niestety, teraz bardzo często pracujemy pojedynczo. Największym problemem według mnie jest szybkość naszej dyscypliny. Trzeba podejmować mnóstwo decyzji w ekstremalnie krótkim czasie. Oprócz tego, co może się wydarzyć w trakcie wymiany, mamy do oceny również w ułamku sekundy poprawność podania w ponad 20 jego aspektach. Spornych sytuacji jest na pewno trochę, ale nie powiedziałbym, że jest to jakaś plaga. Na pewno są trudniejsze dyscypliny sportu do sędziowania. Istotne jest podejmowanie decyzji. Może się okazać, że nasza nie będzie właściwa, ale ważne aby ona była. Ewentualne zawahanie lub brak decyzji powoduje na ogół największe problemy i eskalację sytuacji. Kiedyś doradzono mi, że warto sobie dać dodatkowe dwie sekundy na ultra szybką analizę. Zawsze staram się stosować tę zasadę w momencie, kiedy nie mam 100-procentowej pewności co do rezultatu wymiany.

Najtrudniejszy moment podczas meczu w zagranicznych zawodach?

Przypominam sobie sytuację z majowych IMŚ w Durbanie. Mecz pomiędzy Nigeryjczykiem Quadrim Aruną a Rumunem Ovidiu Ionescu. Ostatnia, decydująca piłka o awansie do drugiej rundy. Wynik 10:9 dla Aruny. Po długiej wymianie Ionescu zagrał piłkę, która w mojej pierwszej ocenie nie dotknęła krawędzi stołu. Szybko podjąłem decyzję o przyznaniu 11 punktu i zakończeniu meczu. Zaczęła się mocna dyskusja, bo oczywiście przegrany próbował jeszcze coś "ugrać". Nagle na telebimie w hali realizator wyświetlił powtórkę w zwolnionym tempie, więc zawodnicy nadal dyskutujący w korcie oczywiście ją obejrzeli. Faktycznie piłka była autowa. Przegrany przeprosił, podaniem ręki pożegnał się z przeciwnikiem i ze mną. Jestem przekonany, że nie byłoby już tak kolorowo gdyby się okazało, że jednak moje pierwsze wrażenie było mylne. Oczywiście różnych kwestii spornych było dużo, ale na pewno czym więcej mamy doświadczenia jako sędziowie, tym łatwiej jest nam takie sytuacje rozwiązywać.

Co jeszcze zadziwiło pana podczas zawodów?

Zdarzają się też przeróżne dziwne sytuacje, które nie wynikają bezpośrednio z akcji na stole. Podczas MŚ seniorów w Durbanie nagle niczym domino, zawaliła się połowa tymczasowych konstrukcji tworzących ścianki w hali. W Tunezji na MŚ juniorów do hali wbiegły dzikie koty, a w Szwecji musieliśmy się ewakuować, bo włączył się alarm pożarowy.

Co pan sądzi na temat powtórek wideo, challenge'a, ogólnie możliwości zweryfikowania swojej decyzji?

Uważam, że to świetna sprawa. Mogłaby bardzo pomóc w jak najbardziej sprawiedliwych rozstrzygnięciach. Oficjalnie procedura jest już zatwierdzona w przepisach, ale niestety nie zanosi się aby szybko miała być powszechnie stosowana. Zapewne chodzi o koszty. Do tej pory raz na Pucharze Świata technologia była oficjalnie testowana. W przyszłym roku podobno również mają być jakieś dwa turnieje testowe. Byłoby dobrze - wzorem innych sportów - wdrożyć u nas tę pomocną technologię. Wówczas zawodnicy musieliby zdecydowanie bardziej przyłożyć się do poprawności swojego serwisu, ponieważ komputer w porównaniu do człowieka, będzie wszystko weryfikował zero-jedynkowo.

Jak sędziowie nazywają zawodników, którzy lubią "kombinować", tzn. przedłużają serwis albo odbiór, chodzą do ręcznika w nieregulaminowym momencie itp.?

Nie mamy konkretnego nazewnictwa, ale wiadomo, że nam w sędziowskim gronie, zdarza się trochę "pośmieszkować" z niektórych zachowań. Konkretnych nazwisk oczywiście nie wymienię, ale są zawodnicy trudni we współpracy. Na szczęście jest też bardzo duża grupa świetnych graczy, którzy do sportu podchodzą wysoce profesjonalnie i z którymi współpraca bazuje na wzajemnym szacunku i układa się świetnie. Jeśli chodzi o konkretne przykłady, był pingpongista z Rosji na szczeblu międzynarodowym, do którego niezwykle trudno było jakkolwiek dotrzeć. Nie sędziowałem mu choćby jednego meczu bez jakiegoś problem. Podobnie mieli inni koledzy sędziowie. Pewnego razu sędziowałem mu podczas kwalifikacji olimpijskich w Katarze i żółtą kartkę byłem zmuszony pokazać przy stanie... 0:0 w pierwszym secie...

Kto jest najlepszym tenisistą stołowym wśród polskich sędziów i w międzynarodowym gronie?

W krajowym środowisku pojawiali się na szczeblu centralnym sędziowie, którzy w przeszłości grali na poziomie chociażby 1 ligi. Często zdarza się zarówno na polskich, jak i międzynarodowych zawodach, że wspólnie po sędziowaniu trochę pogramy. Praktycznie regułą jest, zwłaszcza na szczeblu międzynarodowym, że każdy z nas miał jakąkolwiek styczność z grą w tenisa stołowego. Jedni na całkiem wysokim poziomie, inni w niższych ligach, kolejni zupełnie amatorsko. To bardzo pomaga w sędziowaniu.

Osobiście grę traktuję w pełni rekreacyjnie, nie startuję w żadnych zawodach, trochę niestety też brakuje mi czasu na treningi. Może w przyszłości uda mi się jeszcze pograć w jakichś rozgrywkach ligowych. Jeśli z kolei zorganizujemy jakieś zawody sędziów to też na pewno potrenuję i wystąpię. Grałem gładkimi okładzinami, ofensywnie, ale kilka lat temu pod wpływem chwilowej zajawki sprawiłem sobie rakietkę defensywną z długimi czopami na jednej stronie i tak zostało.

Przeczytaj także:
Złoto Redzimskiego prezentem urodzinowym

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×