Babatunde Aiyegbusi: Krzyczymy ze wszystkich sił: przestańcie zabijać czarnych!

To mogłem być ja, bo grałem w tym mieście, bo chodziłem po tych ulicach, bo mieszkałem blisko tego zdarzenia i mam ciemny kolor skóry - mówi o śmierci George'a Floyda były reprezentant Polski w futbolu amerykańskim, Babatunde Aiyegbusi.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Babatunde Aiyegbusi WP SportoweFakty / archiwum prywatne / Babatunde Aiyegbusi
Babatunde Aiyegbusi to syn Nigeryjczyka i Polki, urodził się w 1988 roku w Oleśnicy. Grał w juniorach Śląska Wrocław w koszykówkę, później został zawodnikiem futbolu amerykańskiego i występował w Giants Wrocław czy Warsaw Eagles. W latach 2013-17 występował w reprezentacji Polski. Kilka miesięcy był też graczem Minnesoty Vikings, drużyny z NFL - najlepszej ligi futbolu amerykańskiego na świecie. Obecnie mieszka w Orlando i zajmuje się wrestlingiem. W Polsce zmagał się z rasizmem, po śmierci George'a Floyda uduszonego przez policjanta, opowiada o dyskryminacji rasowej w Stanach Zjednoczonych.

Śmierć Floyda poruszyła świat sportu. Wielu piłkarzy Bundesligi i klubów Premier League solidaryzuje się z zamordowanym mieszkańcem Minneapolis. Zawodnik Borussii Dortmund Jadon Sancho po strzeleniu trzech goli w ostatni weekend pokazał przed kamerami koszulkę z napisem "sprawiedliwość dla George'a Floyda". Z kolei piłkarze Liverpoolu wspólnie uklękli na środku boiska przed treningiem, oddając w ten sposób hołd zmarłemu Afroamerykaninowi.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Od jak dawna jest pan w USA?

Babatunde Aiyegbusi, były gracz NFL: Od 2015 roku, czyli momentu, kiedy z Warsaw Eagles wyjechałem do Minnesoty Vikings do ligi NFL. Przyjechałem do Stanów sam, po kilku miesiącach dołączyła rodzina. Na razie nie ruszamy się z Orlando. Teraz zajmuję się wrestlingiem, tak naprawdę dopiero zaczynam swoją karierę w WWE, czyli firmie zajmującej się tym sportem. To wielki zaszczyt pracować w miejscu, do którego ludzie walą drzwiami i oknami.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Mistrz olimpijski jest strażakiem. Zbigniew Bródka opowiedział o pracy w czasach zarazy

Stany Zjednoczone stały się epicentrum zamieszek po śmierci George'a Floyda.

Ludzie mają prawo być rozgniewani, ale przemoc nie może być sposobem na przemoc. Sam mam problem z nazwaniem swoich uczuć. Targają mną emocje, ubolewam nad zmarnowanym życiem tego człowieka. To mogłem być ja, bo grałem w tym mieście, bo chodziłem po tych ulicach, bo mieszkałem blisko miejsca zdarzenia i mam ciemny kolor skóry.

Staram się jednak spojrzeć na to trzeźwo: zawiódł policjant, ale na poziomie ludzkim. Problem jest szerszy: chodzi o system. Od wielu lat za cicho mówi się, jak traktowani są czarnoskórzy. System w USA jest chory. Moim zdaniem dyskryminuje mniejszości narodowe. System w Stanach potrzebował czterech dni, żeby ten policjant, ten morderca, trafił do aresztu. Czterech dni! Dobrze wiemy, że zwykły obywatel od razu znalazłby się za kratami.

Potrafi pan wytłumaczyć, dlaczego doszło do tak tragicznego zdarzenia?

Jak w każdej społeczności, na postrzeganie jakiejś grupy często wpływ ma zachowanie jednostki. Są dobrzy policjanci, znam wielu, ale gdy masz w lodówce zepsute jajo, to nie udajesz, że jest dobrze, tylko wypieprzasz je do śmieci, bo śmierdzi w całym mieszkaniu. Do tej pory rozmowy nic nie dawały, teraz na Stany Zjednoczone patrzy cały świat. Nie wszystko mi się jednak podoba.

Co na przykład?

Wiem, że reszta świata widzi głównie zamieszki, ale proszę mi wierzyć - w Ameryce jest wiele pokojowych demonstracji. Nie rozumiem i nie popieram palenia sklepów czy samochodów. Zwłaszcza po pandemii koronawirusa, gdzie te biznesy nie funkcjonowały od dawna, a ich właściciele już wcześniej dostali po kieszeni. Dla mnie karygodne jest niszczyć czyjąś własność. Ludzi odkorkowało po pandemii i po wstrząsie, jakim były wydarzenia w Minneapolis, teraz szaleją

Myśli pan, że protesty coś zmienią?

To krzyk ze wszystkich sił: przestańcie zabijać czarnych! Takie tragiczne sytuacje miały miejsce wcześniej, zmieniło się jedynie to, że w końcu ktoś to nagrał i reszta świata zobaczyła, jaką wartością jest Afroamerykanin w USA. Nikt by się nie przejął, czytając o śmierci czarnego w gazecie. Ale nagranie wstrząsnęło społeczeństwem, pokazało, jak mało było warte życie człowieka dla mundurowego.

Pan spotkał się z dyskryminacją w USA?

W Stanach nie. Przyjechałem do Minnesoty jako gracz NFL, największej zawodowej ligi futbolu amerykańskiego. Nie chodziłem po ulicy, nie śmigałem po osiedlach na deskorolce. Jestem wielkim koniem, ważę 160 kilo, mam 206 centymetrów wzrostu, łatwo się było domyślić, że jestem profesjonalnym graczem. Ale w Polsce wytykali mnie palcami.

Urodził się pan w Oleśnicy na Dolnym Śląsku.

Od urodzenia zmagałem się z zacofaniem ludzi, rodzice tłumaczyli, że nie jestem gorszy, tylko rówieśnicy nie rozumieją, że można mieć inny kolor skóry. Sam tłumaczyłem sobie, że jestem po prostu wyjątkowy. Razem z siostrami, ojcem i kuzynem byliśmy jedynymi czarnymi w mieście, a ja jedynym ciemnoskórym w szkole. Proszę sobie wyobrazić reakcje mieszkańców Oleśnicy, gdy szliśmy ulicą. To mała czterdziestotysięczna mieścina. Starałem się nie zwracać na to uwagi, ale kątem oka nie dało się nie zauważyć, jak każda minięta osoba odwraca głowę. Albo pokazuje palcem. Wyzwiska też były, i bójki, na szczęście tylko kilka. Moją ucieczką od zawsze był sport, sukcesy zasłaniały obelgi. Później, gdy podrosłem, moja postura robiła wrażenie. Lepiej się było dwa razy zastanowić niż do mnie startować.

Czuje się pan jednak Polakiem.

Mam dwóch synów, dwa małe "budrysy", które świetnie mówią po polsku, a najlepiej: "tato, jestem głodny". Żona Luiza jest z Polski, komunikujemy się w tym języku, zresztą słyszy pan, że nie mam z polskim problemu.

Na drugie imię ma pan Łukasz.

Starszemu synkowi dałem na drugie Piotr. Cieszę się, że mimo nieciekawych początków, mentalność w Polsce bardzo się zmieniła. Gdy wyjeżdżałem z Warszawy do USA w 2015 było już zupełnie inaczej, zwiększyła się tolerancja. Ale ciągle, zresztą na całym świecie, trzeba o nią walczyć. Nie ma miejsca na rasizm, wszyscy jesteśmy równi, powinniśmy żyć w miłości i wzajemnym współczuciu. Teraz myślę o swoich chłopcach, o dzieciach sióstr. Rasistów trzeba piętnować. Widzimy, jak na śmierć Floyda zareagował świat sportu, z jego śmiercią solidaryzują się kluby piłkarskie, zawodnicy. Wielu z nich jest ciemnoskórych, dorastali z podobnymi problemami. Ja sam reprezentowałem WWE w rozmowach z federacjami innych dyscyplin. Dyskutowaliśmy o tolerancji rasowej, jak jej brak wpływa na człowieka.

Miał pan kiedyś problemy z policją?

W Polsce nie, funkcjonariusze woleli spisywać kolegów z osiedla, do mnie nie mieli zastrzeżeń. W Stanach również nie daję pretekstu do interwencji. Jeżeli widzę świecący kogut w lusterku, zjeżdżam na pobocze. Nieważne, czy policjant zatrzymał mnie niesłusznie, czy mam zły humor - wykonuję jego polecenia, okazuję szacunek i nie daję pretekstu, by dopuścić do napiętej sytuacji. Nie chcę ryzykować zdrowiem, bo nie wiadomo, na kogo trafię. W Stanach ludzie lubią się kłócić z policją, udowadniać, że mają rację. A często jest tak, że mundurowi odpuszczają mandat widząc, że chcesz współpracować.

Najgorsze, że zostały zaburzone fundamenty, teraz człowiek nie może czuć się bezpiecznie przy policjancie. Patrząc, jak umiera Floyd, widziałem siebie pod tym kolanem. To mógł być każdy, pan też, bo człowiek w mundurze miał chronić, a zabił. Mam nadzieję, że zamieszki się skończą, ale pokojowe protesty nie ustaną dopóki ktoś jasno nie przyzna się, że policjant nie miał prawa tak postąpić. Jego zachowanie zasługuje na publiczne potępienie. Floyd nie stawiał oporu, leżał i błagał o życie.

Nawet psa nie można tak traktować. Myślę sobie - kurde, ktoś nagrywał ten filmik, mógł coś zrobić. Ale może się bał, że policjant w niego wyceluje? To chore. Gniew w czarnoskórej społeczności narasta. Dlatego czarny jest z góry napięty, zły, zbuntowany. A jak trafi na idiotę, to kończy się to śmiercią.

U pana w Orlando jest bezpiecznie?

Doszło do kilku napiętych sytuacji również na ulicach Orlando, na szczęście nie w naszej części miasta. Z rodziną nie wychodzimy z domu. Mieszkamy z babcią, nie chcemy ryzykować po koronawirusie. Ważne, żeby ludzie zdali sobie sprawę, że rasizm to problem globalny. Wszyscy są zapatrzeni w siebie, pędzą. Koronawirus pokazał, że da się zwolnić, nawet wszystko zatrzymać i docenić to, co się ma. Staram się pomagać jak mogę. Ruszam z fundacją, nabieram rozmachu. Pomagamy teraz Kamili Borkowskiej chorej na mukowiscydozę (link do akcji). Mam też kilka innych projektów, które chciałbym zrealizować w Polsce.

Jakich?

Chcę, żeby jak najwięcej polskich fanów przekonało się do wrestlingu. To fajna rozrywka dla rodzin. Chciałbym przyjechać z WWE na Stadion Narodowy i stadion we Wrocławiu, wyjść z polską flagą i usłyszeć polskich fanów. Żeby Polacy zobaczyli, że wychodzi ich chłopak, z Oleśnicy. Grałem w futbol amerykański prawie 10 lat, również w reprezentacji Polski. Doszedłem do NFL, to był stopień w karierze, który doprowadził mnie do wrestlingu. Zagrałem jedną z głównych ról w filmie "Main Event", chłopaka marzącego o karierze w WWE - można zobaczyć na Netflixie. Teraz mam fanów do rozbawienia, idę do przodu. Liczę, że pojawię się w kraju jeszcze w tym roku. I zawsze będę walczył słowem o równość i tolerancję.

Robert Kubica: Dałbym sobie medal

Świat piłki w żałobie. Nie żyje Piotr Rocki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×