Kiedyś wakacyjny relaks, teraz poważne rozgrywki. Czas na sporty plażowe

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Słońce, piasek, gra dla zabawy i imprezy aż po świt? Kiedyś to się zdarzało. Obecnie siatkówka, futbol czy piłka ręczna na plaży to dyscypliny, które wymagają przygotowań, taktyki i środków.

Kawałek przestrzeni, piłka, do tego siatka albo bramka i kilku chętnych. Tyle potrzeba do zorganizowania meczu na plaży. Od dawien dawna była to rozrywka kojarzona głównie z wakacjami i turystami. Z czasem jednak zamieniła się w sport przez duże S.

Najpopularniejszą dyscypliną plażową, z najdłuższą historią, jest siatkówka plażowa. Na świecie rozgrywano turnieje od lat 70-tych ubiegłego wieku. W 1996 roku - w Atlancie - zadebiutowała na igrzyskach olimpijskich, jest w ich programie do dziś. W latach 90-tych beach volleyball zaczął zyskiwać popularność także w naszym kraju. Od 2004 roku w Starych Jabłonkach organizowane są prestiżowe zawody z cyklu World Tour (w tym roku zostaną przeniesione do Olsztyna). W 2013 r. w mazurskiej wsi odbyły się nawet mistrzostwa świata. [ad=rectangle] Przegrali z Polską, czyli... "krajem bez plaż"

Siatkówka plażowa stała się w pełni profesjonalną dyscypliną. Ten, kto utożsamia ją z podróżami po świecie, zwiedzaniem egzotycznych miejsc i nieustannymi imprezami na plaży, jest w błędzie. - Owszem, wyjazdów jest mnóstwo, ale to nie jest wyłącznie przyjemność. To nasza praca, więc jeżeli jedziemy na turniej, nie mamy czasu na zwiedzanie, leżenie na plaży, czy imprezy. Jeśli chce się coś osiągnąć, trzeba ciężko trenować, a nie się bawić - mówił w wywiadzie dla beachvolleyball.pl Mariusz Prudel, który wespół z Grzegorzem Fijałkiem tworzy najlepszy duet w kraju i jeden z najlepszych na świecie.

Przed tym sezonem zaliczyli kilka obozów przygotowawczych - byli w Austrii, Hiszpanii, a ostatnio w Kalifornii. Na amerykańskich plażach sparowali z najlepszymi miejscowymi zawodnikami. W Polsce byłoby to niemożliwe. - Nadal nie mamy hali z prawdziwego zdarzenia. Na szczęście w łódzkim SMS-ie powstaje już taki obiekt i szczerze mówiąc nie mogę się go już doczekać. Coraz bardziej męczące staje się bowiem kilkumiesięczne trenowanie za granicą każdego roku - przyznał Grzegorz Fijałek w niedawnej rozmowie ze SportoweFakty.pl.

Na ostatnich igrzyskach w Londynie Fijałek i Prudel - w rozgrywkach grupowych - pokonali m.in. faworyzowanych Amerykanów Jake'a Gibba i Seana Rosenthala. To po tym spotkaniu na Twitterze kibice z USA zamieszczali wpisy o treści: "Jak mogliśmy przegrać z Polską, która nie ma plaż?". Nasi fani mieli niezły ubaw, czytając przepełnione ignorancją komentarze Amerykanów. Niewiele brakowało, a Fijałek i Prudel znaleźliby się w strefie medalowej. W ćwierćfinale po dramatycznym boju musieli jednak uznać wyższość Alisona Ceruttiego i Emanuela Rego z Brazylii.

W 2016 roku w Rio de Janeiro nasi siatkarze będą jednymi z kandydatów do medalu. W ich dorobku jest zwycięstwo w zawodach cyklu World Tour - w lipcu 2014 r. w Hadze, kilkakrotnie zajmowali drugie i trzecie miejsce. Coraz lepiej spisują się inne polskie pary: Piotr Kantor - Bartosz Łosiak (3. miejsce w World Tour w Sao Paulo) czy Michał Kądzioła - Jakub Szałankiewicz.

Najlepsi siatkarze zarabiają na plaży całkiem niezłe pieniądze. Gdy FIVB organizowała na początku lat 90-tych cykl turniejów, pula nagród wynosiła 600 tys. dolarów. W tym roku na kilkunastu imprezach do zgarnięcia jest łącznie 9,2 mln "zielonych". Fijałek i Prudel narzekać nie mogą, w ubiegłym sezonie wzbogacili się o 240 tys. dolarów (ponad 800 tys. złotych).

Przedstawiciele innych dyscyplin plażowych muszą z zazdrością patrzeć na siatkarzy. Również mają olimpijskie aspiracje, ale w ich przypadku kończy się na życzeniach i deklaracjach. Choć sam Pele lobbował za włączeniem plażowej piłki nożnej do programu igrzysk w 2016 roku, choć ustępujący prezydent FIFA Sepp Blatter prowadził rozmowy z szefem komitetu organizacyjnego Rio de Janeiro 2016 Carlosem Nuzmanem, to beach soccera na razie próżno szukać w zestawie olimpijskich dyscyplin.

Zabawa od rana do rana. Trzydniowa

Można żałować, bo to dyscyplina bardzo widowiskowa. Znak firmowy? Przewrotka. Niemal z każdego miejsca na boisku, gdy tylko nadarzy się okazja. - To wizytówka beach soccera. Jest paru zawodników na świecie, w tym nasz Boguś Saganowski (brat piłkarza Legii Warszawa, Marka - przyp. red.), którzy specjalizują się właśnie w przewrotkach. To jest fajne, świetnie się ogląda, a ręce same składają się do braw. Zawodnik wykonujący przewrotkę ma ten handicap, że - zgodnie z przepisami - rywal nie może mu w tym momencie przeszkadzać - mówi w rozmowie z naszym serwisem Krzysztof Kuchciak, były reprezentant Polski i były selekcjoner Biało-Czerwonych.

"Kenny", bo taki przydomek nosi piłkarz z Łodzi, ma na koncie kilkadziesiąt występów w kadrze. Także w tych historycznych spotkaniach - na przykład pierwszym, w 2003 r. z Norwegią w Chodczu (6:4 dla Polski). - Wtedy jeszcze wszyscy traktowali piłkę plażową jako zabawę. Odbywało się to bardziej w formie relaksu, rekreacji. Owszem, każdy chciał coś ugrać, ale nie za wszelką cenę. Nie było "napinki" na wynik - wspomina.

Osobą, która spopularyzowała tę dyscyplinę w naszym kraju, był Michał Sieczko. Powołał Polską Federację Beach Soccera, organizował turnieje o mistrzostwo i o Puchar Polski. - Przyciągały one na trybuny masę ludzi z plaży. Przez całe trzy dni w danej miejscowości nadmorskiej wszyscy się bawili - od rana do... rana - kontynuuje Krzysztof Kuchciak.

Z czasem jednak na pierwszym planie znalazła się nie zabawa, a wyniki. Te zaś zaczęły być coraz lepsze. W 2006 r. reprezentacja Polski osiągnęła największy sukces w historii. - Nikt nie sądził, że awansujemy do finałowej szóstki Europejskiej Ligi Beach Soccera. Później mieliśmy w ciągu trzech dni przemieścić się z turnieju w Portugalii do Marsylii. Nie było środków na szybki transport, więc jechaliśmy 36 godzin pociągiem - mówi Kuchciak. Piłkarze byli mocno zmęczeni podróżą, ale nie wypuścili z rąk wielkiej szansy. W Marsylii zapewnili sobie awans na mistrzostwa świata w Brazylii.

Do Rzymu pojechały dwie kadry

Na mundialu na "dzień dobry" doszło do brutalnego zderzenia z rzeczywistością. Polacy, niemal prosto z podróży, zmierzyli się na słynnej Copacabanie z gospodarzami. Źle się to dla nich skończyło, przegrali aż 2:9. W kolejnym spotkaniu mierzyli się z Amerykanami. Klimat dał im się we znaki. Wilgotność powietrza wynosiła 80 procent, było niezwykle parno. - Ciężko nam było oddychać, a co dopiero biegać. To był kluczowy mecz, a nam przydarzył się kryzysowy dzień w aklimatyzacji. Przegraliśmy 2:4 - dodaje były reprezentant Polski. Mimo dwóch porażek Biało-Czerwoni zachowali szanse na wyjście z grupy. Musieli pokonać Japończyków różnicą czterech goli i... w ostatniej minucie prowadzili 8:4. Rywale zdołali jednak trafić po raz piąty, na 24 sekundy przed końcem. Po końcowym gwizdku jedni i drudzy padli na piasek załamani. Zachowanie Japończyków było bardzo dziwne. - Płakali, bo myśleli, że nie awansowali. Tymczasem źle policzyli bramki. Byli od nas lepsi o jedno trafienie - śmieje się nasz rozmówca.

Przewrotka w wykonaniu Bogusława Saganowskiego (w meczu towarzyskim z Brazylią)
Przewrotka w wykonaniu Bogusława Saganowskiego (w meczu towarzyskim z Brazylią)

Co ciekawe, w pewnym momencie mieliśmy nawet dwie reprezentacje. To był kuriozalny widok, gdy na Puchar Europy w Rzymie, w maju 2009 r., przyjechały dwie drużyny znad Wisły. PZPN - podążając za wytycznymi FIFA - utworzył komisję ds. piłki nożnej plażowej (działał w niej Tomasz Iwan). Nie porozumiał się jednak ze wspomnianą Polską Federacją Beach Soccera. - Do ostatniego momentu rozmawiałem z prezesem PZPN, Panem Grzegorz Lato. Pan Prezes poinformował mnie, iż posiada władzę, pieniądze i media, które nas zniszczą. Do końca starałem się doprowadzić do porozumienia i zapobiec międzynarodowemu skandalowi. Niestety pozycja siły PZPN okazała się silniejsza od prawa i zdrowego rozsądku - to fragment oświadczenia Michała Sieczki, szefa PFBS.

W hotelu w Rzymie stawiły się dwie nasze kadry. Ostatecznie drużyna pod egidą PFBS musiała się wyprowadzić, a w turnieju zagrała ekipa firmowana przez PZPN. Związek przejął kadrę, ale w jednym z niedawnych wywiadów prezes Zbigniew Boniek stawiał pytania o sens jej finansowania. - Dyscyplina jest niszowa i PZPN nie przykłada do niej takiej wagi. Wiadomo, pierwsza reprezentacja była, jest i będzie numerem jeden - kończy były piłkarz i selekcjoner kadry beach soccera. Plażowej kadrze od wspomnianego turnieju na Copacabanie już nie udało się awansować na mundial (w tym roku w lipcu odbędzie się w Portugalii). W Europie też obniżyła loty. W zeszłym roku spadła z Dywizji A (najwyższej) Europejskiej Ligi Beach Soccera. Okazało się jednak, że w niej pozostanie - z powodu wycofania się Holendrów.

Obrót o 360 stopni - to się opłaca!

O ile w futbolu jedyną nagrodą dla strzelca pięknego gola (np. przewrotką) są brawa kibiców, o tyle w plażowej odmianie szczypiorniaka "efekty specjalne" znajdują odzwierciedlenie w wyniku meczu. Za tzw. spektakularne bramki przyznawane są bowiem aż dwa punkty, za "zwykły" gol - jeden. Co trzeba zrobić, by dostać bonus? Najczęściej obrót o 360 stopni przed rzutem. Premiowana jest także tzw. wrzutka (złapanie piłki w wyskoku i natychmiastowy rzut). Krótko mówiąc: w plażowej piłce ręcznej opłaca się ryzykować i szukać dwóch punktów.

- Dlatego śmiało można powiedzieć, że to beach handball jest najbardziej widowiskową z wszystkich dyscyplin plażowych - przekonuje w rozmowie z naszym serwisem Klaudiusz Sevković. Uczestnik pierwszej edycji "Big Brothera" od lat działa w polskim szczypiorniaku, obecnie przewodniczy Komisji ds. piłki ręcznej plażowej przy ZPRP.

"Dwupunktowy" gol to nie jedyny przepis, który ma uatrakcyjnić widowisko. W przeciwieństwie do rozgrywek halowych drużyna musi wygrać obie połowy (używana jest nazwa "sety"), by zwyciężyć w meczu (2-0). Jeśli w setach będzie remis (1-1), wówczas decyduje seria rzutów karnych, czyli "shoot-out". Nie są to jednak rzuty z miejsca, lecz dynamiczne akcje - zawodnik otrzymuje kilkunastometrowe podanie od własnego bramkarza, może zrobić maksymalnie trzy kroki z piłką i oddać rzut. Co oczywiste - najlepiej poprzedzony obrotem o 360 stopni.

Zwycięstwo - porażka: cienka linia

- Ludzie, którzy nie zetknęli się z tą dyscypliną, pytają z niedowierzaniem: "Jak to piłka ręczna plażowa? To wy odbijacie piłkę na tym piasku?" - śmieje się Sevković. Gdy zobaczą, o co w tym chodzi, zwykle się do tego przekonują. Bo na brak emocji narzekać nie można. - W "plażówce" jest bardzo cienka linia między zwycięzcą a przegranym. Często decyduje jedna bramka, jeden rzut karny. Jest dużo strategii, mnóstwo zwrotów akcji. Nie ma nudnych meczów, tylko bramka za bramkę - zachwala szef polskiego beach handballu.

Pod koniec maja ruszył - w Krakowie - cykl turniejów o mistrzostwo Polski kobiet i mężczyzn - PGNiG Polish Beach Handball Tour. Wkrótce rozegrane zostaną zawody w Szczecinie, zaś w lipcu - dwukrotnie - w Gdańsku (przy molo w Brzeźnie). Także w przyszłym miesiącu obie reprezentacje Polski walczyć będą na ME w Hiszpanii (Lloret de Mar). Przed dwoma laty w Danii panowie zajęli 9. miejsce, panie - 12. - W 2017 roku piłka ręczna plażowa będzie w programie World Games we Wrocławiu - informuje Klaudiusz Sevković. A co z igrzyskami olimpijskimi? - Jeszcze nie w 2020 roku, ale może na którychś kolejnych - dodaje. Tuż po naszej rozmowie Światowa Federacja Piłki Ręcznej (IHF) zabrała głos w tej sprawie. - Naszym życzeniem jest, by beach handball był od 2024 roku dyscypliną olimpijską - powiedziała Amal Khalifa, kierownik IHF.

Rugby, tenis, a może... hokej?

Na piasku mierzą się przedstawiciele praktycznie wszystkich gier zespołowych. Beach basketball, czyli plażowa koszykówka, jest popularny w USA czy w Niemczech. Grają trzyosobowe zespoły, za każdy rzut - bez względu na odległość - przyznawany jest jeden punkt. Podobnie jak w handballu nie ma możliwości kozłowania, więc przewagę zdobywa się dzięki umiejętnemu ustawieniu, szybkim podaniom i rzutom.

Plażowe rugby najwięcej zwolenników ma we Włoszech. Dyscyplina ta nie doczekała się jednolitych przepisów. W zależności od turnieju różna jest np. liczba zawodników. W Polsce na piasku rywalizują drużyny pięcioosobowe. Punkty zdobywa się tylko poprzez przyłożenie, nie ma bramek. W sierpniu odbędzie się turniej Sopot Beach Rugby - mistrzostwa Polski kobiet i mężczyzn.

Także w Italii narodził się (w latach 80-tych) plażowy tenis. Powstały w tym kraju tysiące (to nie przesada) kortów. Rozgrywane są mistrzostwa świata i Europy, od 2008 roku w światowych strukturach zrzeszona jest także polska federacja. Sport ten reklamowany jest jako połączenie tenisa i siatkówki plażowej (przy czym siatka jest obniżona do 170 cm, a piłki miększe niż w tenisie). Rakiety zawodników nie posiadają naciągu, są zabudowane.

Na hasło "plażowy hokej" pewnie parskniecie śmiechem. Krążek sunie po lodzie, piłeczka mknie po murawie. Ciężko wyobrazić sobie płynną, szybką grę na piaszczystej nawierzchni. A jednak - beach hockey także ma swoich miłośników. Ojczyzną tej dyscypliny jest Holandia. Czym wyróżnia się plażowy hokej? Zdecydowanie większą piłką i większymi bramkami. Na trawie bramki zdobywać można z tzw. półkola strzałowego (przypominającego pole karne). Na plaży nie ma żadnych ograniczeń w tej kwestii, można strzelać z każdej pozycji.

Zbliżają się wakacje, nadmorskie miejscowości wkrótce zapełnią się turystami. Warto spędzić ten czas aktywnie, próbując którejś z plażowych dyscyplin. Zaznaczmy: na piasku nie gra się łatwo, trudniej się po nim poruszać czy wybijać. Kto jednak raz tego posmakuje, ten chętnie powraca. Bo frajda z gry w siatkówkę, piłkę nożną czy ręczną na plaży jest niesamowita.

Źródło artykułu:
Komentarze (3)
avatar
Thos
4.06.2015
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Fajny artykuł sam gram troche amatorsko w plazowke i szczeze mowiac odpowiada mi duzo bardziej niz halowa odmiana siatkowki. W polsce ta dyscyplina niesamowicie sie rozwija gdyz jest stoaunkowo Czytaj całość