Wimbledon: Murray zostaje sam na placu boju

Na każdym kroku przypomina się w Wielkiej Brytanii, że to już 73 lata, jak ostatni reprezentant Zjednoczonego Królestwa okazał się najlepszy w Wimbledonie. W naturalny sposób Andy Murray stał się przedmiotem rozważań prasy angielskiej po swoim zwycięstwie w pierwszej rundzie.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Brytyjczycy pokładają w 22-letnim tenisiście ze szkockiego Dunblane wielkie nadzieje. We wtorek stracił seta z Amerykaninem Robertem Kendrickiem i chociażby to stało się tematem dyskusji jego rodaków.

Środowa prasa bardzo dokładnie przygląda się pierwszemu występowi człowieka, która ma przywrócić na listę zwycięzców Wimbledonu brytyjskie nazwisko. "Kendrick zbyt wiele piłek kierował na początku na najlepszy backhand świata" - pisze The Independent.

Gazeta pisze, że "Murray był zmuszony do cięższej pracy, niż przypuszczał" i "Federer nie musi się jeszcze martwić". Z drugiej strony Szkot "był jedynym Brytyjczykiem, który tego dnia zaoferował domowym fanom coś ekscytującego".

Wtorek był dla Brytyjczyków "ponurym dniem". Awans do drugiej rundy wywalczyli w ogóle tylko Murray i Elena Baltacha, o której dzienniki nie wspominają, bo zamknęły swoje wydania jeszcze przed końcem jej niespodziewanie wygranego meczu z Ukrainką Alioną Bondarenko.

Guardian tytułuje sportową kolumnę: "Murray ze stylem i duchem serwuje ogłoszenie wierności". Numer jeden brytyjskiego tenisa miał złożyć przyrzeczenie, że popracuje nad odbiorem podania.

Murray wygrał w karierze dziewięć meczów w Wimbledonie, przegrywając trzy.W trzech ostatnich turniejach wielkoszlemowych za każdym razem dochodził co najmniej do ćwierćfinału. W najlepszej dziesiątce światowego rankingu pierwszy raz znalazł się 26 miesięcy temu.

"Murray wyszedł cało z trudnego testu" - to tytuł w The Times. Dziennik pisze osobno o odpowiedzialności Lawn Tennis Association (krajowa federacja) za pogrom jej zawodników.

Na łamach gazety tłumaczą się z porażek kolejni tenisiści, którzy zostali uhonorowani do głównej drabinki "dzikimi kartami", a najbardziej wymownie podsumowuje swoje plany Daniel Evans, który przegrał z Nikołajem Dawidienką. - W Tesco są oferty pracy - mówi, przyznając, że nie zamierza dalej posługiwać się specjalnymi przepustkami do wielkich turniejów.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×