Korzeniowski o tym, że igrzyska mogą przytłaczać. "Sam tak miałem"

Robert Korzeniowski, czterokrotny złoty medalista olimpijski, tłumaczy, co mogło wpłynąć na słabszą postawę naszych sportowców podczas igrzysk w Tokio. Były wybitny chodziarz przekonuje, że najlepsze przed nami.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Robert Korzeniowski WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Robert Korzeniowski
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jest pan niecierpliwy?

Robert Korzeniowski, czterokrotny mistrz olimpijski, były chodziarz: Trzymajmy się faktów. Jeżeli chodzi o oczekiwania medalowe, to na pewno były duże w przypadku szpadzistek. Liczyliśmy też na medal w tenisie, choć tu raczej była kwestia życzenia i budowania historii - ale mieliśmy podstawy mieć nadzieje na medal w tej dyscyplinie. Dochodzi do tego jeszcze koszykówka 3x3. Chłopcy zapowiadali walkę o złoto, ale prezentowali się nierówno, przegrali trochę z własnym rozchwianiem emocjonalnym. Mieli umiejętności, ale grali od ściany do ściany. Te trzy szanse nam na pewno umknęły. Ale są pozytywy.

Jakie?

W grze są siatkarze, a zwłaszcza halowi. Oni się dopiero rozkręcają. Przed nami jeszcze finałowy wyścig żeglarzy: Piotr Myszka ma za sobą znakomity wyścig. Dwie nasze dziewczyny mają przed sobą cztery wyścigi i duże szanse medalowe. Nie możemy być aż tak bardzo rozczarowani, choć oczywiście: chciałoby się, by igrzyska wyglądały nieco lepiej.

Pana zdaniem powinno to wyglądać lepiej?

Szkoda Piotrka Małachowskiego, naszego dyskobola, że nie dostał się do finału. Pamiętajmy jednak, że w jego przypadku dużych nadziei medalowych nie mieliśmy. Aleksandra Kowalczuk otarła się o brąz, z tym że jej wynik - czwarte miejsce - i tak był sporą niespodzianką. Dużo obiecuje sobie po kolejnych startach.

ZOBACZ WIDEO: Co dzieje się w łodzi podczas zawodów wioślarskich? "To muszą być krótkie hasła!"
Jakich na przykład?

Czekam na kwalifikacje młociarek i młociarzy. Asia Jóźwik wchodzi do biegu półfinałowego. Poczekajmy na naszych kajakarzy. Pamiętajmy też, że igrzyska to nie tylko medale.

Wspominał pan o zaprzepaszczonych szansach. Czym można wytłumaczyć niepowodzenia?

Jest wiele czynników. Główny to ranga imprezy. Nawet jeżeli wcześniej zawodnicy startowali w dużych turniejach, to igrzyska są dla wielu z nich największą imprezą w życiu. Gwarantuję, że występuje przytłoczenie: z powodu rozmiaru imprezy, oczekiwań. Z tym trzeba sobie umieć poradzić. Na sportowców na pewno niekorzystnie wpływa również trudny czas pandemii. Przygotowania i kwalifikacje nie były normalne. Wszyscy mieli zdecydowanie mniej możliwości przetarcia, sprawdzenia się w innych zawodach. Zresztą - proszę zauważyć, że nie tylko u nas są niespodzianki. Odpadł przecież chociażby Novak Djoković, wielki zawodnik. I cała Serbia płacze.

Mówi pan o przytłoczeniu. Jak pan radził sobie z presją podczas igrzysk?

Na swoich pierwszych igrzyskach byłem krok od zdobycia medalu i przekonałem się, czym one są. Ranga tej imprezy mnie przerastała. Później inaczej się do nich przygotowywałem. Za każdym razem prowadziłem szczegółowy rekonesans przedolimpijski. Jaki panuje klimat, jak wyglądają miejsca, w których będę startował. Zbierałem informacje, później wizualizowałem sobie trasę w głowie. Bardzo mi to pomagało, bo na każde kolejne igrzyska jechałem jak do siebie.

Teraz większość zawodników kompletnie nie wiedziała, czego się spodziewać. Wydaje się, że siatkarze grają na boisku o tych samych wymiarach i nie ma to znaczenia, czy odbijają piłkę w Tokio czy Warszawie. Za każdym razem są to inne sytuacje. Koszykarze grali pod gołym niebem i to bardzo dawało im się we znaki. Iga Świątek wygrała turniej wielkoszlemowy w warunkach przewidywalnych, natomiast w Tokio spotkała się z innym klimatem, kortem. Przecież w Japonii zastała jeden wielki piekarnik, a boisko, na którym przegrała singla, przypominało kort osiedlowy. Podobało mi się, że Iga nie narzekała na warunki. Dla niej to było coś nowego.

A krytyka, hejt może mieć wpływ na wyniki sportowców?

Jak najbardziej. Zawodnicy, którzy podejmą próbę odcięcia się od krytyki, będą o jedną długość do przodu. Umiejętność zbudowania własnego świata, nie uleganie emocjom zewnętrznym, to jest ogromna sztuka. Na tym polega również wejście w igrzyska. Trzeba pamiętać o kibicach, o odpowiedzialności, ale koniec końców jesteśmy sam na sam z rywalem i należy to perfekcyjnie rozegrać. Nie myśleć, co zostało napisane w internecie. Czas na otwarcie jest po zawodach, trzeba zostać w swojej małej kapsule.

Pojawiają się głosy, że "świat nam odjechał", bo do tej pory nasi sportowcy zdobyli tylko jeden medal.

Nie zgodzę się. Ciągle mamy szansę na zdobycie czterech medali w rzucie młotem. Tu na pewno będą jakieś sukcesy. Bardzo miłą niespodziankę sprawiłby nam Patryk Dobek, gdyby zdobył medal w biegu na 800 metrów. Będę mocno kibicował Marysi Andrejczyk w rzucie oszczepem. Dodatkowo po 25 latach, od czasów Mateusza Kusznierewicza, mamy realną szansę na złoty medal w żeglarstwie. Może jestem zachłanny z tym złotem, ale wierzę w ten sukces. To są nasze jasne, mocne punkty.

Czyli będzie tylko lepiej?

Trzeba być krytycznym, ale zachować w tym umiar. Mamy większą część igrzysk przed sobą i uwaga - znacznie lepszą. Kolejne medale niedługo się pojawią.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×