Wimbledon: Roger Federer obronił trzy piłki meczowe! Marzenia o 18. tytule wielkoszlemowym wciąż żywe!

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Roger Federer pokonał Marina Cilicia w ćwierćfinale wielkoszlemowego Wimbledonu i to on zagra w piątek o swój 11. finał na kortach All England Clubu.

- Fajnie byłoby znów tutaj wygrać - powiedział po swoim zwycięstwie w IV rundzie Roger Federer. Dwa dni później wiadomo już, że marzenia Szwajcara o 18. tytule wielkoszlemowym wciąż są żywe, a Marinowi Ciliciowi nie udało się nawiązać do swojego wyczynu z US Open 2014, kiedy po raz pierwszy i jedyny wyeliminował Maestro z turnieju.

Przed meczem można było zauważyć jak bardzo skupiony na swoim celu jest Chorwat. Nic sobie nie robił z niższej pozycji rankingowej, niekorzystnego bilansu ze Szwajcarem, tak jak i z faktu gry z ulubieńcem brytyjskiej publiczności, wyraźnie wyczuwalnej przez na przestrzeni całego środowego spotkania. To wszystko przełożyło się na świetną dyspozycję serwisową Cilicia. Podobnie jak rywal z łatwością wygrywał gemy przy swoim podaniu, przezwyciężył nawet mały kryzys przy stanie 2:2, kiedy obronił dwa breakpointy.

Gorszy moment w poczynaniach Federera przytrafił mu się w najgorszym momencie. W tie-breaku, który był potrzebny do rozstrzygnięcia partii otwarcia. Przyparty do muru mocnymi returnami 27-latka z Medziugorie popełnił dwa błędy z forhendu, które zdecydowały o tym, że to Cilić wyszedł na prowadzenie, wygrywając rozgrywkę 7-3.

Szczęście pozostało po stronie Chorwata jeszcze na kilka gemów, umożliwiając mu po raz pierwszy uzyskanie przewagi w rubryce gemów, nie tylko pojedynczych punktów. Okazja od odrobienia strat przez Szwajcara pojawiła się chwilę później, jednak pomimo oddechu rywala na plecach Cilić zdołał dobrym serwisem wymusić błąd Maestro.

Niewykorzystana sytuacja ostatecznie zaważyła na całości II seta, bo do samego końca tej partii mistrz US Open 2014 przegrał tylko dwa punkty, w których to on wprowadzał piłkę do gry. Stabilizacja po obu stronach utrzymała się aż do siódmego gema III seta.

Wynik 0-40, który pojawił się wówczas na tablicy wyników po dwóch błędach Federera z forhendu i dość szczęśliwym uderzeniu Chorwata oznaczały trzy breakpointy na rzecz Cilicia, które śmiało można byłoby też nazwać małymi piłkami meczowymi. Tym razem 27-latka z Medziugorie zawiódł nie tylko jego bekhend, ale i głowa. Returny po nie tak szybkich podaniach rywala lądowały w siatce, a wyjście z takich opresji okazało się momentem zwrotnym dla Szwajcara.

Po krótkiej przerwie po raz pierwszy przełamał 13. rakietę świata, a po chwili przypieczętował swoje zwycięstwo w III secie, dodając do tego głośne "come on", które zagłuszyło nawet wiwatującą publiczność.

Równie schematycznie jak poprzednie dwie przebiegała odsłona numer cztery. Ponownie breakpointy pojawiły się w połowie seta, ale żadnemu z tenisistów nie udało się ich wykorzystać. Cały szyk przełamały dobre returny Cilicia przy jego prowadzeniu 5:4, które natychmiast przekształciły się w piłkę meczową, ale Szwajcar odkupił swoje winy trzema świetnymi serwisami z rzędu. Kiedy sytuacja powtórzyła się przy stanie 6:5, Federer wykorzystał jedną ze swoich największych broni - mocny serwis na forhend rywala. Zadziałało.

Tie-break był pokazem jak bardzo nerwowi są obydwaj tenisiści. Minibreak na samym początku rozgrywki okazał się nieistotny i to Szwajcar jako pierwszy mógł doprowadzić do piątej odsłony. Popełniał jednak proste błędy, po których podobnie jak większość widzów łapał się za głowę. To ponownie otworzyło drzwi do półfinału przed Ciliciem, ale natychmiast zamknął je przed nim Federer. Dopiero po drugiej zmianie stron bazylejczyk osiągnął przewagę minibreaka, a wpakowany w dolną część siatki forhend Chorwata dał mu wyczekiwany remis.

To jak bardzo Szwajcarowi zależy na zwycięstwie pokazała sytuacja z drugiego gema decydującego seta, kiedy to nie mógł przeboleć pomyłki sędziego liniowego, który niepotrzebnie wywołał aut. System challenge pokazał, że piłka jednak wylądowała w korcie, a punkt trzeba było powtórzyć, więc zamiast 15-30 dla Federera utrzymał się remis. Dodatkowo w kolejnym gemie, po tym jak liniowy nie popełnił już takiego błędu, Maestro krzyknął w jego kierunku "jawohl", co po niemiecku oznacza po prostu "zgadza się".

Z gema na gem Federer zdobywał coraz więcej miejsca przy podaniu Cilicia, które wyraźnie osłabło w porównaniu do pierwszych dwóch partii. Zamiast asów do środka kortu, piłki zaczęły mijać się z liniami kara serwisowego, a Szwajcar wywierał coraz większą presję przy drugich próbach swojego przeciwnika. Jedna z dwóch efektownych kontr zza linii końcowej wydawała się ostatecznym ciosem dla 27-latka z Medziugorie. Stracił podanie, a prowadzącemu 5:3 bazylejczykowi pozostało tylko dokończyć dzieła zniszczenia.

Po raz trzeci na kortach wimbledońskich Federerowi udało się sięgnąć po zwycięstwo, pomimo stanu 0-2 w setach. Poprzednio taka sztuka powiodła mu się w 2010 roku przeciwko Alejandro Falli oraz dwa lata później, kiedy tak trudne warunki postawił mu Julien Benneteau.

O awans do swojego 11. finału na kortach All England Clubu Federer zmierzy się z Milosem Raoniciem, który w równolegle rozgrywanym pojedynku pokonał Sama Querreya.

The Championships, Wimbledon (Wielka Brytania) Wielki Szlem, kort trawiasty, pula nagród w singlu mężczyzn 10,856 mln funtów środa, 6 lipca

ćwierćfinał gry pojedynczej:

Roger Federer (Szwajcaria, 3) - Marin Cilić (Chorwacja, 9) 6:7(3), 4:6, 6:3, 7:6(9), 6:3

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Jakub Rzeźniczak o słabej formie Legii Warszawa w sparingach. "Mamy swoje problemy"

Źródło artykułu:
Kto awansuje do finału Wimbledonu 2016?
Roger Federer
Milos Raonić
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (70)
avatar
panda25
6.07.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Jestem otumanionym fanem Federera i kibicuję mu w meczu z Kanadyjczykiem :-) W którego przypadku zastanawiam się, czy asy to nie jest wyłącznie siła fizyczna... Ok, trochę przekomarzam się, bo Czytaj całość
Pi-lotka
6.07.2016
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Tymczasem Tsonga jeszcze walczy.  
avatar
stanzuk
6.07.2016
Zgłoś do moderacji
1
6
Odpowiedz
Faktycznie Murray musi lubić Radwańską, bo nawet tak lobuje jak ona, prosto na smecze Tsongi.  
Pi-lotka
6.07.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Brawo Roger, meczu nie widziałam, ale z opisu i komentarzy wynika że widowisko było przednie. Przy okazji - na pohybel sklonowanym hejterom :D:D  
avatar
Marlowe
6.07.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Andy pawie w 4 setach 6 asów, a Federer w pięciu 27 asów i ma 35 lat.